Od pewnego czasu docierały do mnie informacje i prośby dotyczące zajęcia się sprawą alkoholizmu w powiecie wejherowskim. A właściwie kilku konkretnych spraw, w których ofiarami alkoholizmu dorosłych są dzieci. Ich dzieci. Tych dorosłych. Ale nie tylko to, choć to najbardziej boli. Alkohol robi z ludzi bestie. I o tym też ten materiał traktuje.
No, to siup w ten głupi dziób! Chluśniem, bo uśniem! Pierdykniem, bo odwykniem! Pijemy, bo żyjemy! Któż z nas nie zna bogatego katalogu pijackich toastów? Mówią, że łykanie alkoholu bez toastów to jest pijaństwo. Z toastami – kulturalne picie. Niegroźne ponoć. Jakże jednak krucha jest granica między tymi dwoma zachowaniami! Zwykle nie wiadomo kiedy się ją przekracza. I zwykle bywa za późno. Najgorsze, że przy okazji tego najbardziej cierpią najmniej winni – dzieci.
Oto pierwsza historia
Dagmarę*, mieszkankę jednej ze wsi powiatu wejherowskiego, poznałem na oddziale pulmunologicznym wejherowskiego szpitala. Leżała na łóżku obok mojej matki. Wydawała się całkiem fajną kobietą: ładna, młoda, dowcipna, pełna opiekuńczości w stosunku do starszych i ciężej chorych. Po prostu OK. Nie wypadało mi interesować się, z jakiego powodu przebywa w szpitalu. To jej prywatna sprawa przecież.
Potem okazało się, że znam jej krewnych. Jakże zdziwiłem się, gdy kilka miesięcy później dowiedziałem się, że była w szpitalu z powodu... alkoholizmu. Zapiła się, padła gdzieś po drodze i ... dostała ciężkiego zapalenia płuc. A w ogóle jej historia, a właściwie historia jej rodziny, to ciąg tragicznych zdarzeń w oparach alkoholizmu. Właśnie Dagmary.
Za Dagmarą dwa nieudane małżeństwa i czwórka dzieci. Najstarsze, z pierwszego związku, mają 18 i 16 lat. Młodsze chodzą do podstawówki.
Dagmara pije od lat
Nie pomaga nic. Jej całe życie koncentruje się wokół jednego problemu: co by tu dziś wypić. I za co. „Na szczęście” jest kobietą, mimo wszystko jeszcze całkiem niczego, więc okazje do wypicia „na krzysia” zdarzają się dość często. Dziećmi zajmuje się matka – staruszka, która jest rodziną zastępczą dla dwójki starszych dzieci, bądź pozostali członkowie rodziny. Matki one nie interesują. No, może za wyjątkiem 16-letniej córki... A to dlatego, że córeczka jest młoda, ładna, pociągająca i... przyciągająca chętnych do postawienia. Niestety, ten wabik na fundatorów akurat się skończył: 16-latkę odstawiono do zakładu zamkniętego na... leczenie odwykowe! A tak. Bo dziewczyna ma problem. Także z sobą samą. Nie raz uciekała z domu, by nie być zmuszana do picia w towarzystwie „matki” i jej kompanów (czy dochodziło do czegoś więcej, możemy się tylko domyślać), opuściła się w nauce, bowiem zaprzestała chodzić do szkoły... W końcu nie było innego wyjścia. Trzeba było sięgnąć po drastyczne środki. Pomogło Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. Dziewczyna dostała szansę na normalne późniejsze życie. Pytanie tylko, czy skorzysta z niej?
Na szczęście dla pozostałych dzieci, opiekują się nimi pozostali członkowie rodziny mieszkający obok nich. Inaczej – byłaby po prostu tragedia.
Potrzebne leczenie
Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji Dagmara powinna była zostać skierowana na leczenie odwykowe.
- Ależ ona była! – mówią członkowie jej rodziny. – I to kilka razy! Cóż z tego, skoro ona sama nie chce przestać pić? Przecież wiadomo, że tylko ten może skutecznie wyleczyć się z choroby alkoholowej, kto sam tego chce. Inaczej nie ma szans.
A Dagmara nie chce. Mało tego. Ostatnio, gdy po kilkudniowej przepustce jej matka odwiozła ją do zakładu, Dagmara jeszcze tego samego dnia wieczorem wróciła do domu. Kompletnie pijana!
- Proszę pana – mówią mi członkowie rodziny Dagmary – ile wstydu myśmy się przez nią najedli! Nieraz leżała utytłana w błocie i obcy ludzie albo sami przyprowadzali ją do nas do domu, albo zawiadamiali nas, żebyśmy ją zabrali!... I nic nie pomaga. Ani modły, ani prośby, ani groźby. my już po prostu nie wiemy, co robić. Nie mamy już sił na to jej pijaństwo.
Co dalej?
Dziś sytuacja w rodzinie Dagmary wygląda mniej więcej tak: ona pije. Ona pije. Ona pije... Dwójką starszych dzieci, jako rodzina zastępcza, zajmuje się jej mająca ponad 70 lat matka. Z tym, że młodsza córka jest w zakładzie zamkniętym w Gdańsku. Dwójką pozostałych w zasadzie też zajmuje się babcia. Pomagają jej w tym pozostali krewni. Gdy pytam o to, czy nie warto by było sprawą zainteresować odpowiednie organy, np. Prokuraturę, by po pierwsze, odebrać władzę rodzicielską nad wszystkimi dziećmi i skierować Dagmarę na przymusowe leczenie w zakładzie zamkniętym, odpowiadają mi, że jej matka prosi o to, by jej nie zamykać. Że może jeszcze opamięta się. Poza tym, tak naprawdę jej matka nie ma już sił, by zajmować się jeszcze pozostałą dwójka dzieci...
*imię zmienione
Więcej w Kurierze Wejherowskim/Panoramie Powiatu Wejherowskiego z 12 grudnia 2007 r.
Napisz komentarz
Komentarze