Specjaliści pracują w różnych formach zatrudnienia. Jeśli nie otrzymają kontraktu zatrudniani są na podkontraktach w ramach Podstawowej Opieki Zdrowotnej, natomiast gdy otrzymają kontrakt sami pracują i zatrudniają lekarzy jako właściciele NZOZ-ów specjalistycznych. W Tczewie pracują dwaj dermatolodzy, ale jeden z nich jest zatrudniony na kontrakcie przypisanym do Tczewa, a drugi pracuje na podkontrakcie w Gniewie. Gdyby obie specjalistyki odnosiły się do Tczewa lekarze nie utrzymaliby swoich działalności.
Co się opłaca?
Obecnie wszystkie gabinety w budynku przy ul. Wojska Polskiego 5 (z wyjątkiem chirurgicznych) są własnością lekarzy specjalistów, którzy wykupili je od Starostwa Powiatowego. Zdaniem dr Pokrzywy nie jest tak, że specjaliści prowadzą prywatne usługi zdrowotne, dlatego że nie opłaca im się pracować na kontraktach, lecz jest wręcz odwrotnie.
Walka o punkty, czyli pieniądze
- Lekarze pracujący na kontraktach walczą o jak największe limity punktów, bo te często nie wystarczają, by utrzymać przedsiębiorstwa medyczne, które prowadzą. Pieniędzy jest po prostu za mało. To prowadzi do otwierania działalności prywatnej, która pozwala utrzymać gabinety i personel medyczny. Z pieniędzy z NFZ trzeba też opłacić ZUS, personel pomocniczy, podatki, koszty utrzymania budynku, a do tego inwestować w miarę upływu czasu w remonty i zakup nowego sprzętu, jak w każdym przedsiębiorstwie. Starania o kontrakt, który jest ograniczany limitami punktowymi, oznaczają długą i skomplikowaną procedurę, wymagającą zatrudnienia informatyka medycznego, a potem prośby do NFZ o zwiększenie zbyt małego kontraktu. Pacjenci pytają: Gdzie są nasze pieniądze? Odpowiadam: w Narodowym Funduszu Zdrowia! Pacjenci są „wypunktowani” nie przez nas, tylko przez polityków, ograniczających wydatki na służbę zdrowia i blokujących jej reformę.
Poważne kredyty i długi
Dr Pokrzywa dodaje, że gdyby mogła od razu zamknęłaby gabinet prywatny, bo starając się uzupełniać brakujące kwoty, spędza większość życia w pracy.
- Lekarze włożyli wiele wysiłku i pieniędzy w remont pomieszczeń budynku przy ul. Wojska Polskiego 5. Za stare zrujnowane pomieszczenia mojej praktyki „Dermicus” w 2002 r. zapłaciłam ponad 100 tys. zł. Była to olbrzymia kwota. Wzięłam kredyt i muszę go spłacać jeszcze przez wiele lat. Wszyscy lekarze - właściciele pracujący w tej przychodni są w takiej sytuacji. Oczywiście mieliśmy do wyboru - nie kupić lokali, ale wówczas musielibyśmy wynieść się z zajmowanego obiektu. Cały budynek był ruiną, a po zainwestowaniu w niego przez nowych właścicieli większość pomieszczeń zostało gruntownie odremontowanych.
Specjalistyka ograniczana
W obiekcie, o którym rozmawiamy rzuca się w oczy fatalny stan korytarzy i sufitu na piętrze. Widać, że wymagają one remontu, który właśnie rozpoczął się.
Niestety, system zdrowotny w Polsce zmierza do ograniczania specjalistyki. W przypadku przyjęć ponad limit NFZ może lekarzowi nie zapłacić za poradę, ale zwykle ponosi koszty zakupu leków przez pacjenta (leki refundowane).
- W krajach Europy Zachodniej (np. w Niemczech), gdy kogoś swędzi skóra, udaje się do lekarza rodzinnego, a dopiero przy braku poprawy idzie do dermatologa i płaci niezależnie od swojego ubezpieczenia 10 euro – dodaje lekarka. – W Polsce zmierzamy właśnie w tym kierunku. Mieszkańcy narzekają na kolejki, a może być jeszcze gorzej. Obecny kryzys oznacza mniej pieniędzy na służbę zdrowia. Prędzej czy później stanie się odczuwalny dla pacjentów. W ub. roku pomorscy specjaliści przyjęli 30 proc. pacjentów ponadlimitowych za darmo. Z kolei w tym roku przygotowano dla lekarzy aneksy do podpisania, że nie będą żądali pieniędzy z Funduszu za nadlimity. My lekarze w większości nie podpisaliśmy ich. W przypadku przekroczenia limitów może nam grozić kara finansowa lub zerwanie kontraktu.
Politycy przed wyborami...
Służba zdrowia ma dość oczekiwania na reformę z prawdziwego zdarzenia. Wielu lekarzy straciło nadzieję, że przed nadchodzącymi wyborami politycy podejmą niepopularne decyzje.
- Politycy nie chcą głośno mówić o potrzebie współpłacenia przez pacjentów i wprowadzeniu koszyka podstawowych świadczeń zdrowotnych – podsumowuje dr H. Pokrzywa. - Celem koszyka jest bowiem określenie takiego zakresu świadczeń zdrowotnych, który pokrywają środki publiczne.
Dodajmy, że koszyk musi oznaczać istotne ograniczenie zakresu świadczeń bezpłatnych, finansowanych z publicznych pieniędzy. Współpłacenie mogłoby też odbywać się za pośrednictwem komercyjnych firm ubezpieczeniowych...
Nasz komentarz
W Polsce tylko 4 proc. PKB przeznaczony jest na służbę zdrowia. Jest to kwota najmniejsza w UE. Wiadomo, że dodatkowe dopłaty do zdrowia mogą spowodować protesty społeczne, jednak w warunkach rynkowych obecny system po prostu się nie sprawdza. Są duże kolejki do specjalistów. Bez zmian pozostaje sytuacja, w której część mieszkańców nie leczy się, a płaci - i to niemało - za innych. Pracownik odprowadza na ZUS 9,76 proc. składki emerytalnej, 1,5 proc. rentowej, 2,45 proc. chorobowej i 9 proc. zdrowotnej.
O tym wszystkim mówi się w Polsce od lat. Ale gdy przychodzi co do czego partie, obiecujące wprowadzenie istotnych zmian, oznaczających inny sposób myślenia o zdrowiu, stają się zakładnikami swoich obietnic przedwyborczych i... w obawie przed spadkami w sondażach nic się nie robi...
Pacjenci „wypunktowani” przez NFZ... Gdzie są nasze pieniądze?!
TCZEW. W oczekiwaniu na reformę z prawdziwego zdarzenia. Wielu lekarzy straciło nadzieję, że przed nadchodzącymi wyborami politycy podejmą niepopularne decyzje. - Politycy nie chcą głośno mówić o potrzebie współpłacenia przez pacjentów i wprowadzeniu koszyka podstawowych świadczeń zdrowotnych – powiedziała dermatolog dr Halina Wypych-Pokrzywa. Broni lekarzy specjalistów prowadzących prywatne praktyki.
- 02.11.2009 09:53 (aktualizacja 05.08.2023 00:29)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze