St. chor. rez. Wojciech Pilipiec na misję do Iraku wyjechał dwa razy. Po raz pierwszy uczestniczył w trzeciej zmianie.
- Moja macierzysta jednostka wystawia obsadę kontyngentu, dlatego z wielką chęcią zapisałam się na ten wyjazd. Miałem na względzie przygodę, możliwość zobaczenia jak pracuję inne armie świata oraz - co tu ukrywać - dobre zarobki - mówi Wojciech Pilipiec. Początki misji stabilizacyjnej były bardzo trudne dla międzynarodowego kontyngentu.
- Podczas trzeciej zmiany wszyscy jeszcze się uczyliśmy. Bywały problemy organizacyjne oraz inne związane z kwestią dopasowania się do warunków, jakie tam były. Międzynarodowa dywizja operowała na dużym terenie - wyjaśnia Pilipiec. - Misja stabilizacyjna polegała na tym, że wspierano administrację, budowy i rozbudowy oraz na kontroli stref czy przeciwdziałanie napadom terrorystycznym.
Każdy dzień służby nie był rutyną. Do końca nie można było przewidzieć, jak będzie wyglądała zmiana.
- Dzień pracy mógł wyglądać bardzo różnie, w zależności od tego jak nasilały się walki i ataki. Był ułatwiony system zmiany, żeby jak najmniej odczuwać zmęczenie fizyczne i psychiczne. Generalnie była taka zasada, że jeśli nie jest czas twojej zmiany, to odpoczywaj. Ale wiadomo, że trudno czasami było odpocząć. Rozmowa pomagała ludziom przetrwać - dodaje Wojciech Pilipiec. - Korzystaliśmy ze stołówki prowadzonej przez Amerykanów. Był to szwedzki stół z daniami typowo amerykańskimi: od hamburgerów po kurczaka na sto sposobów. Bywało i tak, że jedliśmy przez trzy tygodnie prowiant z puszek, bo nasza stołówka została zniszczona.
Chociaż żołnierze stale musieli być przygotowani na kontakt z wrogiem, to jednak we wspomnieniach pozostają nie tylko smutne obrazy.
- Bardzo pozytywnie wspominam możliwość kontaktu z inną kulturą. Jestem pełen podziwu dla ludności irackiej, która tak świetnie daje sobie radę w tamtych trudnych warunkach, gdzie w słońcu jest 50 stopni Celsjusza za ich wytrzymałość oraz podejście do życia i innych ludzi. Kiedy rozmawialiśmy między sobą o tych ludziach, to z tych rozmów wynikało, że są bardzo tolerancyjni, chociaż żyją tradycyjnie. Mogłem zobaczyć piękne rzeczy, to co zostało po ich kulturze, która przecież jest o wiele starsza od naszej - przyznaje Wojciech Pilipiec.
Dla żołnierzy służba podczas misji to była nie tylko praca. To był dotkliwy czas dla całej rodziny, która z niecierpliwością oczekiwała powrotu i z drżeniem odbierała informacje w mediach o kolejnych poległych żołnierzach.
- To jest przede wszystkim rozłąka. Ludzie bliscy dla siebie oddalają się od siebie. Na pewno to się przeniosło na funkcjonowanie rodziny. Życie inaczej wygląda tam i inaczej tu, biegnie innym rytmem - dodaje Pilipiec.
Dla wielu żołnierzy i ich rodzin misja w Iraku zakończyła się tragicznie. Podczas trzeciej zmiany zginął kpr. ndt. Krystian Andrzejczak. Jego śmierć spowodowała, że - na przekór wszystkiemu - st. chor. Wojciech Pilipiec postanowił do Iraku jeszcze wrócić. Jednak podczas kolejnej, siódmej zmiany widział śmierć st. sierż. Tomasza Murkowskiego.
- Tomek zginął 11 listopada 2006 r. Część osób z naszej zmiany postanowiła, że nigdy o nim nie zapomnimy i w każdą rocznicę jego śmieci jesteśmy na cmentarzu i zapalamy znicz na jego grobie - mówi Wojciech Pilipec. - Ostatnia zmiana przyczyniła się do tego, że podjąłem decyzję, by rozstać się z mundurem. Postanowiłem inaczej poukładać sobie życie.
Reklama
Gwiazdy na pamiątkę służby w Iraku
Żołnierze, którzy brali udział w misji stabilizacyjnej w Iraku, odebrali pamiątkowe odznaczenia. „Gwiazda Iraku” to tylko symbol ich trudnej pracy, z której wielu kolegów nie wróciło już do domu.
- 27.06.2012 13:50 (aktualizacja 01.04.2023 08:52)
Napisz komentarz
Komentarze