- Być może mamę można było jeszcze leczyć, nie wiadomo czy tych kilkanaście dni nie było w jej przypadku najważniejsze – mówi Irena Rosołowska, córka zmarłej. - Życia mamie nie przywrócę. Chciałabym jednak przestrzec innych przed rutyną ze strony lekarzy.
Wynik TK nie pozostawił złudzeń
Trzy córki zapamiętają swoją mamę jako uśmiechniętą i pogodną osobę. Życiowy optymizm nie opuszczał jej nawet w szpitalu, w którym tak naprawdę zapadł wyrok. Przed hospitalizacją nikt nie przewidywał najgorszego, chociaż kobietę badano wielokrotnie.
- Mama była leczona na astmę oskrzelową ok. 10 lat – przypomina Irena Rosołowska. - Od początku 2010 r. mama czuła się okropnie. Skarżyła się, że czuje się gorzej, widać było, że się męczy. Pierwsze badanie płuc zostało wykonane 22 lipca 2010 r. Poprosiłam o zrobienie prześwietlenia płuc. Lekarz dał skierowanie. Wynik był jednak pozytywny. Poszłam z wynikiem do mamy lekarza rodzinnego. Ucieszył się, bo na papierze rzeczywiście było w porządku.
Kolejne wydarzenia przebiegały lawinowo. W niedzielę 24 lipca Helenę Kuleszę zabrało pogotowie. Miała potworne bóle w klatce piersiowej. Rodzina początkowo podejrzewała zawał. Dosłownie 3 dni po pierwszym badaniu rentgenowskim zrobiono kolejne prześwietlenie. Badanie „nie wyszło” tak dobrze jak pierwotnie. Na wynikach lekarz wyraźnie zaznaczył: Wskazane badanie TK klatki piersiowej.
W szpitalu wykonano TK. Wynik nie pozostawił żadnych złudzeń – pacjent jest terminalny, Helenie Kuleszy zostały ostatnie dni życia, a rodzinie niezliczona ilość pytań bez odpowiedzi.
Helena Kulesza umierała w domu z 11/12 sierpnia. Miała straszne bóle. Była przy niej wtedy cała rodzina. Córka nie chciała by cierpiała, zadzwoniła do przychodni na ul. Hallera i zapytała czy jest szansa na lek przeciwbólowy albo morfinę. Przyjechał lekarz.
- Wziął wyniki do ręki i zaczął czytać – relacjonuje Irena Rosołowska. - W końcu trzepnął wynikami o stół i powiedział: długo tutaj pracuję, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Wychodząc z domu na schodach powiedział takie zdanie: weźmie pani dobrego prawnika, ale nie ze Starogardu Gd...
Odmówiła konfrontacji z lekarzem
- Nie mogliśmy w to wszystko uwierzyć – mówi I. Rosołowska. – Minęło tyle czasu, a ja ciągle zastanawiam jak to możliwe, że pierwsze prześwietlenie nie było dla lekarza sygnałem, że z mamą dzieje się coś niedobrego. Zadziałała rutyna i niestety padło na moją mamę. Tak ja to widzę. Guz musiał być duży, jak to możliwe, że lekarz przeoczył nowotwór.
Tuż po śmierci kobieta zainterweniowała u kierownik przychodni przy ul. Hallera. Maria Orlikowska – Płaczek powiadomiła o całej sytuacji przedstawiciela NZOZ Stomedstar.
- Doktor przejrzała te wszystkie wyniki i powiedziała, że jest jej bardzo przykro. Przeprosiła – przypomina Irena Rosołowska. - Po godzinie do mojej pracy przyszedł mężczyzna, który chciał się ze mną skontaktować. Oddzwoniłam. Przedstawił się, że jest przedstawicielem firmy wykonującej badania. Następnie skonsultował się z panem, który wykonywał badanie. Właściwie cały czas do mnie wydzwaniali.
Córka Heleny Kuleszy dostała propozycję spotkania z lekarzem. Odmówiła.
Nie było ratunku
Czy doszło do lekarskiego przeoczenia? Mimo ogromnego żalu jaki pomimo upływu czasu towarzyszy Irenie Rosołowskiej wszystko wskazuje na to, że nie zawinił ani człowiek ani maszyna. Dlaczego więc pierwsze prześwietlenie wykonane w przychodni na ul. Hallera nie wykazało niczego niepokojącego?
- Proszę zwrócić uwagę, że my wykonujemy to co zleci nam lekarz pierwszego kontaktu. Nie mamy możliwości wykonywania dodatkowych zdjęć bez skierowania – mówi lek. med. Paweł Raczunas, specjalista radiologii i diagnostyki obrazowej z NZOZ Stomedstar, który przeprowadzał badanie Heleny Kuleszy. - Prześwietlenie zostało wykonane zgodnie ze skierowaniem wyłącznie w projekcji przednio-tylnej klatki piersiowej. W tym badaniu takie zmiany jak guzy przywnękowe niejednokrotnie nie są widoczne. Takie zmiany niestety często są diagnozowane dopiero w badaniu TK.
Guz najprawdopodobniej był na tyle duży, że w międzyczasie oderwał się i zaczął przytykać oskrzela. Krótko po pierwszym badaniu stan pacjentki zdecydowanie się pogorszył, jednak także drugie badanie wykonane już w szpitalu nie wskazuje bezpośrednio na nowotwór. Dodatkowo wykonano je z przodu oraz boku. Na wynikach ponownego badania lekarz postawił kilka znaków zapytania. Nie rozpoznał nowotworu, a jedynie zalecił kontrolę tomografu komputerowego klatki piersiowej.
Czy gdyby zdiagnozowano raka za pierwszym „podejściem” byłaby szansa na skuteczną pomoc?
- Jest to mało prawdopodobne – ocenia lek. med. Paweł Raczunas. – Tego typu guzy zazwyczaj nie są „operacyjne”. W tym przypadku przebieg wydarzeń wskazuje że nowotwór był już w zaawansowanym stadium.
Co wydarzyło się w szpitalu?
Rodzinie pozostał żal. Tuż po śmierci kobiety nie mieli sił, by dochodzić do ostatecznego wyjaśnienia sprawy.
- Myślę, że gdyby doszło do bezpośredniego spotkania moglibyśmy rzeczowo wszystko wyjaśnić – mówi przedstawiciel NZOZ Stomedstar. – Rozumiem jednak zachowanie rodziny, w obliczu takiej tragedii.
Zanim Irena Rosołowska dowiedziała się o nieuleczalnej chorobie Heleny Kuleszy, w Szpitalu św. Jana miały miejsce inne zdarzenia, które na zawsze zapadły jej w pamięci. (...)
Warto wiedzieć
(...) W szpitalu prowadzony jest rejestr skarg. Należy w skazać, że w 2011 r. odnotowaliśmy 30 skarg 60 120 udzielonych procedur medycznych. Po zapoznaniu się ze sprawą każdorazowo wszczynane jest wewnętrzne postępowanie wyjaśniające w przedmiotowej sprawie. Do każdej skargi zakładana jest odrębna teczka, w której gromadzone są niezbędne dokumenty: tj. opinie osób, których skarga bezpośrednio dotyczy, świadków ewentualnych opisanych zdarzeń, jak także stosownych opinii medycznych. Pacjent zostaje pisemnie powiadomiony o wszelkich ustaleniach oraz podjętych działaniach.
Zarząd spółki dokłada wszelkich starań, aby postępowanie przebiegło w sposób rzetelny, obiektywny, opatrzony odpowiednimi konsultacjami medycznymi.
Idąc naprzeciw wymaganiom pacjentów wyznaczone zostały dodatkowo przez dyrektora ds. medycznych dni przyjmowania w sprawie skarg i wniosków pacjentów w każdy poniedziałek, środę oraz czwartek w godz. 13.00 do 14.30.
Więcej w Gazecie Kociewskiej,
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
która ukazuje się wraz z Dziennikiem Pomorza
na terenie powiatu starogardzkiego.
Napisz komentarz
Komentarze