sobota, 13 grudnia 2025 18:51
Reklama

Obóz pracy na Biskupiej Górce - tam, gdzie urzęduje policja

GDAŃSK. Mocno bity szukał nocą chłodnego miejsca na betonie ciasnej celi, by dać ulgę pobitym pośladkom. Kolegów nie wydał. Za sabotaż gospodarczy został skazany przez sąd w Wąbrzeźnie na siedem lat obozu pracy.
Obóz pracy na Biskupiej Górce - tam, gdzie urzęduje policja
Jeden bochenek chleba przypadał dla pięciu więźniów na cały dzień. Pracę nadzorowali kapo. Po wojnie spotkał jednego ze swoich oprawców. Nazywał się Szuldek. Chwalił się, że teraz pracuje w UB w Sopocie.

O obozie pracy na terenie Biskupiej Górki w Gdańsku wiemy ciągle niewiele. Nie wspominają o nim nawet poważne, poświęcone tej tematyce opracowania. Niestety, niewielu żyje już bezpośrednich świadków wydarzeń. Kto wie, czy jednym z ostatnich nie jest Władysław Kuchciński mieszkający w Gdańsku Wrzeszczu?

Ma 86 lat i mimo wieku nadal jest w dobrej kondycji, a i pamięć go nie zawodzi.

Resztki fundamentów, pordzewiały drut kolczasty. Odżywają wspomnienia
Po krótkich wahaniach zgadza się na wizję lokalną w miejscu byłego obozu. Nie był tam od czasu zakończenia wojny. Obecnie jest to teren Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, dlatego towarzyszy nam, kierujący Laboratorium Kryminalistyki KWP w Gdańsku, podinsp. Janusz Skosolas.
Nie bez trudu, ale znajdujemy to miejsce. Drewniane baraki już nie istnieją. Teren gęsto porosły krzewy i drzewa. Wśród nich resztki fundamentów jedynego niegdyś murowanego budynku komendantury obozu. Wśród porosłych krzakami jarów leżą jakieś porozbiórkowe resztki, w tym pordzewiałego drutu kolczastego. Nie wiadomo,  czy są z okresu wojny, czy późniejszego. Towarzyszący nam świadek rozpoznaje to miejsce. Odżywają wspomnienia.
W czasie wojny wraz z grupą kolegów - Andrzejem Tomaszkiem (spotkał go po wojnie) i Józefem Sobczakiem (dalsze jego losy są mu nieznane) – pracowali w niemieckich sklepach w Golubiu. Postanowili pomagać jeszcze nie wysiedlonym polskim rodzinom: ,,Trzeba było Niemcom szkodzić i dawać Polakom jedzenie ze sklepu.” Podkradali żywność i kartki żywnościowe. Niemcom, szczególnie tym ze wschodu Europy, nie znającym się na wadze i słabo władającym językiem niemieckim, niedoważali wydawany towar.
Sądzi, że wydać go mogła Polka z Dobrzynia, której darował wiaderko marmolady. Został zatrzymany i doprowadzony na gestapo. Przed przesłuchaniem zdążył jeszcze zjeść w toalecie ukradzione karki żywnościowe. Mocno bity szukał nocą chłodnego miejsca na betonie ciasnej celi, by dać ulgę pobitym pośladkom. Kolegów nie wydał.  Za sabotaż gospodarczy został skazany przez sąd w Wąbrzeźnie na siedem lat obozu pracy. Na dwa dni trafił do obozu w Stutthofie. Dłuższego popytu w nim uniknął dzięki zabiegom i znajomościom jego babci, baronowej von Krűdner. Trafił do obozu pracy na Biskupiej Górce.

Gdy przychodził ktoś nowy, pytali czy nie moczy się w nocy
Obóz był niewielki, przebywało w nim od 200 do 250 więźniów. Jego ogrodzenie wyznaczały słupy i naciągnięty pomiędzy nimi drut kolczasty. Nie pamięta ucieczek: ,,Bo i dokąd i jak w więziennych łachmanach mogliśmy uciec przez miasto?” Na terenie obozu były cztery baraki. W każdym po trzy sale, każda o pojemności od 20 do 30 osób, a w nich trzypiętrowe prycze. W każdym baraku stała też ,,koza” – metalowy piecyk. Rura od niego biegła przez cały barak. Niemile ją wspomina. Kiedyś przy sprzątaniu gruzów po nalocie w Gdyni znalazł kilka mokrych par skarpet. Chciał je wysuszyć i przewiesił przez tę rurę. Chwila nieuwagi, ktoś dołożył do pieca i było po jego skarpetach.
Gdy przychodził ktoś nowy, pytali czy nie moczy się w nocy. Jeżeli nie, to mógł iść na górne prycze. Problem nocnego moczenia był stosunkowo częsty. Powodem było najczęściej przeziębienie pęcherza moczowego. W barakach nie było toalet. Jedna latryna na zewnątrz służyła wszystkim. Duży dół, a nad nim dwa drągi. Pierwszy służył do siadania, drugi, nieco wyżej za nim, zabezpieczał przed wpadnięciem przy utracie równowagi. Chodzenie nocą, a szczególnie zimą tylko pogłębiało problemy z oddawaniem moczu.
Miał szczęście, bo dobrze znał język niemiecki, a że pochodził z rodziny aptekarzy, wiedział też co nieco o lekach. Dzięki temu trafiał czasem do pracy w izbie chorych. Zaopatrzenie było skromne. Z leków trochę jodyny i aspiryny. Z opatrunków gaza i plastry Mimo złych warunków śmiertelności dużej wśród nich nie było. Utkwiła mu w pamięci jedynie śmierć chłopaka, który zmarł na skutek choroby nocą w baraku na sąsiedniej pryczy.

Do pracy chodził z komandem cieśli
Pracowali m.in. na budowach we Wrzeszczu
Zdarzało się, że w izbie chorych nie było nikogo i wtedy musiał iść do ,,zwykłej” pracy na terenie Gdańska. Kto nie miał zawodu był do niego przyuczany. Byli podzieleni na budowlane komanda, m.in. murarzy i zdunów. Do pracy chodził z komandem cieśli. Pracowali m.in. na budowach we Wrzeszczu. Budowali też domy dla niemieckich rodzin w Gdańsku Chełmie. Wiosną 1944 r. po bombardowaniach Gdyni wielu z nich przebywało czasowo w obozie pracy w Gdyni Redłowie.
Pracę w zakresie solidności i tempa nadzorowali kapo. Musiała być wykonana szybko i bez straty czasu. Zdarzało się, że byli do pracy zrywani również nocą, np. do rozładunku materiałów budowlanych. Nie raz mdlały im ręce od ,,trag” wypełnionych cegłami.
Pamięta też prace przy niemieckim systemie zaciemniana miasta w czasie nalotów. Na okalających miasto wzgórzach były rozmieszczone duże beczki. Wystawały z nich grube pręty zakończone czymś, co porównuje do parasola wielkości anteny satelitarnej. Sprawdzali ich sprawność, a w przypadku ogłoszenia alarmu lotniczego i przy uwzględnieniu kierunku wiatru były uruchamiane. Wypływała z nich przykrywająca miasto biała i gęsta mgła.
Każdy dzień był podobny. Godzina piąta rano: apel i gimnastyka poranna. O szóstej: chleb i kawa. Jeden bochenek chleba przypadał dla pięciu więźniów na cały dzień. Kolacji nie było. Sprawiedliwego podziału pieczywa na prymitywnej wadze ze sznurków pilnował sztubowy. Chleba do dzisiaj nie wyrzuci. Zje też wszystko, co mu się na talerz nałoży, nawet podwójną dla jego potrzeb porcję.
O siódmej wychodzili do pracy. Na obiad mieli 15 minut. Przywożono zupę. Najpierw patrzyli jaką. Gdy była z jakąś tłustszą wkładką, to każdy chciał być pierwszy. Kucharz nie mieszał zupy przed wydaniem i zawsze nakładł z góry. Gdy była jarzynowa i gęstsza na dole, lepiej było stać na końcu kolejki. Zupy jedli w puszkach po konserwach. Z nich też pili napoje.
Ich ubiór był skromny. Po przyjściu do obozu otrzymywali brązowe pasiaki, później niektórym pozwalano na zniszczoną odzież cywilną. Butów nie mieli, chodzili w drewniakach. Gdy było zimno, okrywali się złożonym w pół i przewiązanym sznurkiem niczym peleryna, kocem.

Komendant obozu szedł z laseczką w ręku i przy jej pomocy oglądał ich genitalia
Może dlatego, że pracowali również na zewnątrz, a często i w kontakcie z ludnością, dbano o ich higienę. Wszy w obozie nie było. Często sprawdzano, czy się myją. Jeżeli ktoś podpadł, to kierowano go, nawet zimą, do stojącej na zewnątrz beczki z lodowatą wodą. Raz w tygodniu, w sobotę szli do łaźni na terenie Emaus. Tam mieli obowiązkową kąpiel. Po niej była zawsze ,,szwancparade”. Grupami, nadzy i na baczność musieli ustawiać się na ławce. Komendant obozu szedł z laseczką w ręku i przy jej pomocy oglądał ich genitalia: ,,Sprawdzał, czy ktoś jest Żydem. Nie wiem tylko dlaczego robił to co tydzień. Widocznie był też zboczony.”
Komendantem obozu był esesman, zaciekły hitlerowiec. Blondyn bez prawej ręki, miał wilczura. Karał szybko i za wszystko. Karano m.in. słupkiem - ukarany przez długi czas musiał stać ,,na baczność” na placu między  barakami. Przy próbach zmiany postawy bito go. Popularną karą była podwójna gimnastyka. Do zdecydowanie cięższych należało pozbawienie wyżywienia na kilka dni.
Ze względu na dobrą znajomość języka niemieckiego komendant brał czasami Władysława Kuchcińskiego do siebie. Sprzątał u niego i mył podłogi. Pamięta, jak kiedyś komendant kazał mu odpruć literę ,,P” i pójść do miasta po cebulę. Raz nawet dał mu swoją miskę przypalonego budyniu. Szybko zjadł wszystko, niestety miał potem długo problemy gastryczne. Od tamtej pory budyniu nie je do dzisiaj.
Obok obozu pracy była filia Stalagu XX B w Malborku dla podoficerów i szeregowych (Stalag XX B/Z Danzig – Bischofsberg). Istniał od 1940 do początku 1945 r. Przebywali w nim jeńcy belgijscy, brytyjscy, francuscy i włoscy. ,,To był mały obóz i byli w nim prości żołnierze. Chodzili w mundurach. Raz w miesiącu przyjeżdżała samochodem komisja Czerwonego Krzyża z Genewy. Sprawdzała ich warunki bytowe, racje żywnościowe i dostarczanie im paczek. Regularnie dostawali pięciodniowe przydziały. Było w nich wszystko, od papieru toaletowego po witaminizowaną czekoladę. Wielu z nich wychodziło do pracy na zewnątrz i miało dobre kontakty z ludnością cywilną".

Paczkę otrzymał raz, od kuzynki z Warszawy
Puszkę pasty do butów. Okazało się, że ukryła w niej smalec.
Jeńcy przerzucali na teren obozu pracy resztki jedzenia w puszkach po konserwach. Patrzyli, jak za płotem biją się o żywność. Niestety niektórzy z jeńców robili sobie z tego zabawę.
Paczkę Władysław Kuchciński otrzymał tylko raz, od kuzynki z Warszawy. Była w niej puszka pasty do butów. Pomyślał, że kuzynka chyba zwariowała, bo oni nie mają przecież butów. Okazało się, że zawartość stanowił ukryty w niej smalec. W paczce były też, a właściwie przede wszystkim papierosy. Wtedy też nauczył się palić. Pali niestety do dzisiaj.
Tak, jak w większości miejsc przymusowej izolacji, tak i w obozie na Biskupiej Górce, wytworzyły się specyficzne zasady współżycia. Do zwyczaju należało uczenie ,,noszenia trupa”. Był to pewnego rodzaju akt inicjacji obozowej stosowanej do nowo przybyłych więźniów. Jeden ,, z umówionych” i dłużej już siedzących w obozie rozbierał się do naga i kładł na podłodze. Drugi stawał przy jego rękach. Nowy więzień miał brać ,,trupa” za nogi. Kiedy pochylony trzymał już nogi w rękach i chciał je podnosić, leżący gwałtownie je podkurczał, a nieszczęśnik tracił równowagę i lądował twarzą w jego pośladkach.
Do zdecydowanie drastyczniejszych należał zwyczaj ,,topienia w kiblu”. Więźniowie karali nim osoby nie utrzymujące higieny lub ,,kombinujące w różny sposób kosztem innych więźniów”. Osobę taką siłą niesiono do latryny i za nogi nurzano w jej zawartości. Ubrudzony miał duży problem z doprowadzeniem się do czystości. Nie było odzieży na zmianę i możliwości kąpieli, co szczególnie doskwierało zimą. Więzień taki był już ,,naznaczony” i odrzucony przez pozostałych.

Po wojnie spotkał jednego ze swoich oprawców
W sierpniu 1944 r. obóz pracy zlikwidowano i rozwieziono ich do innych obozów. Obóz jeniecki pozostał. Władysław Kuchciński trafił do obozu pracy pod Malborkiem. Tu dotarły do nich wieści o wybuchu Powstania Warszawskiego. Postanowił uciec. Chciał się dostać na dworzec w Malborku. Został szybko złapany. W trakcie przesłuchania chwycił za ostrze noża grożącego mu nim policjanta. To go uratowało. Z mocno krwawiącą ręką został skierowany do szpitala. Po wyleczeniu, zimą 1945 r. skierowano go do obozu pod Aleksandrowem Kujawskim. Gdy front był już blisko, wraz dwojgiem innych, ukryli się w rowie i uciekli. Ucieczka się powiodła i odzyskali wolność.
Czas zatarł w pamięci wiele nazwisk towarzyszy niedoli. Pamięta postać carskiego jeszcze oficera kpt. Stanisława Łabędzkiego i Wysockiego - pracownika polskiego komisariatu w Gdyni. Po wojnie spotkał niewiele osób z obozu. Utrzymywał kontakty z nieżyjącymi już braćmi Jarmuszkami (z Edmundem, który był sztubowym zaprzyjaźnił się już w obozie), Szlachcicem i Derdowskim. Ze swoich oprawców wspomina spotkanie z obozowym pomocnikiem kapo: ,,Nazywał się Szuldek. Pamiętam go dobrze, bo lał porządnie za byle co. Spotkałem go po wojnie. Chwalił się, że teraz pracuje w UB w Sopocie.”

Historia czeka na udokumentowanie – podziel się wspomnieniami
Powojenne przeżycia Władysława Kuchcińskiego są równie ciekawe. Warto wspomnieć, że ukończył pierwszy rocznik Akademii Lekarskiej i pracował przez lata na Wydziale Farmacji i na Wydziale Lekarskim tej uczelni, z czasem przekształconej w Akademię Medyczną, w Gdańsku, która dziś nosi nazwę Gdański Uniwersytet Medyczny. Opublikował kilkadziesiąt prac naukowych. Na emeryturę przeszedł ze stanowiska zastępcy dyrektora ds. farmacji w ZOZ  Tczewie. Wcześniej pełnił jeszcze funkcję szefa nadzoru epidemiologicznego portów i wybrzeża.
Kilka z zachowanych obozowych zdjęć przekazał Władysław Kuchciński do powstającego Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. W archiwach placówki pozostanie też szkic obozu i złożona przez niego relacja. Dzięki temu nie zaginą i będą dalej służyły historii.
W szufladach i skrytkach wielu domów pozostaje jeszcze wiele cennych dowodów minionych czasów. Nie pozwólmy na ich utratę, na ich ,,zjedzenie” przez rdzę lub korniki, na rozkład zakwaszonego i zagrzybionego z czasem papieru. Pozwólmy im na dalsze życie. Jeżeli nie chcemy ich oddać, to pozwólmy na ich skopiowanie. Wiele archiwów i muzeów, w tym Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, pozostaje otwarte na ślady historii. Zainteresowanych odsyłamy do Gdańska na ul. Długą 81-83 (tel. 58/323-75-20; adres e-mail: [email protected] , lub  [email protected]).


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

agatajas 24.02.2016 11:06
Dawne obozy pracy to miejsca, które powinny być upamiętnione, a na Preply Korepetytorzy z historii w Słupskie http://preply.com/pl/Słupsk/korepetycje-z-historia

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
zopia 06.12.2015 05:47
Każdy kocha pogłębiania wiedzy, a kiedy rozpaczliwie szukają nowoczesnych sposobów zabawy, aby poprawić swoje umiejętności HISTORII, Preply jest odpowiedź. Dołącz Korepetytorzy z historii wag Słupskie http://preply.com/pl/Słupsk/korepetycje-z-historia

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Szprotka 06.10.2015 20:37
Mnie dziwi, że ludzie którzy byli w tamtych czasach oprawcami nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Na szczęscie mamy Preply w którym znajdziemy baza ofert pracy dla nauczycieli niemiecki Gdańsk http://preply.com/pl/gdansk/oferty-pracy-dla-nauczycieli-języka-niemieckiego

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Pineska 31.05.2015 11:21
Szukałam pracy, więc postanowiłam poszerzyć swoje lingwistyczne umiejętności. Było kilka ofert pracy dla nauczycieli języka niemieckiego w Gdańsku, skusiłam się na język niemiecki. Bank słów jest dość duży, ale z pomocą korepetytora, udało mi się go okiełznać. Jako nauczyciel wiem, jak trudno jest dobrze nauczyć obcego języka, zwłaszcza języka niemieckiego. Na początku przeczesałam wszystkie oferty pracy w Gdańsk, później natrafiłam na preply.com/pl/gdansk/oferty-pracy-dla-nauczycieli-języka-niemieckiego Naprawdę polecam, niemiecki na najwyższym poziomie. Duża baza ofert pracy, odnajdą się tu nie tylko nauczyciela, ale także uczniowie. Praca już czeka otworem!

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
stoczniowiec-były 09.10.2011 19:21
Jest Pan bohaterem... Panie Władysławie,jest Pan bohaterem.Dla mnie jest trudne do wyobrażenia, jak w takich warunkach Pan przeżył.Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Reklama
Reklama
Reklama
zachmurzenie duże

Temperatura: 5°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1020 hPa
Wiatr: 19 km/h

Reklama
Reklama
Ostatnie komentarze
Reklama