Kociewskie siusianie za złotówkę, w starostwie – za darmo
STAROGARD GD. Jak piekarz został klozetowym “dziadkiem”. W większości szaletów publicznych pracują popularne babcie klozetowe. Natomiast w miejskim szalecie publicznym przy rondzie w Starogardzie Gd. „interesu” pilnuje mężczyzna.
- 05.09.2007 08:23 (aktualizacja 31.03.2023 01:48)
- Pracuję tu nieco przypadkowo. Z zawodu jestem piekarzem - mówi Łukasz Pelpliński, obsługujący miejski szalet publiczny w Starogardzie Gdańskim. - Pracowałem w wielu piekarniach. To piekielnie ciężka praca. W nocy, po 12 godzin. A płace mizerne. Nie ma chętnych do pracy w tym zawodzie. Jak się nic nie zmieni, to nie wiem kto nam będzie chleb wypiekał. Większość moich kolegów po fachu już od dawna jest za granicą. Mnie tam jakoś nie ciągnie. Przestałem pracować jako piekarz i zostałem bezrobotnym. Od czasu do czasu złapałem jakąś fuchę i tak się żyło. Z dnia na dzień. Aż pewnego dnia przechodziłem obok tego szaletu i zauważyłem ogłoszenie. Poszukiwali pracownika bez kwalifikacji. Zostałem przyjęty na umowę zlecenie. Pracuję tylko 2 tygodnie w miesiącu po 8 godzin dziennie. Od 10 do 18. Zarabiam 240 zł, zawsze coś. A praca tu nie jest tak ciężka jak w piekarni. Ruchu wielkiego nie ma. Przez 8 godzin dziennie korzysta z szaletu średnio ok. 50 osób. Tyle samo pań co i panów. Chyba ludzie żałują tej złotówki na siusianie w szalecie i szukają innych możliwości. Słyszałem, że wiele osób załatwia się w starostwie - za darmo. Mnie to nie przeszkadza, bo mam płacone za godziny a nie od klienta.
Napisz komentarz
Komentarze