A wszystko dzięki dwunastoletniemu Damianowi, który zachował zimną krew i powiadomił odpowiednie służby ratunkowe. To dzięki niemu rodzina żyje.
Wszystko wydarzyło się w nocy z 25 na 26 stycznia. Około godziny drugiej Damiana obudził hałas z korytarza. Wstał, by zobaczyć, co się stało i natknął się na swoją omdlałą mamę. Zorientował się też, że tata leży nieprzytomny w łóżku. Natychmiast postanowił zawiadomić pogotowie.
- Dzwoniłem pod numer 112, ale nie mogłem się połączyć. Potem znalazłem w telefonie mamy inny numer. Zadzwoniłem, ale odebrał jakiś strażak. Przekierował rozmowę do pogotowia. Na połączenie jednak czekałem tak długo, że postanowiłem się rozłączyć i spróbować ponownie. Dopiero wtedy moją rozmowę odebrało pogotowie – tłumaczy nastoletni bohater.
Damian fachowo przedstawił się, a następnie cierpliwie odpowiadał na pytania dyspozytorki. Opisał drogę do swojego domu. Wkrótce potem na miejsce dotarła karetka pogotowia. Cała rodzina Serwidów trafiła do kartuskiego szpitala. Stamtąd przewieziono ich do Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni.
- Kiedy jeszcze leżeliśmy w kartuskim szpitalu, policja i straż pożarna miała zbadać nasz dom. Trwało to dość długo, bo jak wynika z relacji sąsiadów, zamiast wejść do środka, krążyli po podwórku. W końcu stwierdzono podwyższone stężenie tlenku węgla w naszym domu. Dopiero wtedy przewieziono nas do Instytutu w Gdyni – opowiada matka chłopca, Teresa Serwida.
Rzeczywiście, stężenie tlenku węgla (popularnie nazywanego czadem) było w mieszkaniu państwa Serwidów bardzo wysokie. W pokoju połączonym z kuchnią wynosiło aż 210 jednostek. W sypialni chłopców – 148 jednostek. Tymczasem już powyżej stu jednostek stężenia tlenku węgla w pomieszczeniu, w organizmie ludzkim pojawiają się pierwsze objawy zatrucia. Damian miał szczęście, że przebywając w pokoju rodziców, sam nie omdlał.
W komorze hiperbarycznej w IMMT w Gdyni państwo Serwidowie wraz z Damianem przebywali półtorej doby. Ich młodszy synek, 4,5 letni Krystian był w lepszym stanie i nie musiał korzystać z komory.
- W nocy nie przypuszczałam nawet, że z naszej westfalki ulatnia się czad. Najgorsze jest to, że tego przecież nie można wyczuć. Gdybym domyśliła się wcześniej, szybko wywietrzyłabym mieszkanie. W nocy budziłam się kilka razy, dwa razy omdlałam. Za trzecim razem stało się to w korytarzu w drodze do łazienki. Mój upadek usłyszał Damian – mówi pani Teresa.
Ojciec chłopców, Sławomir Serwida, dodaje:
- Być może do ulatniania się tlenku węgla przyczyniła się wilgotna pogoda. Wiadomo, że wtedy cug jest najgorszy. Poprawnie korzystaliśmy z instalacji ogrzewczych, mamy drożny komin… Po tym wydarzeniu jednak wyrzuciliśmy westfalkę, a zamontowaliśmy inny piec. Nie chcemy znów kusić losu, tym bardziej że podobna sytuacja miała miejsce już wcześniej. Blisko dwa lata temu wezwaliśmy pogotowie, bo czuliśmy się ospali i bezwładni. Nie mogliśmy nawet podnieść się z łóżka. Jednak ratownicy stwierdzili, że to zwykłe osłabienie. Sądzę jednak, że wtedy to również mogło być zatrucie czadem – mówi pan Sławomir.
Rodzice zgodnie twierdzą, że są bardzo dumni z syna. Uratował im przecież życie.
Komendant PSP w Kartuzach Edmund Kwidziński chce uhonorować Damiana za jego bohaterski czyn. Podkreśla, że jego odpowiedzialność i odwaga mogą być przykładem dla innych.
Reklama
Uratował rodzinę od zaczadzenia
KASZUBY. Niestępowo. Bohaterski chłopiec. Dla czteroosobowej rodziny Serwidów z Niestępowa los okazał się niezwykle łaskawy – podarował im drugą szansę na życie. Omal nie zginęli zaczadzeni we własnych sypialniach.
- 04.02.2009 00:00 (aktualizacja 26.07.2023 04:37)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze