Żadnemu też nie zrobiono takiej reklamy jeszcze przed emisją kinową. A to Hollywood nie chciał wyłożyć kasy na produkcję, a to film się nie sprzeda, bo kto będzie oglądał coś o jakimś tam Chrystusie, a to, że Gibson przyznawał się do praktykowania katolicyzmu, co było dla środowisk lewacko-liberalnych szczytem bezczelności.
„Pasję” wyprodukował Gibson za własne pieniądze, film odniósł sukces – ludzie walili drzwiami i oknami, nawracali się, przeżywali, żałowali za grzechy. Było pięknie, ale nie dla naszych rodzimych tzw. krytyków filmowych i artystów. Agnieszka Holland nazwała filmowego Chrystusa „ochłapem mięsa”, Zdzisław Pietrasik z „Polityki” stwierdził, że nie rozumie pewnych scen – biedaczek! – a tak w ogóle film jest „do bani”, bo szerzy antysemityzm, jak ględzili „znawcy problemu”. Swoją drogą to ciekawe oskarżać o antysemityzm… Żydów, którzy uwierzyli w Chrystusa i którzy przekazali historyczną prawdę o sprawcach śmierci Mesjasza.
Film Gibsona jest filmem genialnym. Niby nic nowego, wszystko znane, tak było. Tak wyglądało Ukrzyżowanie, tak męczono wtedy skazańców, wszystko zgodnie z przekazem biblijnym i historycznym. Nic nowego, żadnej awangardy /na szczęście!/. Ale film zostawał w duszy na długo. Człowiek wychodził z kina i gdzieś rodził się niepokój, że nie zasługuje na to, aby Chrystus tak bardzo za nas cierpiał. Przechodzimy obok Krzyża obojętnie, w pośpiechu, niedbale się żegnamy i najlepiej, gdyby o cierpieniu nie mówić. Cierpienie nie jest modne. Lepiej karmić się marzeniami o szpitalu w Leśnej Górze, szukać miłości jak w M jak miłość /to jest miłość?!/ i przeżuwać papkę telewizyjnych programów, w których jedynymi działającymi komórkami są telefony tzw.celebrytów.
Ci sami ludzie, odwracający z obrzydzeniem wzrok od torturowanego Chrystusa w „Pasji”, oglądają potem horror lub thriller, gdzie trup ściele się gęsto, a krew leje strumieniami. Oglądają, żłopiąc colę i chrupiąc popcorn. Dlaczego? Czy nie jest to czasem postawa ucieczki przed prawdą życia w krainę filmowego złudzenia? Nikt nie wierzy przecież na serio, iż gliniarz rozprawia się w pojedynkę z setką zbirów, a potem spokojnie wraca do kochającej żony i przytula dzieci.
W „Pasji” na serio jest wszystko i może dlatego nie bardzo chcemy przyjąć prawdę o tym, że Ktoś mógł dobrowolnie cierpieć dla nas tak strasznie. Jeśli żyjemy w świecie cukierkowych seriali, to brzydka rzeczywistość z pewnością nie jest szczytem naszych marzeń. Ta ucieczka od życia jest właśnie naszym cierpieniem.
Cierpi się samotnie – jak Chrystus, wkracza się na Golgotę w samotności – jak Chrystus, umiera się samotnie – jak Chrystus, zapomina się o umarłych – jak o Chrystusie. Gdzie są nasze Pasje?
Człowiek nie może żyć bez cierpienia, nie dlatego, że do niego dąży, ale dlatego, że wyrastamy z Ofiary Chrystusa, że w Jego cierpieniu jest nasza nadzieja. I jeszcze dlatego, że cierpienie może nie zawsze uszlachetnia człowieka, ale stawia go przed wyzwaniem, na które musi szukać odpowiedzi. Stawia go przed pytaniami: dlaczego i po co. Szukanie odpowiedzi jest właśnie naszą Pasją. Czy my – ludzie XXI wieku – jesteśmy jeszcze homo viator – człowiekiem wędrującym? Czy jeszcze czegoś lub kogoś szukamy?
Profesor Anna Świderkówna – wybitna znawczyni Biblii – omawiając i analizując postawę starotestamentowego Hioba napisała, że „Hiob wprawdzie buntuje się przeciw Bogu, oskarża Go o obojętność, a nawet o okrucieństwo. Nigdy jednak nie przyjdzie temu nieszczęśnikowi do głowy, że Boga może w ogóle nie być! Tak więc wewnętrzne rozdarcie Hioba nie wynika z wątpliwości, czy Bóg jest, czy Go nie ma. Wiara w Biblii nie jest zatem nigdy intelektualnym przyjęciem istnienia Boga (to jest bowiem poza dyskusją), lecz przede wszystkim ufnością, zawierzeniem, oddaniem.”
Jest w filmie Gibsona scena jak symbol: Chrystus umiera i wtedy z góry spada na ziemię łza, w której odbija się cała przestrzeń. Żeby powiedzieć Norwidem: łza, co groby przecieka… Łza mogąca być zarówno symbolem cierpienia Boga, jak i Jego ogromnej miłości do ludzi – miłości – na którą nie zasługujemy.
Napisz komentarz
Komentarze