To list od osoby znanej ze swej miłości do zwierząt, której zresztą daje wyraz od wielu lat poświęcając się pracy, jako wolontariuszka, właśnie na rzecz naszych „braci mniejszych”. Warto się z nim zapoznać, zanim wydamy wyrok na szefową schroniska.
Szanowna Redakcjo!
Nazywam się Anna Baranowska, jestem wolontariuszką w schronisku Dąbrówka – Młyn, gm. Luzino. Wspieram Panią Annę Kątną - szefową schroniska - w tej ciężkiej i okrutnej sytuacji, jaką zgotowali jej ludzie.
(…)
Wszyscy odnoszą się z wielką miłością i współczuciem do niechcianych zwierząt, ale nikt nie chce mieć ich w swoim otoczeniu, a osoby, które chcą poświęcić swe życie dla ratowania porzuconych, chorych i wychudzonych zwierząt, są w perfidny sposób usuwane, bo albo są niewygodną konkurencją dla podobnych organizacji, albo też pseudozagrożeniem dla nieuświadomionych mieszkańców z otoczenia schroniska.
Nikt nie mówi, że w schronisku Dąbrówka są luksusy. Jest biednie i skromnie, brakuje bardzo wielu rzeczy. Niewątpliwie potrzebujemy pomocy i wsparcia, ale, niestety, to, co dostajemy od ludzi i organizacji prawdopodobnie kochających zwierzęta, to stos słów krytyki i oszczerstw, a tym nie nakarmimy zwierząt, nie naprawimy kojców i bud. Widać tych „Ludzi Dobrego Serca”, za jakich się mają, nie stać na nic więcej.
Pani Ania kocha swych podopiecznych i nic dziwnego, że o nich walczy.
Zamiast linczować niewinną kobietę nie lepiej by było, Panowie urzędnicy i powiatowy lekarzu weterynarii, zakasać rękawy i pomóc w rozbudowie schroniska w Dąbrówce według norm i przepisów i stworzyć tym biednym zwierzętom te godne warunki do życia, o które tak usilnie zabiegacie? Jednakże tego typu pomoc jak widać, nie wchodzi w rachubę.
Nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę, jak wygląda praca w schronisku: to znaczy być na posterunki i w gotowości 24 godziny na dobę. Trzeba naprawdę kochać zwierzęta, by tam wytrwać. Nie oczekujmy rzeczy niemożliwych od jednej osoby i od garstki oddanych wolontariuszy.
Powinniśmy podziwiać Panią Anię, że za tak marne pieniądze, które otrzymywała z urzędów, potrafiła zrobić tak wiele rzeczy w schronisku i dać dach na głową porzuconym zwierzętom. Przez ciebie, Obywatelu!
Nasi bracia mniejsi to sprawa nas wszystkich. Wszyscy jesteś za nie odpowiedzialni i wszyscy powinniśmy zrobić wszystko, by stworzyć godne warunki do życia, a Dąbrówka Młyn jest wręcz idealnym miejscem na dom dla niechcianych zwierząt. Trzeba tylko okazać serce i pomóc ulepszyć to, co zostało już stworzone.
(…)
Tak. To już pewnie koniec. Koniec schroniska. Tylko dlaczego w taki sposób? Czy ktoś w tej „wielkiej bitwie” pomyślał, gdzie trafią zwierzęta? Jaki będzie ich los? Czy trafia tam, gdzie „różnie być może”? Bo kogo interesują porzucone, bezdomne zwierzęta?
Pozostaje nam jedynie zwrócić się z prośbą do ludzi dobrego serca o adopcję zwierząt ze schroniska. Nie pozwólcie, by pozbawiono ich życia, a na pewno z większością tak się stanie. Kto będzie karmił i leczył podstarzałe zwierzaki? Kto okaże im miłość?
Pani Kątnej już nie będzie...
Anna Baranowska
Od redakcji Tygodnika Kurier Wejherowski/Panorama Powiatu Wejherowskiego
Przyznajemy, że materiał pokazywany w TV szokował. Te biedne, wychudzone, chore pieski... Te byle jakie kojce i budy... Te zwłoki w workach... Szok. Ale też i wątpliwości: ile w tym prawdy, a ile manipulacji? Czy te pokazywane zabiedzone psy to efekt zagłodzenia ich w schronisku, czy takie trafiły do niego i po prostu jeszcze nie zostały dokarmione i wyleczone? Czy to wina schroniska, czy ludzi, którzy w takim stanie porzucili zwierzęta? Dlaczego w żadnym materiale nie dano możliwości wypowiedzenia się Annie Kątnej? Dziwne? Co najmniej zastanawiające.
Mirosław Odyniecki
Więcej w Kurierze Wejherowskim/Panoramie Powiatu Wejherowskiego z 30 stycznia 2008 r.
Reklama
Psy szczekają, ludzie gotują im gehennę, a telewizja szokuje...
KASZUBY. Po medialnym „szaleństwie” dotyczącym schroniska w Dąbrówce w gm. Luzino otrzymaliśmy list, który rzuca nieco inne światło na całą sprawę.
- 01.02.2008 00:07 (aktualizacja 04.08.2023 02:05)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze