Rombark to mała, cicha miejscowość w gminie Pelplin – dwa bloki po Państwowym Gospodarstwie Rolnym oraz kilka domów – w sumie żyje tutaj niewiele ponad stu mieszkańców. Wszyscy dobrze się znają. Wieś jest tak mała, że nie ma nawet sklepu (codziennie oprócz niedzieli i świąt do wioski dojeżdża samochód piekarni ze świeżym pieczywem), ani swojego sołtysa. Funkcję tę pełni sołtys pobliskich Bielawek. Spokój mieszkańców mącą od czasu do czasu przejeżdżające drogą ciężarówki, które kierują się ku niedaleko budowanej autostradzie A-1.
Stuletnie mury „pałacyku”
Do domu państwa Borkowskich nietrudno trafić.
- Proszę kierować się do miejscowego „pałacyku” – wskazuje drogę jedna z mieszkanek Rombarka.
W owym „pałacyku” mieszka kilka rodzin – dom położony jest na lekkim wzniesieniu, w otoczeniu starodrzewia, wokół pofalowane łąki i pola. Nic, tylko porzucić miejskie spaliny, gonienie za nie wiadomo czym na złamanie karku i przeprowadzić się na wieś, gdzie przyroda jest na wyciągnięcie ręki.
Na progu domu witają nas gospodarze – Jerzy Borkowski z żoną Katarzyną. Z uśmiechem na ustach zapraszają do mieszkania. Już na klatce schodowej widać, że dom najlepsze lata ma dawno za sobą – przydałoby się przynajmniej pomalowanie odrapanych ścian. Wspinamy się na górę do mieszkania państwa Borkowskich, po drewnianych, mocno trzeszczących schodach. To pierwsza z kilku niespodzianek, które kryją ponad stuletnie mury „pałacyku”.
Uśmiech losu, ale…
Katarzyna i Jerzy Borkowscy znają się od małego. Z czasem dziecięce zabawy w rodzinnym Rombarku przerodziły się w uczucie – gdy pan Jerzy wrócił z wojska postanowili razem zamieszkać, potem przyszedł czas na ślub. Wkrótce zaczęły na świat przychodzić dzieci, kolejno - Jakub (21 lat), Karolina (19), Jeremiasz (17), Paulina (16), Wiktoria (14), Oskar (11), Maura (10), Agata (8), Filip (7), Kacper (6), Estera (4), Ola (1,5) oraz najmłodsza Zuzia (2 miesiące).
- W sumie osiem dziewczynek i pięciu chłopców, wszystkie jednakowo kochane – opowiada 40-letnia pani Katarzyna. – Dzieci uczą się różnie i mieszczą się pod tym względem w średniej krajowej, jeśli tak można powiedzieć. Ale nigdy jeszcze nie miały problemów ze zdaniem do następnej klasy.
Jak mówi pani Katarzyna są grzeczne i uczynne, zarówno chłopcy jak i dziewczynki dobrze znają swoje pozaszkolne obowiązki. Wiedzą, że w domu muszą rodzicom pomagać. Początkowo Borkowscy mieszkali w Gręblinie, jednak w ich domu wybuchł pożar. Rodzina przeprowadziła się do Pelplina – mieszkanie komunalne, właściwie „kawalerka” (wraz z kuchnią ok. 32 m kw.), wraz z rodzeniem się kolejnych dzieci stało się zbyt ciasne dla 10 już osób. Jak początkowo się wydawało, los w końcu uśmiechnął się do całej rodziny. Pojawiła się możliwość zamiany pelplińskiego mieszkania na dużo większe, na dodatek w Rombarku.
- Lokal na początku bardzo się nam spodobał i nawet długo się nie zastanawialiśmy nad przeprowadzką – wspomina pan Jerzy. – Jego zalety to przede wszystkim wielkość (bez poddaszy 76 m kw.), a co za tym idzie masa przestrzeni dla dzieci i ogród. Poza tym zawsze chcieliśmy wrócić na wieś.
W prawnych regulacjach zamiany mieszkań pomagał burmistrz Pelplina. Do byłej kawalerki Borkowskich trafił starszy pan, który w akcie darowizny (od której i tak trzeba było zapłacić stosowny podatek – wszelka dobroczynność jest widocznie traktowana przez fiskusa jako działalność handlowa) przekazał mieszkanie w Rombarku naszym rozmówcom.
- Wiedzieliśmy, że czekają nas remonty, ale w ogóle nie spodziewaliśmy się tak przykrych „tajemnic” nowego mieszkania – dodaje pan Jerzy.
Chłód i deszcz
„Pałacyk” ma około 130 lat. Przed 1989 r. mieszkali w nim pracownicy miejscowego PGR-u, a po jego upadku mieszkania zostały wykupione na własność. Jak ocenia pan Jerzy, ostatni remont domu był przeprowadzany 30 lat temu.
- Dopiero po przeprowadzce dowiedzieliśmy się, że rodziny, które mieszkały tutaj przed nami, zwykle po 5 latach stąd uciekały – relacjonuje pan Jerzy. – Już pierwszej zimy przekonaliśmy się dlaczego – mieszkania w żaden sposób nie da się ogrzać, bo ciepło ucieka przez nieszczelne okna.
W takich warunkach o chorobę, zwłaszcza u dzieci, nietrudno. O kolejnej przykrej niespodziance państwo Borkowscy dowiedzieli się wraz z padającymi deszczami. Dach okazał się dziurawy niczym sito.
- W czasie deszczu woda leje się z dachu i po ścianach strumieniami – mówi pani Katarzyna.
- Gdy tylko pada to wszystkie garnki i miski podstawiamy pod kapiącą wodę.
- Gdyby ciągle padało, to żona nie miałaby w czym obiadu ugotować – uzupełnia pan Jerzy.
Podczas remontu głównego pokoju (na którego suficie widać gdzieniegdzie deszczowe zacieki) cała rodzina była zmuszona mieszkać w najbardziej zalewanym pokoju. Teraz jest to pokój dziecięcy.
Oby nie przyszła wichura
Dopiero po zdjęciu desek stropowych w całości ukazał się opłakany widok konstrukcji dachowej (w sumie 360 m kw.) – przyczyny zalewania mieszkania. Przez dziurawe i pękające ze starości 40-letnie dachówki widać niebo.
- Wieczorem można sobie leżeć w pokoju, praktycznie pod gwiazdami – gorzko uśmiecha się pani Katarzyna.
W najgorszym stanie są belki podtrzymujące strop – zalewane przez padający deszcz gniją, a po wyschnięciu próchnieją. W jednej części poddasza widać nawet dziury w starych podłogowych deskach. Rodzina Borkowskich żyje w ciągłym strachu.
- Nie daj Boże, żeby była u nas wielka wichura, np. jak niedawno pod Częstochową, bo inaczej dach spadnie prosto na nas.
- Sąsiedzi przychodzili z pretensjami pytając co my takiego robimy, że ciągle ich zalewa po deszczu – mówi pan Jerzy. - Nawet nie wiedzieli, że dach jest w takim okropnym stanie! Gdyby go zobaczył inspektor budowlany, to by automatycznie zarządził demontaż ze względów bezpieczeństwa.
Pan Jerzy już nawet nie wie ile zużył desek i płyt, którymi łatał dziury w poddaszu, chroniąc mieszkanie przed deszczem. Deski to na razie w rodzinie Borkowskich towar bardzo potrzebny, tak bardzo, że pan Borkowski nie wahał się przed rozbiórką swojej obórki, aby je pozyskać.
O fachowca się nie martwią
Pan Jerzy zapisał dokładnie w notesie co musi wyremontować i ile potrzebuje na to materiałów. O takich ludziach jak on, mówi się, że fach mają w ręku. Z zawodu jest murarzem i wszystkie prace remontowe wykonuje samodzielnie. Dla niego nie jest to żaden problem, bo jak sam mówi, zbudował już ponad 20 domów praktycznie „od dziury”. Rodzina Borkowskich chce przede wszystkim wyremontować boczne części poddasza – w jednej z nich byłoby miejsce do nauki i odrabiania lekcji dla najstarszych dzieci, a w drugiej najmłodsze pociechy mogłyby się bawić. Najstarsze dzieci mają swoje potrzeby i jak to młodzież, każdy chce mieć własny kącik. Panu Jerzemu marzą się również duże okna dachowe, takie, które przepuszczają dużo słońca. Bo małe lufciki dają tak niewiele światła, że nawet w dzień jest tu po prostu ciemno. Na remont czeka także łazienka.
- O fachowca się nie martwimy, brakuje nam tylko materiałów – zaznacza pani Katarzyna. – Od kiedy tutaj mieszkamy mamy cały czas remonty. A skąd brać na to pieniądze, skoro męża tygodniówki idą od razu na opłaty i jedzenie. Codziennie samych bochenków chleba kupujemy 10, na sobotę i niedzielę aż 16.
Pani Katarzyna z konieczności zajmuje się domem.
- Niedawno otrzymałam skierowanie do pracy z Powiatowego Urzędu Pracy… w 8 miesiącu ciąży.
- To jakaś paranoja – nie kryje irytacji jej mąż. – Później urzędnicy z PUP mają pretensje, że nie odpowiada się na ich skierowania.
Państwo Borkowscy wolą nawet nie myśleć nad tym ile kosztowałby kapitalny remont mieszkania – jest to kwota z pewnością ponad ich możliwości finansowe.
- Gdy w jednym miejscu kończę coś robić, od razu muszę zabrać się za kolejne naprawy – załamuje ręce pan Jerzy. - W naszym przypadku chyba lepiej byłoby budować od podstaw niż remontować.
Dużo od życia nie chcemy
- Kiedyś przyjechał do nas pewien biznesmen – wspomina pan Jerzy. – Szukał w gminie rąk do pracy i za pomoc Urzędu Gminy w tych poszukiwaniach obiecał, że wyremontuje wskazany budynek. Burmistrz skierował go do nas. On przyjechał, popatrzył na nasze mieszkanie i obiecał, że jego firma zrobi remont. Nie muszę dodawać, że już nigdy go nie zobaczyliśmy…
Na szczęście inne starania władz gminy o pomoc rodzinie Borkowskich przyniosły bardziej wymierny skutek. Przykładem jest styczniowa impreza charytatywna „Bal Mestwina”. Z zebranych podczas niej pieniędzy kupiono Borkowskim lodówkę, a ponadto rodzina otrzymała czek, który zrealizowała kupując m. in. kafelki do łazienki oraz kabinę prysznicową.
Pan Jerzy prowadzi nas jeszcze do ogrodu. Podziwiamy tam imitację studni z drewnianym żurawiem, oczko wodne, drewniane grzybki, bujawki dla dzieci. Wokół równo przycięta i soczyście zielona trawa. Odpoczywając w taki miejscu można na chwilę zapomnieć o codziennych problemach.
- Jakie jest państwa największe marzenie?
- Na początek remont dachu – podkreśla pani Katarzyna. - Aby dzieci były zdrowe, dobrze się uczyły i miały zapewnioną przyszłość. Na koniec chcemy spokojnie dożyć starości w naszym domu. Nic więcej od życia nie chcemy...
Pomoc dla rodziny
Wydawnictwo Pomorskie postanowiło zainicjować akcję pomocy rodzinie Borkowskich, dotyczącą remontu dachu. Już podczas naszych pierwszych odwiedzin w Rombarku przekazaliśmy 12 kompletów paneli podłogowych.
- Bardzo za nie dziękujemy – mówił Jerzy Borkowski. – Położymy je na przedpokoju.
Państwu Borkowskim najbardziej zależy na naprawie dachu; jego konstrukcja jest w tak złym stanie, że zagraża bezpieczeństwu rodziny. Aby skutecznie przeprowadzić remont potrzeba – 20 płyt gipsowych, płyty wiórowe (100 m kw.), watę mineralną (na 100 m kw.), folie paro przepuszczalną (100 m kw.), folię czarną pod posadzkę (100 m kw.), deski (grub. 2,5 mm, razem 60 m kw.), krokwie (14 sztuk o dług. 4 m), mur łaty (6 sztuk o dług. 3 m), łaty (80 mb), okna dachowe (2 sztuki).
Państwo Borkowscy chcieliby ukończyć remont jeszcze przed zimą. Dlatego liczymy na wsparcie naszej akcji, zwłaszcza przez firmy budowlane. Podajemy także numer naszego konta bankowego dla tych Czytelników, którzy zapragnęliby pomóc rodzinie Borkowskich:
Wydawnictwo Pomorskie sp. z. o. o
ul. Kwiatowa 11, 83-110 Tczew
BPH PBK Oddział w Gdańsku
62 1060 0076 0000 3200 0098 1520
(z dopiskiem – pomoc dla Borkowskich
Napisz komentarz
Komentarze