W trakcie pracy popełnił fatalną pomyłkę: list adresowany do profesora Z. włożył do koperty adresowanej do zakonnika W. z Pelplina… W dwa miesiące później przypomniało mu o tym prowadzone postępowanie dyscyplinarne.
Perlustracja korespondencji
Powyższa historia stanowić będzie pretekst do opowiedzenia paru słów o działaniach Referatu „W” SB w Tczewie i historii samego Mariana Rynarzewskiego.
Zadaniem Referatu „W” była (mówiąc fachowym językiem bezpieki) perlustracja korespondencji. Jego funkcjonariusze czytali listy i oglądali przesyłki wszystkich osób pozostających w zainteresowaniu SB. Zwykle robili to zgodnie z dyspozycją pozostałych pionów SB. Czasem – szczególnie w okresach niepokojów społecznych, np. w stanie wojennym – korespondencję kontrolowano masowo. Z racji ilości przesyłanych listów, komórki związane z perlustracją miały zwykle liczną obsadę kadrową. Z drugiej strony pracę tutaj określano jako „nieoperacyjną”, ponieważ nie zmuszała do biegania po mieście i takiej dyspozycyjności jak np. w pionie zajmującym się zwalczaniem opozycji politycznej. Dodać należy, że funkcjonariusze Referatu „W” prowadzili także swoich tajnych współpracowników – mogli być nimi np. urzędnicy pocztowi.
Pozytywne komentarze o… RFN
Jako przykład zaangażowania Referatu „W” w rozpracowanie obywateli Tczewa można podać sprawę o kryptonimie „Styk”. Wszczął ją Referat II SB w Tczewie 22 lutego 1963 roku. Dotyczyła ona mieszkańców miasta utrzymujących zażyłe kontakty korespondencyjne ze znajomymi z Republiki Federalnej Niemiec. Wielu otrzymywało stamtąd paczki. Czasami sprzedawano rzeczy z tych paczek, co budziło (jak pisano w doniesieniach agenturalnych) pozytywne komentarze o poziomie życia w Niemczech Zachodnich. Dokumentacja „Styku” zachowała się częściowo, ale możemy dzięki niej wejrzeć w prywatną korespondencję mieszkańców Tczewa. Poniżej fragmenty z wyciągu z korespondencji Jadwigi Putkamer (Tczew, ówczesna ulica Waryńskiego) z Christil Lipitz, zamieszkałej w Bonn. List z 23 marca 1964 roku, adresowany do Jadwigi Putkamer, zawiera „informacje o przesłanych lekarstwach, pisze o spotkaniach z Gertrudą Penske, Lizą Hersken […]”. Kolejny z 19 października 1964 roku „informuje o przesłanych lekarstwach dla Józefa Guz, informuje o przesłaniu paczki dla Jadwigi Konrad Gniew […]” itd.
Robotnik leśny - milicjantem
W 1970 roku w Referacie „W” w Tczewie pracowali m.in.: porucznik Marian Rynarzewski, kapitan Bronisław Drewa, kapral Eugeniusz Gronek i podporucznik Czesław Mik. Z tej grupy poważną rolę odegrał w przyszłości Bronisław Drewa, który od 1975 roku kierował działaniami Grupy „W” w Tczewie. Od 1984 roku był kierownikiem Referatu „W” SB RUSW w Tczewie.
Powracając do historii Mariana Rynarzewskiego. Urodził się 28 sierpnia 1925 roku w Zielonce (przedwojenne woj. poznańskie). Jego ojciec był robotnikiem leśnym. Być może w czasie nieostrożnej zabawy siekierą jego dziesięcioletni syn stracił jeden z palców lewej ręki… Do 1939 roku mały Rynarzewski ukończył szkołę powszechną. W okresie okupacji pracował z ojcem jako robotnik leśny. W ciągu kilku miesięcy 1942 roku rąbał też drewno w miejscowości Fürstenau w Niemczech, po skierowaniu tam przez niemiecki urząd pracy. Po wejściu Armii Czerwonej do Poznania wstąpił na służbę do MO.
W lutym 1945 roku przeniesiony został służbowo do Tczewa. Z tym miastem związał całe swoje późniejsze życie zawodowe i prywatne. Po mniej więcej trzech miesiącach skierowany został do pracy w PUBP. Został wartownikiem – pilnował wejścia do gmachu bezpieki.
Przypadkiem pociągnął za spust…
Początek służby nie zaczął się dla niego szczęśliwie. 19 maja 1945 roku zabił z pepeszy swojego kolegę z UB Henryka Cybulskiego. Nie był to spokojny dzień – przez ulice miasta prowadzono kolumny jeńców niemieckich. Historia wyglądała tak, że zmęczony poranną dwugodzinną wartą Rynarzewski wszedł do budynku i spoczął na krześle w korytarzu. Pepeszę skierował w stronę zamkniętych drzwi wejściowych. Przypadkiem pociągnął za spust. Kula, przebiwszy drzwi, ugodziła we wchodzącego do gmachu Henryka Cybulskiego.
Za powyższe miał Rynarzewski sprawę przez Sądem Wojskowym Marynarki Wojennej. Sąd obradował w Tczewie, albowiem Rynarzewski trafił do tego samego więzienia, w którym UB trzymało swoich aresztantów. Wyrokiem z dnia 6 lipca 1945 roku skazany został na trzy lata więzienia. Siedział krótko – zwolniono go już 11 lipca 1945 roku na mocy amnestii. Pozostałą zawieszoną karę darowała mu amnestia z 1947 roku. Od razu zresztą w 1945 roku powrócił do służby.
Wysoka ocena pracy w „kolejnictwie”
1 października 1947 roku przeszedł do pracy w Ekspozyturze Kolejowej PUBP w Tczewie. Z rozpracowaniem kolejnictwa związany był przez następne dziewięć lat. 1 lipca 1948 roku przeniesiono go dyscyplinarnie na analogiczne stanowisko do Kościerzyny. Stało się tak z powodu dekonspiracji – miał zbyt wiele kontaktów towarzyskich z mieszkańcami miasta. W tym okresie (tj. pracy w Kościerzynie) przeszedł szkolenie zawodowe w Centrum Wyszkolenia MBP w Legionowie. Od 1 listopada 1952 roku pracował na stanowiskach m.in. kierownika Referatu Ochrony (tj. samodzielnej komórki UB) Stacji Przeładunkowej Zajączkowo Tczewskie. Za czas pracy w „kolejnictwie” był z reguły pozytywnie opiniowany. Jako przykład można wymienić fragment opinii z 1955 roku: „Podporucznik Rynarzewski pod względem politycznym wyrobiony jest dobrze […] Pracę zawodową opanował dobrze, jest samodzielny, posiada dużo własnej inicjatywy, w pracy z siecią [agenturalną] jest pilnym, stara się pracować i utrzymywać ją na właściwym poziomie. Nad sprawami pracuje należycie. Posiada dużo pomysłowości przy opracowywaniu planów operacyjnych przedsięwzięć i zadań dla agentury. […] Pod względem moralnym prowadzi się bez zastrzeżeń. Jest inteligentny, zrównoważony, towarzyski i koleżeński. Dba o swój wygląd zewnętrzny”.
Opinię psuła mu rodzina żony
W 1957 roku podporucznik Rynarzewski zmienił swój „odcinek” pracy. Kolejno rozpracowywał opozycję polityczną, tereny wiejskie, ważniejsze zakłady przemysłowe w mieście. Radził sobie przeciętnie. Swoje wyniki tłumaczył chorobą, natomiast jego przełożeni uważali, że nie przykłada się szczególnie do pracy i cechuje go „wygodnictwo”. Pod koniec 1962 roku otrzymał bardzo słabą opinię służbową. W 1963 roku złożył raport z prośbą o przeniesienie do Wydziału „W” SB KW MO w Gdańsku. Twierdził, że z powodów zdrowotnych nie jest w stanie należycie wypełniać obowiązków i prowadzić czynności operacyjnych. Był to strzał w dziesiątkę – w pionie „W” pracował do końca służby.
Poza służbą Rynarzewski udzielał się partyjnie (był członkiem partii komunistycznej od 1945 roku). Opinię wzorowego członka PZPR psuła mu tylko rodzina żony. Okazało się, że była to rodzina wierząca i praktykująca, czego Rynarzewski nie mógł do końca zwalczyć. W styczniu 1951 roku za chrzest swojej córki (przy czym nie wiadomo, czy funkcjonariusz o tym wiedział) został zdegradowany z funkcji członka Egzekutywy PZPR na zwykłego partyjnego. Miał i tak szczęście – za powyższe zdarzały się przypadki usunięcia funkcjonariuszy ze służby.
Prywatnie Rynarzewski lubił polować – należał do Koła Łowieckiego przy jednostce SB w Tczewie. W 1962 roku zdał maturę w Technikum Ekonomicznym Centrali Rolniczej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Zrobił to po długich naciskach przełożonych, ponieważ początkowo nie garnął się do uzupełnienia swojego wykształcenia.
Wpadka z zakonnikiem i… odznaczenia
Jak sprawa owej feralnej pomyłki z dnia 12 sierpnia 1970 roku wyszła na jaw, do końca nie wiadomo. Można sobie jednak wyobrazić zdumioną minę zakonnika W. z Pelplina (nazwisko zanonimizowane w dokumentach SB), gdy w adresowanej do siebie kopercie znalazł list osoby sobie prawdopodobnie zupełnie nieznanej i do kogo innego przeznaczony. Energiczne śledztwo w tej sprawie prowadził Wydział „W” w porozumieniu z Wydziałem IV SB z Gdańska (zajmującym się rozpracowaniem Kościoła).
17 października 1970 roku porucznika Rynarzewskiego ukarano „surową naganą”. Ponadto skazany został na coś w rodzaju publicznej chłosty, gdyż jego rozkaz karny omówiono z wszystkimi oficerami techniki operacyjnej punktu „W” w Tczewie. Miało to wyczulić ich by podobnych błędów nie popełniali w przyszłości.
Wymierzona kara nie złamała dalszej kariery oficera. 30 czerwca 1975 roku zwolniony został ze służby na emeryturę z bardzo pozytywną opinią: „W okresie służby pracował na różnych stanowiskach, wykonując zawsze swoje obowiązki sumiennie i wzorowo […]. Postawę jego cechowała głęboka ideowość i zaangażowanie – nie tylko w sprawach zawodowych, lecz również w działalności partyjnej i społecznej”. Na pożegnanie otrzymał upominek rzeczowy. Był wówczas funkcjonariuszem z najdłuższym stażem pracy w Tczewie. W jej trakcie był wielokrotnie odznaczany, m.in. Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi. W 1974 roku otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W 1959 roku awansowany został na stopień porucznika MO i z tym stopniem skończył służbę.
Po zwolnieniu nie podjął dalszej pracy zarobkowej. Niedługo potem podupadł na zdrowiu. Pod koniec lat siedemdziesiątych przeszedł ciężki zawał serca, dziesięć lat później wykryto u niego raka płuc. Zmarł 3 lutego 1990 roku.
Napisz komentarz
Komentarze