Marian Sarnowski, kolega Ciechowskiego z liceum, twierdzi, że absolutnie nie.
- Gdyby nie korzenie, z których wyrósł, gdyby nie Jacek Kliński, który był jego guru, gdyby nie wszystkie inne znajomości, które tu zawarł… - przerywa wyliczankę i zastanawia się chwilę. - Zresztą ja też miałem w tym swój udział: puszczałem mu kawałki King Crimson, Jethro Tull i innych kapel, których wpływ słychać w późniejszych dokonaniach Grzegorza.
Sarnowski zauważa, że choć dopiero w Toruniu zdobył rozgłos, Obywatel GC powstał jeszcze w Tczewie. Wyrósł i wychował się pośród swoich znajomych ze szkoły i z zespołów, w których rozpoczął swoją karierę. Rozmawialiśmy z kilkoma przyjaciółmi Grzegorza Ciechowskiego z okresu, kiedy mieszkał w Tczewie. Jakim był człowiekiem, kiedy go poznali? Czy różnił się od późniejszego Ciechowskiego, znanego z mediów?
Koledzy z zespołu
- W połowie lat 60. prowadziłem w kościele szkolnym zespół big beatowy - wspomina Adam Przybyłowski. - Graliśmy całkiem fajną muzyczkę, zajęliśmy nawet jakieś poważne miejsca na kilku ogólnopolskich konkurach. W pewnym momencie ks. Piotr Wysga przyprowadził do nas młodego blondynka, który pisał wiersze i który chciał posłuchać co gramy. Tak poznałem Grzegorza.
Kolegą Ciechowskiego z zespołu, choć poznali się już w podstawówce, jest też Krzysztof Okupski.
- W 1975 r. spotkaliśmy się przypadkowo na ulicy. Szedłem akurat z pożyczoną gitarą elektryczną. Grzegorz mnie zauważył i zaczepił. Okazało się, że on także gra.
Kiedy młody Ciechowski zaczął grać?
- Pewnego razu ja i Jacek Kliński spytaliśmy Grzegorza: „Nie możesz złapać za jakiś flet?” - opowiada Przybyłowski. - No i zaczął grać!
Okupski dołączył do zespołu Przybyłowskiego jako skrzypek. Oprócz tego istniał Nocny Pociąg, czyli „świecka” wersja zespołu pod szefostwem Jacka Klińskiego. Kiedy Jacek zmarł w noc sylwestrową w 1981 r., zespół przestał istnieć, a Grzegorz na dobre zadomowił się na scenie toruńskiej.
Lider czy szara myszka?
Jolanta Drewa poznała Ciechowskiego w liceum.
- Kiedy na początku drugiej klasy przyszłam do szkoły, od razu rzucił mi się w oczy - jego wygląd, zachowanie, sposób bycia… Zawsze odróżniał się od chłopaków w swoim wieku. Był inny, ale oczywiście w pozytywny sposób.
Drewa dodaje, że Grzegorz już wtedy miał bardzo silną osobowość, był dojrzalszy, lubił dominować.
- Trudno mi go sobie wyobrazić jako małego chłopca - przyznaje z uśmiechem.
Faktycznie, Ciechowski lubił dominować, był nawet gospodarzem klasy. Jednak kiedy przyszło mu grać z zawodowymi muzykami, wyciszał się.
- W momencie kiedy Grzegorz zaczął uczęszczać na nasze próby, ja byłem już „solidnym” facetem z rodziną - wspomina Przybyłowski. - Nie byliśmy zafascynowani graniem Grzesia, było raczej odwrotnie. Jacek Kliński był jego guru.
Kiedy zaczął grać w Toruniu, dalej się nie wywyższał.
- W Res Publice był raczej szarą myszą - tłumaczy Krzysztof Okupski. - Na początku nie mógł się rzucać, bo w zespole grali chłopaki na naprawdę wysokim, profesjonalnym poziomie. Później rzeczywiście zaczął dominować.
Okupski tłumaczy późniejsze zachowanie Grzegorza jego rolą w zespole.
- Osoba, która przynosi teksty i muzykę, a do tego śpiewa, musi być w zespole liderem. Grzegorz wziął tę rolę na siebie. Dlatego też nazwa Republika jest nazwą bardzo przewrotną. Zespół powinien nazywać się raczej Monarchia Absolutna.
W hegemonii Ciechowskiego dopatruje się także przyczyn rozłamu Republiki w 1986 r.
- Muzycy powiedzieli Grzegorzowi „Nie gramy razem, za dużo chcesz - zadzwoń do nas jak się zdecydujesz”. Na co on odpowiedział „To wy zadzwońcie do mnie, jak wy się zdecydujecie”.
Poeta, muzyk i… imprezowicz?
Nie wszystkim znajomym Ciechowskiego podoba się jego muzyka, natomiast wszyscy chwalą go za teksty.
- Pamiętam jego zapał do pisania - mówi Jolanta Drewa. - Ja też pisałam, taka była wtedy moda. Wysyłaliśmy z Grzegorzem nasze wiersze razem, w jednej kopercie (dla oszczędności). Za nic jednak nie chcieli ich wydrukować. Byliśmy oburzeni i zawsze krytykowaliśmy wiersze, które się ukazywały zamiast naszych. Nasze były przecież lepsze! Za to kiedy zdaliśmy maturę, nasza polonistka stwierdziła, że dwie najładniejsze prace, to moja i Grzegorza.
Wiersze pisał także Marian Sarnowski.
- Dawałem mu moje teksty do oceny. Wymienialiśmy się tym co tworzyliśmy.
Czym jeszcze, poza muzyką i poezją, interesował się Grzegorz Ciechowski?
- Bardzo się wtedy interesowaliśmy seksem, byliśmy nim przesiąknięci do szpiku kości - śmieje się Krzysztof Okupski.
Czy to znaczy, że poważny i wydoroślały artysta-intelektualista to jedynie przykrywka?
- Grzegorz potrafił się też zabawić! - zaznacza Sarnowski. - Po koncercie Republiki w Zielonej Górze jeździliśmy po mieście Lincolnem tak długo, aż wypiliśmy wszystko co było w barku. A potem jeszcze pojechaliśmy na dyskotekę!
- Miał specyficzne poczucie humoru i był wesołym człowiekiem - dodaje Okupski. - Kiedy jednak pracował nad muzyką, bardzo się skupiał. Był wtedy poważny, wręcz nadąsany. Było w tym trochę bufonady.
Kim pozostał w ich pamięci
Dowcipniś, ale jednocześnie poważny muzyk.
- Grzegorz nie był osobą, która przypominała tzw. artystę rockowego, rozdartego jak Kurt Cobain czy Jim Morrison - ocenia Okupski. - On przypominał raczej klasycznego muzyka, który zasiadał do kompozycji jak Ryszard Strauss do partytury i po prostu pracował, pisał piosenkę. Był bardziej muzykiem artystą niż muzykiem gwiazdą.
Adam Przybyłowski wspomina Grzegorza jako wiecznie zamyślonego młodzieńca.
- Choć grał z nami na próbach, myślami był gdzieś dalej, w innym miejscu.
Jolanta Drewa zapamiętała Ciechowskiego jako sympatycznego kolegę o specyficznym charakterze i silnej osobowości.
- Nie przypominam sobie, by ktoś w szkole kwestionował jego pozycję. Nie dlatego, że się go bali, po prostu tak się utarło: on ma rację. Wszyscy liczyli się z jego zdaniem. Pamiętam, jak zwierzyłam mu się kiedyś, że spodobał mi się pewien chłopak. Grzegorz, kiedy się dowiedział o kim mówię, stwierdził że ten chłopak wcale nie jest taki fajny. Rzeczywiście, dla mnie też już przestał być wtedy fajny.
Człowiek o specyficznym poczuciu humoru, ambitny i zamyślony młodzieniec oraz wielki autorytet dla znajomych ze szkoły. Kim był jeszcze?
- Był bardzo dobrym kumplem! - podkreśla Sarnowski. - Nigdy się ze sobą nie nudziliśmy. Pamiętam jak siedzieliśmy w jego samochodzie i całą noc słuchaliśmy i dyskutowaliśmy na temat jego „Siódmej Pieczęci”.
Czy utrzymał przyjaźń z Grzegorzem? - Do końca życia!
Grzegorz tczewianin i Grzegorz gwiazda
Czy Grzegorz, którego nasi rozmówcy poznali jako młodzieńca, który pisze wiersze, różni się czymś od Grzegorza, którego znamy z mediów? Jolanta Drewa i Marian Sarnowski twierdzą, że niczym.
- Może jedynie stylizacją - zauważa Drewa. - Jako młody chłopak nie przywiązywał wagi do ubioru i wyglądu, ale tego wymagała od niego scena. W sposobie bycia nie zmienił się w ogóle.
Krzysztof Okupski zaznacza, że medialny Grzegorz zachowywał się zupełnie inaczej, niż Grzegorz-kolega.
- Przyjmował maskę poważnego. Chciał się wyróżnić w masie rockowego szajsu, chciał być rockmanem-intelektualistą. On zresztą rockiem trochę gardził, zawsze chciał być polskim Frankiem Zappą, którego twórczości nie da się jednoznacznie zaszufladkować. On chciał być kimś więcej niż rockmanem, który pali pod mostem skręty.
Ucieczka czy przymus?
Grzegorz Ciechowski wyjechał do Torunia po ukończeniu liceum w 1976 r.
- Zakochał się w koleżance z klasy, poszedł za nią na studia do Torunia - opowiada Jolanta Drewa. - Zaczął wtedy grać w zespole Res Publica.
- Był rok 1980, Grzegorz jedną nogą był w Toruniu, jedną w Tczewie - relacjonuje Krzysztof Okupski. - W Tczewie powstał Nocny Pociąg, jednak Republika zaczęła się rozwijać, a Grzegorz, choć seplenił (miał nawet na tym tle kompleksy), czuł się coraz pewniej jako wokalista.
Czy zadomowienie się Ciechowskiego na toruńskiej scenie, jego pierwsze sukcesy, należy rozumieć jako odżegnanie się od tczewskiego pochodzenia? Zdecydowanie nie.
- Żeby coś zrobić musiał się stąd wyrwać - wyjaśnia Okupski. - Do dziś Tczew jest prowincjonalnym miasteczkiem. Nawet Toruń na mapie Polski jest miastem dość prowincjonalnym. Jego prawdziwe gwiazdorstwo zaczęło się w Warszawie.
Później, w programie „Kawa czy herbata”, Grzegorz Ciechowski powiedział, że pochodzi z małej miejscowości koło Gdańska. Wielu tczewian odczytało to jako wypięcie się na rodzinną miejscowość.
- Ja czytałam wywiady, oglądałam jego wypowiedzi w telewizji i nigdy nie usłyszałam z jego ust wypowiedzi, która by go zdyskredytowała - twierdzi Jolanta Drewa. - Raczej trudno, by podczas 5-minutowej wypowiedzi 3 minuty mówił o Tczewie. Jednak często o nim wspominał i nigdy w negatywnym sensie.
Koleżanka Ciechowskiego z liceum wspomina spotkanie klasowe w 1997 r.
- Grzegorz na nie przyjechał, był wtedy bardzo fajny. Zachowywał się rewelacyjnie! Z każdym rozmawiał, był ciepły, dużo opowiadał, bez zadęcia.
Nie należy mówić, że Grzegorz Ciechowski zapomniał o Tczewie. Chcąc osiągnąć cokolwiek większego, po prostu musiał stąd wyjechać. Często odwiedzał rodzinę i znajomych, wspominał Tczew, opowiadał o nim. A że w towarzystwie przedstawiał się jako „Pomorzanin”? Przecież nim był.
Zaginione nagranie
Nie wszyscy wiedzą, że Republika zagrała także w Tczewie (w 1984 r.).
- Jeden jedyny koncert, który Grzegorz zagrał tu z Republiką, a który ja zorganizowałem, nie cieszył się, niestety, popularnością - wspomina Marian Sarnowski. - Byliśmy bardzo zawiedzeni frekwencją, tym bardziej, że koncert był bardzo dobrze przygotowany.
Istnieje nagranie z tego koncertu, jednak nie wiadomo kto je ma.
- Miałem kiedyś to nagranie na kasecie VHS – mówi Sarnowski. Widziałem je, było dobre. Niestety, nie wiem kto je obecnie ma.
Adam Przybyłowski, który także poszukuje tego nagrania, nie był na tczewskim koncercie, ponieważ nawet o nim nie wiedział.
- Wystep był słabo rozreklamowany. Wiem tylko, że Grzegorz był strasznie zawiedzionym tym koncertem, bo przyszło bardzo mało ludzi. Przyszli nie ci ludzie, nie na ten koncert.
Napisz komentarz
Komentarze