Zamek jedyny w swoim rodzaju
Niesamowite miejsce opisywane w wielu przewodnikach (w jednym z nich zaliczony został do stu najciekawszych obiektów w Polsce) od lat przyciąga tłumy ciekawskich, chcących zobaczyć na własne oczy jedną z największych budowli na Pomorzu i ewenement na skalę europejską. Problem w tym, że to niezwykła, ale jednak samowola budowlana.
Historia zamku sięga lat 80-tych, kiedy to gdański artysta otrzymał pozwolenie na budowę obiektu mieszkalnego z pracownią rzeźby. Jego powierzchnia wynosić miała 170 m2. W trakcie budowa zaczęła się zmieniać i powiększać aż do obecnych 5 tys. m2. Na początku lat 90-tych wszelkie prace zostały przerwane. Jak donoszono niegdyś, z powodu kłopotów finansowych gdańskiego rzemieślnika wierzyciele próbowali przejąć zamek za długi. Podobno chciano go sprzedać, horrendalna cena odstraszała jednak ewentualnych nabywców.
Bez szans na ratunek
Łapalicka budowla od dawna budziła zainteresowanie stosownych służb i robiono wszystko, by pójść właścicielowi „na rękę”. Ten musiał jedynie złożyć niezbędne dokumenty mające doprowadzić obiekt do zgodności z prawem. Mimo zapewnień, nigdy tego nie uczynił. Przed rokiem Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wydał decyzję o nakazie rozbiórki. Właściciel zamku, zgodnie z przysługującym mu prawem, odwołał się do drugiej instancji. Niedawno zapadła ostateczna decyzja.
- Inwestor nie wywiązał się z nałożonych na niego obowiązków i sprawa została rozstrzygnięta decyzją rozbiórkową. Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego nie znalazł podstaw prawnych do unieważnienia podjętej przez nas decyzji i utrzymał ją w mocy – mówi Krzysztof Nowak z PIND w Kartuzach. - Właściciel ma rozebrać obiekt na własny koszt, jeżeli tego nie zrobi, zostanie wszczęte postępowanie egzekucyjne w celu przymuszenia inwestora do wykonania ciążącej na nim decyzji według określonej procedury.
Wyjaśnia, że każda decyzja rozbiórkowa wcześniej czy później zostaje wykonana, choć na pewno nie nastąpi to z dnia na dzień. Może wręcz potrwać kilka lat, jeśli inwestor będzie skutecznie się odwoływał. Czy istnieje jakaś szansa na uratowanie zamku, chociażby pojawienie się nowego inwestora?
- Nie ma już takiej możliwości. Trwało to zbyt długo, wszystkie procedury zostały wyczerpane – ucina twardo Krzysztof Nowak.
Ryzyko na własną odpowiedzialność
Problemem jest nie tylko niezgodność obiektu z prawem, ale też zagrożenie jakie stwarza. Mimo ogrodzeń i zakazów wstępu, pałac oglądany jest przez tłumy nie tylko z zewnątrz, ale też od środka. Wędrówki po dziedzińcu i wnętrzach pałacu stanowią jednak spore zagrożenie dla bezpieczeństwa „zwiedzających”. Znajdujące się na wysokości kilkunastu metrów okna są tu niczym niezabezpieczone, podobnie jak wysokie i kręte schody, w każdej chwili runąć mogą rusztowania wciąż jeszcze okalające każdą z wieżyczek. Niszczejące siły czasu, wiatru i wody uszkodziły już w niektórych miejscach mury i betonowe posadzki. Gdy dojdzie do tragedii, pozostanie tylko szukanie winnych. Poza tym, według opinii wielu architektów, przy zastosowanych rozwiązaniach konstrukcyjnych budowla powinna już dawno się zawalić.
Sąsiedzi zamku
W rozmowach z okolicznymi mieszkańcami nie widać wielkiego entuzjazmu wynikającego z faktu, że, jakby nie było, są sąsiadami zamku.
- Ta budowla nie powinna tu w ogóle stać, wszystko zbudowano na dziko, wycięto połacie lasu i postawiono takie coś. Właściciel narobił nam tylko kłopotów, a betonowy mur postawił na naszym trenie zabierając po 200 m2 gruntu - mówi rozgoryczony właściciel położonej obok działki Włodzimierz Łącki. – To przecież ruina a nie żaden zamek, wszystko się sypie. Niedawno spadająca deska prawie uderzyła mnie w głowę. Nikt już tego nie wykończy, bo tu potrzebne są zezwolenia i grube miliony złotych. Dziwię się, że ludzie tak bardzo chcą to oglądać, musiałem zamontować bramę na działkę, bo parkowały tu autobusy pełne ciekawskich.
Tłumy turystów nie przeszkadzają z kolei mieszkającej w sąsiedztwie, Janinie Wróblewskiej. Przyznaje jednak, że po zmierzchu bywa tu niebezpiecznie.
- Przyjeżdża tu mnóstwo turystów, najwięcej w weekendy i zdecydowanie najczęściej to ludzie z Trójmiasta. Wieczorami często kręcą się chuligani, na zamku piją i krzyczą, aż strach wychodzić z domu. Sama budowla mi nie przeszkadza, ale co powinno się z nią stać? Skoro zamek już powstał, to niech zostanie wykończony – uważa.
Pobudzona wyobraźnia turystów
Tajemnicze zamczysko zdaje się nie przejmować urzędniczymi decyzjami i każdego dnia licznymi wieżyczkami gościnnie wita z daleka tłumy nadciągających turystów. Nieustannie pobudza wyobraźnię gości, którzy prześcigają się w odgadnięciu wizji gdańskiego architekta. Każdy zastanawia się, ile pieniędzy zostało tu „wpompowane”, jak olbrzymie środki byłyby potrzebne do dokończenia budowy a wreszcie, co mogłoby tu powstać?
- Gdybym wygrał w totolotka, na pewno kupiłbym to wszystko i piękne wykończył. To idealne miejsce na hotel, na którym można by zbić prawdziwą fortunę – rozmarzył się w rozmowie z nami Marcin wracający właśnie z dziewczyną z zamku. Idąc dalej mijamy grupę zafascynowanych... Francuzów. Część wakacji spędzali w Gdańsku i jak mówią, nie mogli nie odwiedzić tak ciekawej budowli.
- W naszym kraju zamków nie brakuje, ale ten ma w sobie coś wyjątkowego. Może jego zagadkowa historia i właśnie fakt, że nigdy nie został ukończony sprawia, że jest tak interesujący – powiedział nam przeplatający wyrazy polskie z francuskimi Alain.
- Nic dziwnego, że tak ogromna inwestycja przerosła możliwości finansowe właściciela. Może, gdyby zdecydował się na mniejszy obiekt, dziś oglądalibyśmy tu piękny pałacyk – zastanawiała się idąca za nimi rodzina z Wejherowa.
Wszystkim napotkanym przez nas zwiedzającym trudno było uwierzyć, że zamek w niedługiej przyszłości zniknąć ma z powierzchni ziemi.
Napisz komentarz
Komentarze