- Na razie jest jedna budka, jako eksperyment – powiedział trzy tygodnie temu Mieczysław Połomski, gospodarz miasta. - Chcemy wysondować, w jakim czasie się przyjmie, a potem postawimy więcej.
Niestety, kocia budka została przeniesiona w inne miejsce lub zmieniła właściciela. Zapytaliśmy w magistracie, czy rzeczywiście mieszkanie zwierzaków zmieniło lokalizację.
- Nie wiadomo, co się stało z budką dla kotów – mówi zaskoczony Mieczysław Połomski. - Nie wydaliśmy polecenia, by przenieść ją w inne miejsce – potwierdza Alicja Wiśniewska z Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta.
Szkoda, bo rzeczywiście drogą prób można było spróbować wyprowadzić bezdomne koty z osiedla Bema. Tym bardziej, że jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, znów tam narasta konflikt.
Koci dom kosztował 400 zł. Postał trzy tygodnie bezużytecznie przy drodze wojewódzkiej, po czym zmienił właściciela.
Być może sprawy kocie pójdą swoimi drogami, jak to mają z zwyczaju rzeczone zwierzaki. Z niepokojem natomiast słuchamy dochodzących do redakcji wieści, że tczewskie schronisko wciąż odmawia nam przyjmowania bezdomnych psów.
- Sprawa schroniska to problem trudny i delikatny – mówi Mieczysław Połomski, gospodarz miasta. - Ważne, że w ogóle coś się robi, coś się dzieje – twierdzi. - Nikomu bardziej, niż Malborkowi, nie zależy na tym, by postawić na terenie przytułku klatki – przekonuje gospodarz miasta.
A co się dzieje? Bo z ostatnich informacji od Czytelniczki wiemy, że ciągle malborskich psów nie chcą widzieć w schronisku w Tczewie.
Zniknął domek dla kotów postawiony przy ul. De Gaulle'a. Pod koniec czerwca pisaliśmy o inicjatywie gospodarza miasta, który – tak się wydawało - znalazł sposób, by rozwiązać problem bezdomnych kotów, które szczególnie nie są lubiane na osiedlu przy ul. Bema.
- Znalazłam przy drodze w okolicach Stogów psa – opowiada Anna Piórowska. - Zabiedzony, chudy, wycieńczony ze śladem po sznurku na szyi. Bez problemu wzięłam go na ręce i zawiozłam do schroniska w Tczewie – bo gdzie? W domu mam suczkę, w dodatku w okresie cieczki, nie mogłam go przygarnąć. Obdzwoniłam znajomych – bez skutku.
W schronisku, z którym Malbork od trzech miesięcy ma umowę, odmówiono przyjęcia zwierzaka – bo pies jest z Malborka. Po ostrej wymianie zdań i interwencji wolontariuszki, która współpracuje z OTOZ Animals, psa przyjęto.
- Czuję wielki niesmak. Wiem, bo czytałam w lokalnej prasie, że miasto nie postawiło obiecanych wybiegów w tczewskim schronisku, stąd problem. Ale jako zwykły mieszkaniec miasta, co w tej sytuacji mam zrobić? Porzucić psa na drodze? Przywiązać do bramy schroniska i uciec? - pyta zdenerwowana.
Te same pytania zadaliśmy w poniedziałek Alicji Wiśniewskiej z Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska w malborskim magistracie.
- Przygotowuję umowę, którą mamy podpisać z firmą, na wykonanie dwóch wybiegów dla psów – wyjaśnia urzędniczka. - Sprawa się przeciąga, ponieważ propozycje tańszych boksów nie zostały zaakceptowane przez kierowniczkę schroniska.
Pierwotnie Malbork miał postawić trzy wybiegi, każdy z zadaszeniem i ogrodzony, o wymiarach 5x8 m. Niestety, koszt postawienia takich klatek – ponad 50 tys. zł - przekracza możliwości miasta. Stąd decyzja i kolejne negocjacje z przytułkiem dla bezdomnych zwierząt, by na tę chwilę były dwa wybiegi. W magistracie zapewniają, że natychmiast po podpisaniu umowy z wykonawca, zacznie się budowa koniecznych boksów dla malborskich czworonogów.
Reklama
Bezdomne psy i koty wałęsają się swoimi drogami
MALBORK. Znalezionego przy drodze psa – zabiedzonego, wycieńczonego ze śladem po sznurku na szyi nie chcieli przyjąć w schronisku w Tczewie, bo pies pochodził z... Malborka!
- 18.07.2008 00:11 (aktualizacja 14.08.2023 06:16)
Napisz komentarz
Komentarze