Opis i droga na Zamek Dybowski
Znaleziony różaniec ks. Jerzego – kapitan Szymczak z kontrwywiadu SB
Zamek Dybowski - idealne miejsce na takie akcje – w samym centrum, a jednocześnie na całkowitym uboczu. W latach 80 na terenie zamku wewnątrz znajdował się opuszczony dom mieszkalny. 2-3 osoby, z 7-osobowej grupy toruńskiej kapitana P. mogły tutaj czekać na przybycie Nyski, zabezpieczając teren przed niepożądanymi osobami. W normalnych warunkach samemu tam pójść wymaga odwagi, a co dopiero w okresie jesiennym nocą. W dzień łatwo obserwować ruch wokół zamku, gdyby ktoś się nim interesował.
Funkcjonariusz PRLowskich służb: „Szymczak musiał skądś wiedzieć, że należy tam szukać. Że przyszło mu w ogóle do głowy szukać na drodze do Zamku Dybowskiego. To trzeba mieć informację, że to tam miało być. Porównajmy ul. Portowa – obecnie Popiełuszki to jest na prawobrzeżnej części Torunia, a po drugiej stronie w linii prostej to jest kilometr jest Zamek Dybowski. To jest w ogóle inny rejon i żeby tu się dostać i szukać czegoś to trzeba wiedzieć. Czy to jest przypadek – porównanie hotel – zamek. Z tego zrobiono to, żeby zatrzeć ślady. Skoro Szymczak tu szukał po stronie zamku Dybowskiego, to musiał coś wiedzieć, dlaczego ma tam szukać? To równie dobrze mógłby szukać w każdym innym miejscu np. przy przystani wioślarskiej, bo tu się często jeździ, to raczej tu by można wtedy prędzej przypuszczać, że można pojechać samochodem, ale nie do Zamku Dybowskiego.
„Człowiek znajduje po drugiej stronie Wisły różaniec i co przerwano dalej śledztwo w tym kierunku? Dlaczego ten oficer skierował się w tamto miejsce, co go do tego skłoniło, co było dalej, czy prowadzono przeszukania zamku? Dlaczego się dalej o tym nie mówiło? Znaleźć w tym czasie różaniec, który należał do ks. Jerzego w miejscu tak charakterystycznym w pobliżu Zamku Dybowskiego, to przecież jasno i wyraźnie wskazywało trop? Kto zatem podjął decyzję żeby ten trop zbagatelizować? Może obawiano się, że zaprowadzi ten trop do ujawnienia współpracy grupy Piotrowskiego z grupą toruńskich esbeków z kapitanem P. na czele? A może ktoś jeszcze nad P. znał szczegóły operacji, skoro prowadzący tą sprawę kapitan Szymczak z kontrwywiadu SB (ten co znalazł różaniec) nie poszedł dalej tym śladem, bo się bał? Przecież tam znaleziono by ślady po ks. Popiełuszce. Ale nic nie robiono. Dlaczego ten oficer szukał tam śladów? Nie zrozumie się tej historii jak nie będzie się tam na miejscu. To nie jest miejsce gdzie mógłbyś szukać śladów.”
Nie udało nam się porozmawiać i sprawdzić czy kapitan Szymczak żyje.
Ks. Jerzy upuszczając swój charakterystyczny różaniec chciał żeby ktoś to znalazł, jako dowód jego porwania i obecności w tym miejscu. Różańca się nie nosi na szyi, tylko w kieszeni, musi być pod ręką do modlitwy.
Samochód do zamku Dybowskiego nie może do końca podjechać i SBecy musieli kawałek drogi przejść pieszo, prawdopodobnie trzymając ks. Jerzego pod ramię. Ręce mógł mieć wolne, a ponieważ miał płaszcz i w jego kieszeni różaniec, to mógł wsunąć dłoń po różaniec, a następnie niezauważenie upuścić go w trawę.
Leszek Szymkowski z Polskiego Radia pisze w “Sowieckim śladzie” - Na podstawie zachowanych w IPN notatek ujawniliśmy, że w 1982 r., w Bułgarii, kapitan SB rozpoczął współpracę z sowieckimi służbami specjalnymi. Nasze odkrycia pokrywają się z dokumentami ze śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej prowadzonego w latach 2002-2004 pod kierunkiem prokuratora Andrzeja Witkowskiego. Wynika z nich, że w Górsku ksiądz Jerzy Popiełuszko został uprowadzony i przewieziony w nieznane miejsce. Tam był przez kilkadziesiąt godzin torturowany. (należy dodać, że ks. Jerzy w dniu porwania nie najlepiej się czuł, miał stan podgorączkowy.) Głównym śladem pozwalającym odtworzyć to, co się naprawdę działo w nocy 19 października jest różaniec kapłana znaleziony w pobliżu Zamku Dybowskich w Toruniu. Jego wygląd opisuje notatka SB z 25 października. Czytamy w niej: "Różaniec nie był rozerwany; z wyglądu zewnętrznego świadczy, że w miejscu znalezienia nie leżał przez długi czas (brak śladów śniedzi na częściach metalowych)."
Notatka określa położenie różańca przy nieuczęszczanej ścieżce, tuż przy zamku. Technicy odtworzyli tam wówczas ślady opon samochodowych – takich, jakie najczęściej zakładano do "Nysy". Znajomi księdza potwierdzili, że ten różaniec należał do niego. Badania kryminalistyczne wykazały, że nie mógł leżeć w trawie dłużej niż kilka dni. Śledczy IPN-u są przekonani, że różaniec wysunął się z dłoni lub kieszeni księdza. Ich zdaniem, stało się to, gdy porywacze zatrzymali się, by przekazać kapłana innej grupie oprawców. Różaniec znalazłem na powierzchni płaskiej, na trawniku, na poziomie jezdni – zeznawał prokuratorom IPN kapitan Romuald Szymczak* z kontrwywiadu SB w Toruniu.
To, co przedstawił emerytowany oficer daleko odbiega od prawdy. Szymczak nie powiedział, że różaniec leżał na trawie, przy śladach opon, w miejscu, gdzie zwykle nie jeżdżą samochody. Zamiast zabezpieczyć różaniec, wbrew wszelkim zasadom podniósł go, wytarł i schował do kieszeni, co bardzo utrudniło dokładne przebadanie go. Z zachowanych dokumentów wynika, że na początku lat 80. Szymczak został wytypowany jako oficer toruńskiej SB do spraw kontaktów z rezydenturą KGB. Te kontakty mieściły się w zakresie normalnych obowiązków służbowych – zeznał 20 lat później. Jak ustalili prokuratorzy IPN, Szymczak utrzymywał też regularne kontakty z majorem Igorem Onyszko – ówczesnym rezydentem GRU, który miał swoją siedzibę na terenie bazy wojsk radzieckich w Toruniu. O tym jednak, podczas śledztwa nie chciał mówić. Zachowane notatki świadczą o tym, że kontakty Szymczaka z obydwoma oficerami nasiliły się w drugiej połowie października 1984 r.
V. Zmylenie tropu – trzymać sprawę jak najdalej od Torunia
Poza wcześniej wymienionymi funkcjonariuszami z grupy kapitana P., którzy zginęli bądź zmarli w dziwny sposób, śmierć świadków tych wydarzeń w Toruniu zebrała obfite żniwo.
Śmierć dyżurnego Komendy Miejskiej w Toruniu
„Informator: dyżurny Komendy Miejskiej kapitan C., który miał nocna służbę 19 października 1984 r., kiedy porwano ks. Popiełuszkę, też już nie żyje. Dzisiaj miałby 66-67 lat. Komenda Miejska była przy ulicy Bydgoskiej i rogu ulicy Ks. Kujota. C. spoczywa na cmentarzu przy ul. Gałczyńskiego. Był on w stopniu kapitana. Kapitan pełniący służbę dyżurnego 19.10.84?! To wszystko nastąpiło w jego godzinach. On musiał wszystko wiedzieć - gdzie samochody jadą, przecież wysyłał je, to się nie odbywało po cichu. On później wyjechał do RFN i jak po coś tu wrócił, to jak wracał ze swoją wnuczką zginął przed Bydgoszczą w wypadku, uderzył w drzewo na prostej drodze między Toruniem a Bydgoszczą. Może strzelono mu w oponę. Był on dość dobrym kierowcą Okazuje się, że on też najprawdopodobniej wiedział za dużo. Przyjechał coś załatwiać. Co załatwiał nie wiadomo, ale dopadnięto go od razu, coś mu zrobiono z samochodem. On dość szybko zginął nie wiem czy to nie było rok po. To była prawdziwa plaga śmierci ludzi urzędu spraw wewnętrznych w Toruniu.
Zastraszenie naczelnika
Edmund G. naczelnik wydziału dochodzeniowego Komendy Miejskiej MO w Toruniu – po tych wszystkich wydarzeniach samochód przejechał mu nogi i amputowane je. Czy chciano go przejechać, zabić nie wiadomo. Oficjalna wersja była taka, że naprawiał własny samochód na ulicy i na wystające nogi najechał samochód ciężarowy. Dziwna historia, ponieważ było go stać zaprowadzić samochód do warsztatu. Nie wiadomo, co z tą ciężarówką. Może też chciano go zlikwidować albo zastraszyć.
Śmierć wysłannika Jaruzelskiego
„Po jakimś czasie od porwania, przyjechał do hotelu Helios jakiś człowiek-inwalida, coś z nogą miał. I nagle jedzie ekipa, bo stwierdzono, że w hotelu on nie żyje. Władysław K. z tej grupy dochodzeniowej mówił, że chyba się zwolnię już z tego syfu. Mówi - zrobione morderstwo w pokoju hotelowym. Na ścianach krwawe odciski dłoni, bo walczono z tym człowiekiem. On może się bronił, może się ratował, w każdym razie ściany w krwawych odciskach dłoni. I z tego ekipa dochodzeniowa robi zawał serca – oficjalna wersja. A kurtka tego zabitego zostaje znaleziona vis a vis pokoju, w którym mieszkał tylko po drugiej stronie - została rzucona na taką przybudówkę hotelu. Musiano wyrzucić z okna pokoju po przeciwnej stronie. Z morderstwa zrobiono zawał serca. Tuszowaniem zajmowała się ta specgrupa. To się nie mieści w głowie. Ten Człowiek był prawdopodobnie przysłany przez Jaruzelskiego na jakąś kontrolę. Mówiło się o kontroli finansowej, ale tego dokładnie nie wiadomo i zamieszkał w hotelu Helios. Mógł to być rok 85 lub 86.
Władysław K. – młodszy chorąży, był w grupie specjalnej dochodzeniowej I Komisariatu, który brał udział w tej akcji. Chodził po cywilnemu (jest na liście esbeków ). On to widział na własne oczy. Te odciski palców i zamordowanego. On jest w stanie powiedzieć, jaki technik był na miejscu. Zawsze na miejscu zdarzenia musiał być technik do zabezpieczania dowodów. W tym czasie to chyba był Piotr D. z nimi, albo P.
Brak odpowiedzi na pytania
W.Ch. – pobyt w KM MO przy ul. Bydgoskiej. Co takiego tam mówiono, jak długo to trwało, kiedy podjęto decyzję o przewiezieniu do Warszawy? Dlaczego Ch. trzymano dłużej niż 48 godzin wbrew prawu i jego woli?
Wyjazd Ch. do Warszawy, który miał odbyć się w asyście mecenasa Edwarda Wende (jak wiadomo mecenasa zatrzymano na rogatkach Torunia, aby nie przeszkadzał w konwojowaniu Ch.) Ile godzin pozostawał sam w towarzystwie wysokich oficerów SB. Kim byli oficerowie, którzy z Ch, jechali? Co mówili, o co pytali? We wspomnieniach Ch., jakie zostały wydane w 1991 r., nie ma praktycznie nic na ten temat, a przecież było to kilka godzin jazdy z Torunia do Warszawy?. Czy było to przygotowanie świadka do określonej sytuacji?
Warto wspomnieć, że Ch. był wcześniej pracownikiem Straży Pożarnej, która podlegała resortowi MSW, była służbą mundurową. W jaki sposób udało mu się uniknąć wypadku w dniu 13 października 84r. (ostro najechał na Piotrowskiego, któremu nie udał się rzut kamieniem – czyżby dla zdobycia zaufania ks. Jerzego, jadącego wraz z działaczem mazowieckiej „S” - Sewerynem Jaworskim, którzy wracali z imienin ks. Jankowskiego.
Wojciech Krol ([email protected])
(www.portalpomorza.pl)
Reklama
38. rocznica porwania i męczeńskiej śmierci Błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki
19 października mija 38. rocznica porwania i zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki. Do dnia dzisiejszego nie jest znana cała prawda o Jego męczeńskiej śmierci. Przypominamy historię porwania i kulisy zbrodni, jakiej dokonali funkcjonariusze SB w 1984 roku.
- 19.10.2022 11:11
- Źródło: Dziennik Pomorza
Napisz komentarz
Komentarze