- Niedawno obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Nie dla każdego określenie „żołnierze wyklęci” jest zrozumiałe. Proszę wyjaśnić, co dokładnie oznacza.
- W roku 1995 znany bard i gitarzysta Leszek Czajkowski napisał piękną balladę o bohaterach powojennego powstania antykomunistycznego w Polsce. Nazwał ich „żołnierzami wyklętymi”. Miał na myśli to, że w Polsce komunistycznej „wyklęto” ich, znieważono, próbowano upokorzyć, zrobiono wszystko, byśmy o nich zapomnieli. Wkrótce potem była ogólnopolska wystawa „Żołnierze wyklęci”, album z ich zdjęciami. Językoznawca powiedziałby, że zadziałał usus. To łacińskie słowo oznacza, że użytkownicy języka przyjmują jakieś określenie zwyczajowo i tak już zostaje. Dziś podkreśla się, ja również to robię podczas wystąpień publicznych, że oni byli nie tyle wyklęci, co niezłomni, wierni idei niepodległego bytu państwa polskiego. Tymczasem jednak wyrażenie „żołnierze wyklęci” tak się przyjęło, że trafiło nawet do ustawy sejmowej o Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, której projekt złożył w roku 2010 prezydent Lech Kaczyński. Rok później – już po tragedii smoleńskiej – ustawa została przyjęta.
- Dlaczego, Pana zdaniem, tak późno zaczęliśmy upamiętniać te osoby?
- W Polsce istnieje bardzo silne lobby postsowieckie, tworzone przez byłych funkcjonariuszy partyjnych, środowiska związane z dawnym UB, SB, rosyjska agentura wpływu. Pierwsze próby upamiętniania bohaterów walk z NKWD-UB, KBW były kitowane w mediach od tych środowisk zależnych szyderstwem i odgrzewaniem starej sowieckiej propagandy, że to „bandyci”. Pamiętam, gdy Sejm przyjmował uroczystą uchwałę w 55. rocznicę śmierci w więzieniu mokotowskim majora „Łupaszki”, żaden poseł z SLD nie podniósł za nią ręki. Kilku wstrzymało się od głosu, reszta była przeciw. W „Trybunie” następnego dnia pojawił się haniebny artykuł „Ich krwawy idol”. Ich, czyli tej większości posłów, która była za uczczeniem „Łupaszki” i innych bohaterów. To wszystko jednak się zmienia. Gdy w roku 2011 Sejm głosował nad ustawą o Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, posłowie SLD w większości byli za. Przeciwko, w całym Sejmie, było tylko dwóch posłów: reżyser filmowy Kazimierz Kutz (znany dawniej jako Kuc) i Celiński, eksdziałacz „Solidarności”, który potem „przepraszał za <Solidarność>”. Moim zdaniem stracili szacunek w oczach wielu Polaków. Ale to ich sprawa, nie moja.
- Przy okazji obchodów tego dnia pojawiają się różne kontrowersje i zarzuty wobec upamiętnianych osób. Jak Pan to skomentuje?
- Żołnierze „wyklęci” wykonali wiele wyroków śmierci na konfidentach UB, szczególnie gorliwych „działaczach” PPR i innych pomocnikach sowieckich, pomagających ochoczo w zniewalaniu Polski. Robili to za pełną michę, za „awans społeczny”, za przynależność do „elity” Polski sowieckiej. Ich dzieci i wnuki – żyjące często pod zmienionymi nazwiskami – do dziś nienawidzą naszych bohaterów, gdyż z punktu widzenia interesów ich rodzin Polska „ludowa” była bardzo hojna…
- W tym roku wspaniałe obchody mieliśmy w Skarszewach. Jak Pan ocenia fakt, iż w Starogardzie zabrakło tego dnia miejskich uroczystości?
- Nie wiem, co to znaczy „miejskie uroczystości”. Ma Pani na myśli coś oficjalnego i wymuszonego, bo „wypada”? Jeśli nowy prezydent miasta nie angażuje się uczuciowo w tę sprawę, nie odczuwa potrzeby uczczenia bohaterów nierównej walki o „Polskę wolną i czystą jak łza” (cytat z piosenki żołnierzy „Łupaszki”), to lepiej niech nie organizuje żadnych uroczystości. Niech to robią wolontariusze.
Cały wywiad dostępny w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej. Zapraszamy do lektury!
Napisz komentarz
Komentarze