Dla 1,5 – miesięcznej przygody warto było poświęcić czas i energię. Patronat medialny nad wyprawą objęła Gazeta Kociewska.
3 grudnia po 52 dniach wyprawy wylądował w Polsce. W ojczystym kraju przywitał go śnieg i kochająca rodzina. Rafał Kośnik wraca z wyprawy szczęśliwy. Z Amazonii przywozi do Starogardu Gd. fantastyczne wspomnienia, którymi oczywiście podzieli się z naszymi czytelnikami. Dzisiaj publikujemy pierwszą z trzech części podróży obejmującej dotarcie do rzeki oraz pierwsze wrażenia.
W towarzystwie… delfinów
Pierwsze kłopoty spotykają naszego podróżnika już na lotnisku. Ponieważ nie chcą go wpuścić na pokład z olbrzymim kajakiem, podróżnik leci sam, a sprzęt wysyła do Peru cargo. Na miejscu odbierają go wcześniej umówieni krajanie. Właściwie tylko dzięki ich pomocy, a konkretnie Wiesława Górskiego z „Domu Polskiego” udaje się wyruszyć dalej. Po dwóch dniach Rafał cudem odzyskuje swój sprzęt. Kolejnych 16 godzin autokarem i podróżnik staje nad brzegiem Amazonki, najdłuższej rzeki świata.
- Pierwsze wrażenie to: szok. Ja w małym kajaku, a naokoło ogromne statki oceaniczne – wspomina podróżnik. – Amazonka jest jak autostrada. Ruch panuje tam ogromny. No i do tego delfiny. Piękne zwierzęta, które towarzyszyły mi przez większą część wyprawy.
Pierwszy nocleg odbywa się już po czterech pierwszych kilometrach. Słońce zrobiło swoje, udar odbiera podróżnikowi siły. Chcąc nie chcąc przybija do brzegu, tam czeka go pierwszy kontakt z tubylcami. Ku zaskoczeniu miejscowi Peruwiańczycy okazują większą gościnę nawet od Polaków. Karmią go, poją, załadowują i rozładowują bagaż.
- Peruwiańczycy zatrzymali się w latach 20 biegłego wieku – tłumaczy podróżnik. – Nie mają maszyn, telewizji, żyją bardzo skromnie. Ale przy tym są niesamowicie gościnni. Przez pierwsze dwa tygodnie żyłem z tego co wrzucili mi do kajaka.
Pierwsze wrażenia: Amazonia umiera
Ale niezapomniane wrażenia to nie tylko same pozytywy. Pierwszy nocleg to także doświadczenie tropikalnej burzy.
- Przez 20 minut spadło tyle wody, że w wiosce powstało jezioro głębokości 60 cm – opowiada Rafał. – Co gorsza rozszalał się sztorm na rzece i cudem uratowałem kajak przed roztrzaskaniem. Oczywiście pomogli mi miejscowi.
Krótkie sztormy na liczącej 6,5 tys. km rzece będą towarzyszyły Rafałowi już niemal codziennie. Drugim niebezpieczeństwem czyhającym w wodzie okazały się wcale nie piranie, lecz kłody przetrzebionych lasów. Degradacja Amazonki postępuje dosłownie w oczach. Dziennie wycina się setki hektarów lasów, przy okazji zabija się egzotyczne zwierzęta, których skóry można kupić na targach „za grosze”. Śmierć Amazonii widać także z kajaka.
- Po ok. 300 km dopłynąłem do miejsca, gdzie usłyszałem hałas jak w kurniku – mówi Rafał. – Okazało się, że miejscowi łapali papugi. Przez noc w rozpostartą pomiędzy drzewami sieć złapało się ok. 2 tys. tych pięknych zwierząt. Część z nich padła, pozostałe pojadą w klatkach na zachód. Miejscowi zarabiają na tym grosze. A o ekologii nikt tam nie myśli.
W przyszłym numerze opowiemy o tym jak Rafał Kośnik przeżył tropikalny pożar oraz o tym jakie wrażenie zrobiło na nim pierwsze spotkanie z tradycyjnie żyjącym plemieniem Yagua.
Przegrał z Amazonką, ale wraca szczęśliwy
STAROGARD GD. Półtorej miesiąca trwała podróż Rafała Kośnika, który wybrał się w samotną podróż kajakiem z prądem Amazonki. Niestety, rzeka okazała się silniejsza. Z planowanych 5,5 tys. km udało się przewiosłować 1,7 tys. km. Starogardzianin przegrał z bólem, nie wytrzymał kręgosłup, nogi odmówiły posłuszeństwa. Jednak wraca szczęśliwy.
- 15.12.2010 00:00 (aktualizacja 12.08.2023 05:52)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze