Przede mną drzwi Regionalnego Ośrodka Psychiatrii Sądowej w Starogardzie. Przez szybkę wielkości pudełka na płytę obserwuje mnie ktoś z ochrony.
- Ma Pan zgodę dyrektora na wejście? – rozpoczyna standardową procedurę ochroniarz. Odpowiadam twierdząco. Kiedy wchodzę dokładnie zamyka za mną drzwi.
Ochroniarz prowadzi mnie do przytulnego pokoju na umówione spotkanie z terapeutą zajęciowym Krzysztofem Kamyszem. Siadam wygodnie na kanapie i przyglądam się wiszącym obrazom. Jedne amatorskie, marne kopie prostych figur, inne dojrzałe, widać, że wyszły spod wprawionej ręki.
Pan Krzysztof pracuje w zakładzie od momentu założenia, tj. 2000 roku. Po krótkiej chwili nawiązuje do obowiązujących procedur.
- Tak tu postępujemy z każdym gościem. Środki ostrożności muszą być zachowane, to jest zakład zamknięty i tutaj nie żadnych przepustek. Niestety czasami zdarzają się niemiłe sytuacje. Są przypadki agresji fizycznej czy słownej ze strony pacjentów.
Terapia - tutaj wracają do "normalności"
W zakładzie przebywa około 60 osadzonych mężczyzn. Na każdego przypada 3 pracowników. W większości to osoby chore psychicznie, najczęściej z objawami schizofrenii. Przyczyną ich pobytu nie jest tylko choroba, lecz czyny zabronione prawem. Także te najcięższe. Starogardzki ROPS to jeden z ośrodków o najwyższym stopniu zabezpieczenia.
Terapeuta prowadzi mnie do miejsca gdzie odbywają się zajęcia. Krętymi, piwnicznymi korytarzami docieramy do pomieszczenia wielkości gimnastycznej sali . Właściwie znalazłem się tutaj, żeby zrobić kilka fotek. Przede wszystkim chciałem dowiedzieć się czegoś o redagowanej przez pacjentów gazetce. ”To wyjątkowe forma terapii” – pomyślałem, kiedy dowiedziałem się o tym co robią pacjenci. Chciałem zobaczyć jak to jest pisać, będąc częścią tak hermetycznego i trudnego świata. Skąd pomysły, jakie tematy, w czym szukać motywacji? 100 różnych pytań. No i do tego nie trzeba „zwiedzać szpitala”. Kiedy już tu byłem, szybko zrozumiałem, że nie skupię się jedynie na temacie moich zainteresowań. Witam się z dwoma innymi terapeutami, Bartoszem Grzeszkiewiczem i Mateuszem Kurowskim. Siadamy, panowie na przemian opowiadają o pracy, doświadczeniach, przypominają różne sytuacje z życia zakładu. W międzyczasie Pan Krzysztof przygotowuje dla mnie jedną z gazetek. Zamazuje wszystkie szczegóły świadczące o tożsamości autorów.
- Widzi Pan jak składamy naszą gazetkę? – pyta terapeuta. – Zszywamy ją na maszynie, bo nie może mieć żadnych metalowych elementów. Pacjenci zdają sobie sprawę, że wiele rzeczy robimy dla ich bezpieczeństwa.
Pomieszczenie, w którym się znajdujemy zostało podzielone na trzy części. W pierwszej odbywają się zajęcia gastronomiczne, dlatego pełne jest kuchennego ekwipunku. Druga służy rozwijaniu szerszych zdolności, od obsługi komputera, szycia na maszynie, po grę na instrumentach. Trzecia, techniczna, ma służyć nauce prostych, praktycznych czynności użytecznych w domu. Każdy oddział odbywa tutaj zajęcia co najmniej dwa razy dziennie. Tutaj pacjenci przygotowują się do normalnego życia.
- To co robimy z pacjentami w tych pracowniach nie jest jedynie wypełnieniem ich czasu – tłumaczy Krzysztof Kamysz. – Chcemy ich nauczyć praktycznych umiejętności, tak aby umieli sobie poradzić w normalnym życiu po opuszczeniu ośrodka. Bywa tak, że osoby, które do nas trafiają nie potrafią wykonywać najprostszych czynności np. ugotować mleka, bezpiecznie zmienić żarówki. Najczęściej te braki nie są ich winą. Dorastali, żyli w takich rodzinach i otoczeniu, które odebrały im szansę na normalną przyszłość.
"Dania Świata", kronika filmowa i lekcje angielskiego
W kuchni rządzi Bartosz Grzeszkiewicz. Pod jego okiem powstają posiłki, czasem zwykłe obiady, czasem smakowite desery. Spoglądam na kawałek ziemi za oknem. Pan Bartosz wskazuje ogródek, który na wiosnę wypełnia się kolorem warzyw.
- Nic się tutaj nie marnuje – opowiada. – Zbiorów nie ma wiele, ale zawsze to coś. W tamtym roku, na jesień zebraliśmy resztkę i pacjenci zrobili mrożonki.
Terapeuta wspomina konkurs zorganizowany przez osadzonych. Przygotowali stroje, egzotyczne dania i zaprezentowali swoje smakołyki komisji konkursu „Dania Świata”. Były m.in. włoskie i chińskie przysmaki.
Każdy terapeuta wnosi do zakładu coś od siebie. Oczywiście, nie materialnie, ale dzieląc się swoimi pomysłami i talentem. Nauka wielu nowych czynności jest dla wielu pacjentów nieoceniona. Jej działanie jest mocniejsze od przyjmowanych lekarstw.
Krzysztof Kamysz prowadzi m.in. zajęcia gry na gitarze. Nie każdy się do niej garnie, bo nie wszyscy mają muzyczny talent. Są jednak osoby, które szybko przyswajają gitarowe chwyty. Inni próbują swoich umiejętności w konkursie recytatorskim czy szachowym. Szpital nie prowadzi kursów dla pacjentów, które mogłyby podnieść ich zawodowe kwalifikacje. Istnieje za to możliwość nauki języka angielskiego.
Moje zdziwienie wzbudził fakt, że tak stosunkowo niewielki zakład skupia tak wiele utalentowanych osób. Wszędzie wiszą obrazy, plakaty, pomieszczenia okalają półki z wyrobami ceramicznymi. W piwnicy szpitala znajduje się piec. Tam wypalana jest ceramiczna galanteria, zrobiona przez pacjentów. Zrobione przez nich formy wypełniane są masą, która po zastygnięciu nadaje się do wypalenia. Stąd uginające się pod naporem figurek, wazonów, donic, świeczników półki. Niektóre wykonali obecni z zakładzie pacjenci, część to pozostałość po tych, którzy odeszli.
Szczególna uwagę przykuwa tablica, na której zawieszono patery i wiszące, wykonane z ceramiki ozdoby. Prezentują się one szczególnie, zwłaszcza te, które pomalowano farbami. Jak wyjaśnili terapeuci to ekspozycja, która czeka na specjalny konkurs. Część z tych prac być może trafi na przyszłoroczną Wielka Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Wyjątkowym sposobem spędzania czasu jest przygotowywanie kroniki ROPS-u. Istnieje ona w formie książki, ale również w filmu. Pacjenci mają do dyspozycji kamerę i pod opieką terapeutów rejestrują najważniejsze wydarzenia z życia szpitala. Później montują filmy na komputerze.
Dzięki pisaniu... stają się zdrowsi
Terapeuci starają się zmniejszyć dystans miedzy sobą a chorymi. Chodzą w bluzach, koszulach i jeansach, do pacjentów zwracają się na Pan. To również element terapii.
- Chyba nikt nie chciałby słyszeć na co dzień, że jest pacjentem – mówi Bartosz Grzeszkiewicz. Poza tym staramy się och traktować naturalnie, przecież spędzamy z nimi kilka godzin dziennie.
Pan Krzysztof opowiada zabawną sytuację, która przydarzyła się na terenie zakładu. W jednym z pokoi przebywała delegacja, a on nie wiedząc o niczym wpadł rozbawiony bez zapowiedzi.
- Wszyscy zdębieli, nie wiedzieli co mają robić uciekać czy zostać – przypomina terapeuta. – Pewnie pomyśleli, że to jeden z pacjentów przyszedł w odwiedziny.
- Niestety, taki jest odbiór chorych w społeczeństwie – kontynuuje już na poważnie. – Kiedy ludzie spotykają taką osobę na ulicy, myślą sobie „O… wariat!”. Ale to nie jest tak. Gdyby któryś z pacjentów usiadł teraz między nami, dyskutował, nie spostrzegłby Pan, że to osadzony. Te okropne czyny, których się dopuścili są wynikiem choroby. Gdyby wychowywali się w innym środowisku, nie takim, które ich zniszczyło, pewnie nigdy do tego ośrodka by nie trafili.
Ważne miejsce w życiu ośrodka zajmują Święta. Motywy Wielkanocne i Bożonarodzeniowe widać wszędzie, przede wszystkim w twórczości pacjentów. Na okalających ściany półkach stoją papierowe jajka, swoich figurek doczekali się Mikołaj i Wielkanocny Zajączek. Choinki i gwiazdki co rusz przewijają się na kolejnych obrazach.
W ROPS-ie nikt nie zapomina o Wigilii. Kolacja z choinką i kolędami to także tutejsza tradycja. Przy okazji Świąt ma miejsce inne ważne wydarzenie. Pod okiem Krzysztofa Kamysza wychodzi „Nasz Głos” – wewnętrzna gazetka ROPS-u. Wszystkie teksty zamieszczone w periodyku są autorstwa pacjentów. Może, oprócz czołówki, na której z reguły życzenia świąteczne wszystkim pracownikom i pacjentom składa dyrektor Leszek Ciszewski.
-Z tego co pamiętam to chyba ja wymyśliłem ten tytuł – opowiada Krzysztof Kamysz. – Propozycji było wiele, zrobiliśmy głosowanie i padło na „Nasz Głos”.
Gazetka istnieje w zakładzie od 2002 roku. Jej pomysłodawcami byli dyrektor oraz kierownik terapeutów Marek Zagórski. Oni jako pierwsi dali pacjentom szansę artykułowania swoich poglądów szerszej publice. Nakład periodyku nie jest duży i z reguły nie przekracza 30 egzemplarzy. Ciekawe jest jednak co "Nasz Głos" wnosi do rzeczywistości szpitala. Praca każdego reportera, nie tylko tego z ROPS-u, to zostawienie czytelnikom części siebie na papierze. Części abstrakcyjnej, w postaci nazwiska pod tekstem, ale i materialnej wyrażającej nasze poglądy, emocje, zainteresowania. Dla nich to jednak coś więcej.
- Redagowanie takiej gazetki wymusza aktywność, a aktywność pacjentów jest dla nas sygnałem, że stają się zdrowsi - tłumaczy Krzysztof Kamysz. - Pacjenci są zmuszeni w tym wypadku do intensywnego myślenia, do dyskusji między sobą, do dyskusji z pracownikami Dzięki temu nie są sami. Kiedy spotykamy się w naszym zespole redakcyjnym musimy omówić wiele spraw. Niektórym nie podoba się to, inni mają jakieś swoje propozycje, to wszystko bardzo dobrze na nich oddziałuje.
"Trudne pożegnanie"
Zespół redakcyjny zmienia się niemal co numer. Odpowiedzialny za wydanie gazetki Krzysztof Kamysz, przyjął rolę swoistego naczelnego: organizuje sztab, na którym pacjenci składają propozycje tematów, następnie czyta teksty i poprawia ewentualne błędy. Od strony technicznej "Naszym Głosem" zajmuje się terapeuta Maciej Gronowski. To on nadaje gazetce ostateczny wygląd zajmując się jej wydrukiem (na komputerowej drukarce) i opracowaniem odpowiedniej szaty graficznej. Jak na tak małe wydawnictwo wszystko wygląda bardzo profesjonalnie. Na tym kończy się rola terapeutów, reszta w rękach "redaktorów". Cierpliwie zbierają materiały, zaczepiają pracowników, przeczesują Internet, obserwują uważnie każde wydarzenie. O czym piszą? Tematyka jest różnorodna. Właściwie mogą pisać o czym sobie wymarzą. I choć często się zdarza, że tematyka wykracza poza życie ośrodka, bywa, że przenoszą ją na grunt własnych doświadczeń. "Nasz Głos" to ich spojrzenie na świat. To spojrzenie ludzi ograniczonych miejscem pobytu, nie pomysłami i zdolnościami. To spojrzenie z perspektywy problemów, zupełnie niezrozumiałych dla innych ludzi. Co zaskakujące, charakter periodyku jest bardzo pozytywny wręcz "na luzie". Jeden z autorów ubolewa, nad zakazem palenia papierosów. Domyśla się, że niejeden z pacjentów marzy już o pierwszym papierosie po wyjściu z ośrodka. Ale to nie jest lament. Widzi pozytywy odrzucenia nałogu i pisze o tym co pacjenci zyskają, kiedy już nigdy nie sięgną po papierosa. Ktoś inny relacjonuje przebieg turnieju szachowego, zwracając uwagę na zaciętą walkę i dobrą, sportową atmosferę podczas całych zawodów. Znalazły się też przepisy na barszcz czerwony i uszka z grzybami, z nadzieją, że do świąt ktoś zgłębi umiejętności zrobienia tych smakołyków. Są też wywiady z księdzem kapelanem Józefem Pickem oraz Remigiuszem Hulkiem o drużynie piłkarskiej z ROPS. Numer, który otrzymałem od terapeuty zawiera na ostatniej stronie kilka wierszy ks. Jana Twardowskiego. W tej samej gazetce znalazł się także tekst pt. "Trudne pożegnanie":
"Największym i najważniejszym wydarzenie tego roku dla wielu osób było odejście Jana Pawła II do domu Ojca. Każdy z nas odczuł ten moment. To co było nadzwyczajne, to w jaki sposób cała nasza Ojczyzna przeżywała Jego Śmierć. (...) Również w naszym ośrodku w bardzo konkretny sposób w bardzo konkretny sposób pokazaliśmy jak wielkim człowiekiem jest dla nas Jan Paweł II. Na sali sportowej spotkali się razem personel i pacjenci, każdy zapalił świeczkę i postawił ją przed obrazem Jana Pawła II, po chwili nasi pacjenci przedstawili program słowno-muzyczny poświęcony Ojcu Św. Wieczorami o godz. 21.00 spotykaliśmy się dziedzińcu i przy zapalonych świecach modliliśmy się i śpiewaliśmy pieśni religijne, nie przeszkadzał nawet nikomu padający deszczyk, bo to niebo płakało... (...)". Spotkanie na dziedzińcu było inicjatywą pacjentów.
- Dla nas każda mobilizacja tych ludzi to wielki sukces - mówi Krzysztof Kamysz. - Jeśli uda się przekonać do czegokolwiek, do gry na gitarze, szycia, pisania, kiedy nie pozwolimy by zamknęli się w sobie to jest już dobrze. To nas cieszy w tej pracy.
Wszyscy w ROPS-ie czekają już na początek maja. Wtedy zrobi się ciepło, dziedziniec się zazieleni, pacjenci uporządkują zaniedbany zimą ogródek. Wtedy też odbędzie się coroczne grillowanie. To jedyna taka impreza w roku, kiedy pacjenci i pracownicy spotykają się razem na świeżym powietrzu. Wielkie ucztowanie, poprzedzają nie mniejsze przygotowania. Pacjenci szykują sałatki, mięso, to oni będą tego dnia gospodarzami. Czas umili wszystkim muzyka puszczona z głośników. Biorąc pod uwagę poprzednie imprezy śmiało można założyć, że to będzie udany dzień. Dzień kiedy pacjenci będą mogli poczuć się jak w wielkiej rodzinie
Terapia silniejsza od lekarstw. Usłyszcie "Nasz Głos"
KOCIEWIE. Ich domem jest szpital. Tutaj w niewielkich pokojach, spacerowym dziedzińcu i sali zajęciowej toczy się ich życie. Gotują, majsterkują, piszą nawet gazetkę. Dzięki pracy terapeutów małymi krokami oddalają się trudnej przeszłości.
- 13.03.2009 00:00 (aktualizacja 04.08.2023 18:34)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze