Dyskusji o kładce ciąg dalszy.
Zaczęło się od informacji w mediach, że sprawa kładki na Ołowiankę jest nadal aktualna i lada dzień dojdzie do podpisania porozumienia o jej budowie, a tydzień później ma być ogłoszony konkurs architektoniczny. Sama kładka ma być gotowa w 2011 r. Według najnowszego projektu ma mieć 1 m szerokości (!), a od wody ma ją dzielić w najwyższym punkcie 3,5 m. Szacowany koszt, to 12 mln zł, z czego marszałek i miasto dają po 3 mln zł, resztę wyłoży elektrociepłownia (tzn. my, płatnicy rachunków).
Według Urzędu Konserwatora Wojewódzkiego „aktualna koncepcja kładki bardzo dobrze wpisuje się w otoczenie, jest stonowana, nie burzy krajobrazu”. Dodajmy: Przy tych wymiarach jest absurdalnie bezcelowa, a po zrealizowaniu – nieodwracalnie przegrodzi Motławę.
Z kolei zlecona przez Urząd Miejski analiza na symulatorze Akademii Marynarki Wojennej określiła czas przepływania strefy kładki przez większe i mniejsze jednostki i doprowadziła do ustalenia czasu jej otwarcia dla pojazdów wodnych: 20 minut na godzinę. Przez drugie 20 minut będą przechodzić ludzie, a pozostałe 20 minut zajmie praca urządzeń.
Zachęcony przez Redakcję „Gazety Wyborczej” wypowiedziałem się na jej łamach 14 sierpnia. Parę dni później otrzymałem od dyr. Peruckiego list, w którym m.in. zarzuca mi, że nie mam pojęcia o ekonomii (po gruntownym kursie u brata Władysława Grabskiego, który po I wojnie uzdrowił polskie finanse, jakieś pojęcie chyba mam) i że konkurs skrzypcowy Pamięci Mojej Córki, organizowany przez Towarzystwo Promocji Młodych Skrzypków (pod patronatem Prezydenta Miasta) jest nieprofesjonalny. Nie widzę związku ze sprawą, ale odpowiadam: Po każdym konkursie (a było ich siedem) otrzymujemy opinie ekspertów. Wszyscy chwalą właśnie profesjonalną organizację. Konkretne propozycje ulepszeń ze strony ludzi dobrej woli chętnie przyjmujemy. Niezależnie od tego najlepszą miarą poziomu konkursu dla młodych muzyków są ich późniejsze osiągnięcia. Wystarczy przypomnieć sukcesy takich naszych laureatów, jak Maria Machowska, Jarosław Nadrzycki czy Agata Szymczewska (nie licząc dobrej dwudziestki innych!), żeby opinię P. Dyrektora złożyć na karb zdenerwowania, wywołanego brakiem argumentów w sprawie kładki.
Pozostawiwszy na boku emocje, zajmijmy się tym, o czym można i trzeba dyskutować. Po pierwsze: Nie ulega wątpliwości, że lepsze połączenie Głównego Miasta i Zamczyska z Ołowianką jest potrzebne.
Po drugie: Problem ten co najmniej równie skutecznie można załatwić za pomocą promu lub tramwaju wodnego (nie mówiąc o autobusie, który może podjeżdżać do samych drzwi Filharmonii).
Po trzecie: Kładka jest co najmniej kilkanaście razy droższa niż prom i o wiele bardziej skomplikowana w eksploatacji. W najnowszej wersji 20 minut zajmie praca urządzeń – przez ten czas prom może obrócić kilka razy i przewieźć kilkaset osób. Ot i cała ekonomia!
Dodajmy, że tak długi czas otwierania i zamykania kładki budzi zdumienie: w 1902 r. ręczne otwieranie 60-tonowych klap mostu Krowiego trwało 1¾ minuty, a elektryczne 30 sekund! Mówiąc prom, mam na myśli jednostkę z prawdziwego zdarzenia, pojemną i ekonomiczną, nie to maleństwo, które kursuje spod Żurawia – w dodatku tylko w godzinach otwarcia muzeum. Co dziwniejsze, nawet kiedy impreza, np. jeden z corocznych „Koncertów w zabytkach”, odbywa się po godzinach w budynku Muzeum, prom nie chodzi! Wniosek jest prosty: trzeba kupić, lub wziąć w leasing dwa porządne promy motorowe i zaangażować ludzi. Jeden prom niech pływa na trasie spod Żurawia, drugi – tam, gdzie pływał przez 500 lat: w przedłużeniu ul. Rycerskiej. Obydwa powinny kursować regularnie, powiedzmy od 7 rano do 23. Będzie to rozwiązanie zgodne z mądrością pokoleń gdańszczan, spełniające założone cele bez uszczerbku dla żeglugi. Wszystkie promy nadają się do przewożenia rowerów, a trzeci, pływający w przedłużeniu ul. Wałowej, mógłby przewozić także samochody. Każdy z tych promów plus autobus silniej zwiąże zamotławskie dzielnice z resztą Śródmieścia niż ta kosztowna kładka. Zwolnione pieniądze można będzie przeznaczyć na najbardziej palące potrzeby, chociażby na hełm kościoła Św. Katarzyny czy remont Technikum Spożywczego na Lastadii.
Zwolennicy kładki twierdzą, że z jej braku Jarmark Św. Dominika nie może się rozprzestrzenić na Szafarnię. To nie brak kładki, tylko brak porządnego promu jest przeszkodą, zresztą nie tak wielką, jak się wydaje. Nawet i teraz umieszczone tam stoiska, jeżeli będą atrakcyjne, znajdą klientów z Długich Ogrodów i Dolnego Miasta, a także innych, którzy po prostu przejdą po Zielonym Moście.
Obruszył się na mnie rzecznik Prezydenta Miasta, p. Antoni Pawlak, za sformułowanie: „Jak widać pieniądze są”. Wprawdzie nie napisałem, że to miasto je ma, ale czy na prawdę nie ma? Trzy miliony zł na kładkę, to też są pieniądze, i to nie małe. A co powiedzieć o tych, wydanych na poprzedni projekt kładki, który nie uzyskał akceptacji konserwatora? Albo na ową komputerową symulację ruchu? Ile czasu zajmie statkom o danej długości, płynącym z daną prędkością, przejście przez strefę kładki? Toż to zadanie dla ucznia I klasy gimnazjum! Wystarczy założyć przeciętną długość kolumny statków, dodać długość strefy kładki i podzielić przez prędkość. Do tego te arbitralnie przyjęte potoki ruchu! Już słyszę zarzut: pan nie ma pojęcia o fizyce (chyba jednak mam...). A ze swojej strony, całkiem za darmo dodam: otwieranie kładki na 20 minut na godzinę oznacza świadome i planowe ograniczenie możliwości ruchu na Motławie o dwie trzecie! Kładka nie ma nic wspólnego z postępem, wręcz przeciwnie – hamuje rozwój. A jej najnowsza wersja, w podanych rozmiarach, nie spełni nawet funkcji, dla których chce się ją budować. Kładka, przez którą trzeba będzie iść gęsiego, ma zaktywizować drugą stronę Motławy? Odnosi się wrażenie, że nie chodzi o rozwiązanie problemu, tylko o postawienie na swoim i przegrodzenie rzeki za wszelką cenę, wbrew racjonalnym argumentom. Powtórzmy raz jeszcze: wszystkie cele, dla których ma powstać kładka, równie skutecznie, bez negatywnych skutków i o wiele taniej będzie spełniał prom (lub tramwaj wodny) plus autobus. Takie rozwiązanie wpisze się bardzo dobrze w program rewitalizacji naszych nabrzeży i komunikacji wodnej, na które ostatnio pojawiły się europejskie pieniądze. Kładka na Ołowiankę stoi z tym programem w wyraźnej sprzeczności.
Szpetana kładka przez Motławę czy atrakcyjny promik
GDAŃSK. Według Urzędu Konserwatora Wojewódzkiego „koncepcja kładki nie burzy krajobrazu”. Według prof. Januszajtisa: Kładka przez Motławę jest absurdalnie bezcelowa – nieodwracalnie przegrodzi Motławę. Kładka jest co najmniej kilkanaście razy droższa niż prom i o wiele bardziej skomplikowana w eksploatacji. W najnowszej wersji 20 minut zajmie praca urządzeń – przez ten czas prom może obrócić kilka razy i przewieźć kilkaset osób. Ot i cała ekonomia!
- 06.09.2009 00:00 (aktualizacja 13.08.2023 14:12)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze