To była długa i bardzo emocjonalna dyskusja. Właściwie jedna z niewielu, jaka przetoczyła się ostatnio przez miasto. Jak pokazali mieszkańcy, chodzi o pewną filozofię w podejściu do terenów zielonych, które powinny być przestrzenią otwartą, umożliwiającą korzystanie z nich każdemu, kto ma na to ochotę. Jak wynikało z wypowiedzi, niektórzy pamiętają jeszcze czasy, gdy w parku były kwiaty, gdy spędzało się tam wiele czasu całymi rodzinami, gdy cały teren tętnił życiem. Ale nigdy, także w czasach, gdy żyli założyciele parkowej przestrzeni, nie było tam opłat, ogrodzeń, barier...
Także urzędnicy nie ukrywali, że plany wobec tego miejsca są oczywiste.
- Wizja parku jest kontynuacją tego, co wcześniej zostało zrobione – przyznała Anna Jamróz z Urzędu Miasta Malborka.
A przecież, jak widać gołym okiem, wszelkie działania władz od lat polegają na odsłanianiu nieco zaniedbanych przez dekady walorów tego miejsca, na zapraszaniu tam mieszkańców poprzez budowę alejek, miejsc do wypoczynku, także aktywnego. Ale ma to być obszar bez barier, do którego mają mieć dostęp wszyscy, niezależnie od zasobności portfela, a do tego taki, gdzie można odkrywać tajemnice natury: obserwować drzewa, uroki kwietnych łąk zakładanych w odleglejszych częściach, słuchać śpiewu ptaków. Bo to przyroda, jej piękno, jest najważniejsza, nawet jeśli stanowi tło dla spacerujących, biegających czy jeżdżących na rowerze.
Nie da się również ukryć, na co również wskazywali mieszkańcy, że park po prostu kurczy się w oczach. I choć ta część miasta zajmuje 36 hektarów, to sam park stanowi zaledwie 48 proc. tej powierzchni. Reszta to działki (37 proc.) oraz tereny sportowe i prywatne grunty.
Wiele argumentów wynikało z obecnych doświadczeń tych osób, które mieszkają w bezpośrednim sąsiedztwie Dinoparku. Dlatego nie widzą możliwości, by wydzierżawić kolejne dwa hektary prywatnemu podmiotowi.
- Historia nam tego nie wybaczy – stwierdził jeden z mieszkańców.
Sąsiedzi opowiadali, jak pogorszyła się jakość życia odkąd w pobliżu ich domów rozpoczęła się komercyjna działalność. Narzekają na hałas, na nieprzyjemne zapachy, owady i szczury, których miało przybyć, na samochody uniemożliwiających wjazd na swoją posesję.
- Park powinien być wizytówką naszego miasta – podkreślała jedna z pań.
Wskazywano również, że działalność prywatnej firmy może również nie pozostawać bez wpływu na dziką przyrodę: ptaki, wiewiórki, jeże, które mogą czuć się zdezorientowane przez ingerencję człowieka, który funduje im takie „atrakcje”, jak ryk ustawionych tam figur dinozaurów, oświetlenie, głośne zachowanie odwiedzających. Wielu widzi również zagrożenie dla drzewostanu.
Jednak zwolennicy dzierżawy, w tym prowadzący działalność gospodarczą w mieście, stwierdzili, że nie można ograniczać inwencji przedsiębiorcy, że jako miasto turystyczne, powinniśmy wspierać tworzenie kolejnych atrakcji, które wydłużą pobyt turystów. Zwłaszcza że angażują lokalny kapitał, a także – zwiększają wpływy do budżetu miasta. Obecnie w skali roku do miejskiej kasy firma prowadząca Dinopark wpłaca ok. 70 tys. zł w postaci różnych opłat i podatków, w tym – jak mówił burmistrz – ok. 12 tys. 200 zł za dzierżawę 4,8 hektarów parku.
Obowiązkiem władz jest dbanie o interes wspólnoty lokalnej, nie turystów. Ludzie chcą mieć przestrzeń do realizowania swoich potrzeb – podkreślił Maciej Rusek, inicjator zbierania podpisów pod petycją do przewodniczącego Rady Miasta o zachowanie obecnej funkcji parku.
- Zabieracie nam dostęp do parku za takie psie pieniądze. Co to jest dla miasta kilkanaście tysięcy złotych – denerwował się jeden z przybyłych na spotkanie.
- Dostępność parku ma być dla mieszkańców jak największa. Także tej części, która może być wydzierżawiona, jeśli zgodzi się na to Rada Miasta. Gdy pojawił się wniosek, zaproponowałem inwestorowi zwiększenie dostępności, jak to jest w przypadku Muzeum Zamkowego. Czyli na kartę mieszkańcy każdy mógłby wejść do Dinoparku za 5 zł – poinformował burmistrz Marek Charzewski.
Petycja podpisana przez ponad 350 zwolenników zachowania obecnych funkcji parku i jego otwartego charakteru trafiła już do przewodniczącego Rady Miasta Malborka. To właśnie radni muszą podjąć decyzję, czy wyrażają zgodę na dzierżawę do 15 lat ok. dwóch hektarów gruntu, poszerzającą działalność prywatnego podmiotu.
- Wszystkie głosy, które padły na tym spotkaniu, są bardzo ważne. Teraz radni rozważą tę kwestię we własnym sumieniu – przyznał przewodniczący Arkadiusz Mroczkowski.
Na razie nie wiadomo, czy temat ten będzie omawiany na sesji, którą zaplanowano na 30 listopada. W opublikowanym porządku obrad nie projektu uchwały w tej sprawie. Być może jednak zostanie on jeszcze wprowadzony.
Napisz komentarz
Komentarze