Od kilku lat tym samym tropem poszło wielu kaszubskich gospodarzy, szczególnie ci z okolic Ostrzyc i Szymbarku, na przykład prowadzący gospodarstwo agroturystyczne państwo Katarzyna i Adam Wydrowscy z Goręczyna.
- Gdy miałem 15 lat, przez naszą wieś przejeżdżały kuligi organizowane przez PTTK. Gdy Towarzystwo przestało się tym zajmować, ośrodek „U Stolema” szukał osób, które mogłyby zapewnić taką atrakcję klientom. A że zawsze bawiło mnie wesołe spędzanie czasu z ludźmi, miałem konie i sanki, zaczęliśmy z wujkiem jeździć. Tak się zaczęło... – wspomina Adam Wydrowski.
Po latach mają już bogatą ofertę skierowaną do turystów. Podczas przebudowy domu postanowili powiększyć go o dodatkowe piętro i wynajmować pokoje. Przyjeżdżają do nich wczasowicze z całej Polski, choć głównie z Trójmiasta, którzy chcą wypoczywać niedaleko jezior i lasów, ale w spokoju a nie w zatłoczonych latem Ostrzycach. Obok budynku mogą zasiąść w zakątku zieleni z grillem, a za domem rozpalić ognisko, zobaczyć pobliskie atrakcje jak najdłuższa deska świata czy wieża widokowa i powędkować. Największą popularnością cieszą się jednak konie, a wśród najmłodszych turystów kuce. Początkowo organizowano tu tylko kuligi, ale z czasem zaczęli obwozić przyjezdnych wozami drabiniastymi i bryczkami, co zapoczątkował Tadeusz Kupper z Kolana. Od kilku lat zaczęły one zyskiwać coraz większą popularność, nawet wśród młodych par jadących do ślubu. Dyrektor somonińskiego GOK-u wpadł nawet na pomysł, by organizować egzaminy w powożeniu bryczkami, zdający otrzymuje dokument - „Kaszebszi Kuczer” sygnowany przez Rektora Akademii Powożenia Bryczkami, Adama Wydrowskiego.
- Kiedyś też sam się śmiałem, że ludzie cieszą się, gdy podczas przejażdżki na twardym wozie obiją sobie plecy. Ale teraz wiem, że dla wczasowiczów to po prostu coś innego. Samochodem może jechać każdy, a bryczką tylko wybrańcy. Do tego mogą spokojnie obserwować okolicę i czuć świeże powietrze. Im więcej zaprzęgów jedzie, tym jest weselej, staramy się też urozmaicić podróż - specjalnie wjechać w dziurę czy przejechać brzegiem jeziora – przyznaje pan Adam. Jak mówi, zajmujący się tym gospodarze chętnie ze sobą współpracują. Gdy jeden nie jest w stanie pomieścić grupy na swoje wozy drabiniaste zaprasza kolegów, którzy później rewanżują się w ten sam sposób.
Z uśmiechem opisuje też, jak różne potrafią być upodobania turystów. Są tacy, co całe dni przesiedzą w pokojach, inni uwielbiają przejażdżki konne, a kiedyś trafił na grupę, która przez dwa tygodnie pobytu ciągle chciała jeździć wozem. Jeden na przykład bardzo lubił zapach kozła, który dla przeciętnego człowieka śmierdzi. Mają też stałych klientów z Anglii, którzy przyjeżdżają tu dwa razy w roku, wsiadają na bryczkę, a podczas przejażdżki muszą wejść na swoje ulubione drzewo i zrobić sobie zdjęcie.
Państwo Wydrowscy w dalszym ciągu prowadzą tradycyjne gospodarstwo, ale postawienie na turystykę uważają za dobry krok. To dodatkowe źródło utrzymania, choć nie da się z tego utrzymać.
- U nas każdy coś robi: ja zajmuję się pokojami, mąż końmi, córeczka Paulina oprowadza dzieci na kucyku a 14-letni syn Tomek, już jeździ konno i w przyszłości pewnie przejmie pałeczkę po mężu – sądzi pani Katarzyna.
Wozy drabiniaste robią furorę
KASZUBY. Górale już dawno przekonali się, że na turystach można zarobić znacznie więcej niż w gospodarstwie. W myśl powiedzenia „cepry przyjadą, dudki zostawią”, gazdowie zajęli się wynajmem pokojów oraz sprzedażą ciupag czy oscypków na... Kaszubach.
- 14.09.2007 08:25 (aktualizacja 23.08.2023 14:44)
Napisz komentarz
Komentarze