Pan Franciszek Gończ z Miechucina, syn Augustyna i Franciszki zd. Lisewska, urodził się 19 maja 1907 roku w Tuchlinie. Miał piątkę rodzeństwa tj. trzy siostry i dwóch braci. Pochodzi z gospodarstwa rolnego, ale na nim nie pracował. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Sierakowskiej Hucie, a następnie kontynuował naukę w szkole zawodowej w Sierakowicach. Tam też uczył się w zawodzie krawca. Po zakończeniu szkoły zaczął pracę u właściciela, u którego się uczył. Następnie wyjechał na Hel, również do pracy. Na półwyspie znajdował się Bank Spółdzielczy z Grudziądza, który postawił w tym miejscu około stu domków dla wczasowiczów i pan Franciszek dla nich szył. W sumie, na Helu pracował przez pięć lat. 11 kwietnia 1939 roku ożenił się z panią Jadwigą zd. Zdrojewską i zamieszkał z nią w Borzestowskiej Hucie. Pani Jadwiga także była krawcową. Ogólnie – małżeństwo zajmowało się krawiectwem damskim i męskim. Kiedy wybuchła II wojna światowa, okupanci dowiedziawszy się, że pan Franciszek jest krawcem zabrali go do pracy, natomiast jego żona pozostała w domu. I w taki sposób pan Gończ pracował na rzecz III Rzeszy w Gdyni – Oksywiu. Szył mundury. Pracując tam nie mógł jeździć codziennie do domu, raz na tydzień otrzymywał tylko przepustki. Gdy skończyła się wojna, Rosjanie znaleźli jego nazwisko w ewidencji, wiedzieli jaki zawód wykonuje, zabrali go na pół roku i kazali przeszywać mundury niemieckie na rosyjskie. Prace te były wykonywane w poniemieckim bunkrze. Po pół roku został zwolniony z obowiązku szycia mundurów. Gdy zażądał dokumentów, aby wrócić do domu rosyjski półkownik odmówił mu tej czynności i poinformował, że jak go złapią to pojedzie razem z kolumną jeńców na Syberię. Wracał do domu nocą, lasami i doszedł. W 1950 roku państwo Gończowie wyprowadzili się z Borzestowskiej Huty do Miechucina. Tam zamieszkali w kamiennym domku przy ulicy Jeziornej. W dalszym ciągu zajmowali się krawiectwem. Następnie pan Franciszek z żoną odkupili działkę od pana Jana Kąkla, znajdującą się nieopodal ich starego domku i wybudowali nowy dom, w którym pan Franciszek mieszka do dnia dzisiejszego. Będąc już na emeryturze rzemieślniczej cały czas czynnie pracował jako krawiec. Wraz z żoną hodował drób, uprawiał zboża, ziemniaki i zajmował się pszczołami. Jego żona udzielała się w życiu społecznym: była radną w gminie Chmielno, siostrą PCK, założyła koło gospodyń wiejskich oraz punkt szycia rękawic ochronnych dla spawaczy w stoczni. Pan Franciszek przez całe życie był osobą pogodną, cierpliwą, miał udane małżeństwo.
11 kwietnia 1989 roku państwo Gończowie obchodzili złote gody, a 25 czerwca zmarła pani Jadwiga. Miała wtedy 72 lata. Państwo Gończowie mają jedną córkę Halinę, która z mężem od siedemnastu lat mieszka na Śląsku oraz dwóch wnuków: Mirosławę i Krzysztofa. Z Krzysztofem i jego rodziną obecnie mieszka pan Franciszek. Pan Gończ ma też trzech prawnuków: Natalię, Macieja i Adama.
Co robił stulatek przez ostatnie parę lat?
Do 95 roku życia pan Franciszek mieszkał sam i był zupełnie samodzielny. Gdy wprowadził się do niego wnuk gotował mu jedzenie, chodził do sklepu po zakupy, robił obiady, Mając tyle lat wybrał się na rowerze na Wszystkich Świętych na grób swojego ojca na Wygodę. W 2002 będąc na weselu wnuka Krzysztofa bawił się wyśmienicie: tańczył, nie chciał iść do domu, nawet znalazł sobie 82-letnią pannę. Jeszcze dwa lata temu chodził ze swoim zięciem Józefem do pszczół, rok temu piłował drewno oraz wniósł trzy tony miału do schowka - bo mu się nudziło. Spotkało go też niemiłe wydarzenie. W ubiegłym roku spadł z mostu i połamał sobie żebra, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Czym zajmuje się teraz i jak się czuje?
Obecnie pan Gończ ma się dobrze i nic mu nie dolega. Nie choruje, nic go nie boli, dobrze śpi. Jest samodzielny i pełnosprawny. Sam się ubiera, myje, sam się goli. Codziennie drepcze po mleko, zanosi jedzenie dla pieska, obiera ziemniaki. Uczestniczy też w niedzielnych mszach świętych. Poza tym ma apetyt, dużo je, dobrze widzi, czyta gazetę bez okularów, ogląda z wnukami bajki na komputerze, ogląda telewizję, ale niezbyt często. Stulatek ma również dosyć dobrą pamięć choć pewne rzeczy czasami zapomina.
Jaka jest recepta na tak długie życie?
-No cóż, jedni żyją krócej, drudzy dłużej – mówi z uśmiechem pan Franciszek Gończ.
Stulatek nigdy nie palił, nie pił alkoholu ( tylko od czasu do czasu kieliszeczek koniaku dla zdrowia), dużo pracował, jadł wszystko zwłaszcza masło, wędlinę i mięso. Uwielbiał i nadal lubi swojską drożdżówkę.
Napisz komentarz
Komentarze