Na szczycie stanęli Andrzej Makowski, Agnieszka Milewska, Darek Pawelec, Krzysztof Wyklandt i Krzysztof Gołąbek. Wszyscy bliżej bądź dalej są związani ze Starogardzkimi Spotkaniami z Podróżnikami. Na koncie poszczególnych osób jest Aconcagua, Kilimandżaro czy „rywalizujący” o miano najwyższego w Europie Mont Blanc. Elbrus, jest ciągle przedmiotem sporów naukowców, niektórzy zaliczają go do szczytów Azji.
W pociągu jak w saunie
W gronie gór zaliczanych do korony świata Elbrus nie należy do tych najtrudniejszych. Ale doświadczony podróżnik wie, że góra potrafi złudzić długimi i stosunkowo płaskimi zboczami.
- Zagrożeniem na Elbrusie jest pogoda, która potrafi zmienić się z minuty na minutę – mówi Krzysztof Gołąbek. – Poza tym góra wyrasta ponad 1000 m ponad okoliczne szczyty. Kaukaz leży pomiędzy dwoma morzami Kaspijskim i Czarnym dlatego nie ma żadnej naturalnej osłony, która mogłaby zatrzymać szalejące na górze wiatry. W rzeczywistości góra wcale nie jest taka łatwa, jak to widać choćby na zdjęciach. Jest kilka ekspozycji, gdzie można stracić życie.
Członkowie ekspedycji na miejsce dotarli po kilkudniowej podróży przez Lwów, Kijów i Mineralne Wody. Kaukaz przywitał ich meldunkami w jednostkach wojskowych. Stąd mieli już tylko kilkadziesiąt kilometrów do Czeczenii i Osetii, po drodze minęli owianą złą sławą szkołę w Biesłanie.
– To co najbardziej przeraziło nas w drodze na Kaukaz, to temperatury, które były podobne do tych w Polsce – opowiada Krzysztof Gołąbek. - Rosyjskie pociągi nie mają klimatyzacji i wentylacji. Jechaliśmy jak saunie. Dała nam ta podróż w kość.
Na miejscu zastała ich bieda, monotonne życie miejscowych. W ostatnich latach partie Elbrusa do 4000 m n.p.m. zyskują w oczach miłośników narciarstwa i snowboardu, którym przybywa wyciągów i dobrych tras. Być może to ostatnia chwila by zobaczyć okolice w nienaruszonym kształcie.
16 godzin na upragniony szczyt
Wyprawę zaczęli 6 – dniowym trekkingiem po Kaukazie czyli niezbyt wymagającym marszem, którym miał ich zaaklimatyzować do wejścia na większe wysokości.
- Zwiedzać nie ma tam czego. Jedyna atrakcją jest przyroda, piękna i świeża, ciągle poza ingerencją człowieka – mówi Krzysztof Gołąbek. - Kaukaz to przede wszystkim przestrzenie. Przez 6 dni raz spotkaliśmy zaledwie dwóch turystów, tak z odległości 500 m. Mogliśmy sobie jedynie pomachać. Jeśli ktoś szuka samotności i oderwania się od codzienności, to jest to bardzo dobre miejsce. Nie można tego porównać do Alp czy choćby naszych Tatr.
Kwaterunek znaleźli u miejscowej ludności bądź w schroniskach. Warunki panowały ekstremalne, miejscami wodę roztapiali ze śniegu. Akcja czyli ostateczny atak szczytu trwały dla Krzysztofa Gołąbka 16 godzin. Wyjście o 2. w nocy z schroniska położonego na wysokości 4100 m i tysiące kroków, które zaprowadziły go do wyznaczonego celu.
- Lodowiec zaczyna się od 3500 m, kiedy my wychodziliśmy na górę było ok. minus 25 stopni – mówi Krzysztof Gołąbek . – Oczywiście zwykle rękawice nie wchodziły w grę. Za to w dzień jest bardzo gorąco. Kiedy słońce odbija się od śniegu może spalić człowiekowi twarz. Filtr był niezbędny.
Cała ósemka szczęśliwie dotarła na szczyt i bezpiecznie wróciła do schroniska. Wyprawa trwała prawie trzy tygodnie. Niektórzy już myślą o kolejnych wyzwaniach.
- Kolejną podróżą może być wyprawa na Demawend, wulkan położony kilkadziesiąt kilometrów od Teheranu – mówi Krzysztof Gołąbek. – Choć Iran jest zaliczany do „Osi zła”, to na pewno może zachwycić swoimi kolorami.
W 16 godzin pokonali 1,5 km do szczytu Elbrus - najwyżej w Europie
STAROGARD GD. Kiedy w Starogardzie mieszkańcy wylewali siódme poty i spragnieni wypijali hektolitry wody oni w 30 – stopniowym mrozie zdobywali najwyższy szczyt Europy. Z mierzącego 5642 m Elbrusa wróciła 8 – osobowa ekspedycja, a wśród nich 5 kociewiaków. Szczyt zgodnie z planem został zdobyty, wyprawy na szczęście nie zepsuła „zwariowana” pogoda.
- 02.08.2010 00:00 (aktualizacja 04.08.2023 11:21)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze