- Wypowiedzieliśmy umowę najmu i zajmujemy twarde stanowisko w tej sprawie – twierdzi Władysław Krawczyk, prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej sp. z o.o. w Malborku. - Jeśli najemcy nie opuszczą lokalu, zdecydujemy się na skierowanie sprawy na drogę sądową – zapowiadał całkiem niedawno szef spółki, na którego głowę posypały się gromy za to, że wyraziła zgodę na prowadzenie tego rodzaju działalności w swoich zasobach.
Prezes ZGKiM tłumaczył, że wprowadzono go w błąd, ukrywając prawdziwy profil działalności. A teraz firma z dopalaczami dodatkowo przeciąga termin opuszczenia pomieszczeń należących do miasta, którymi zarządza spółka.
- W przygotowaniu jest pozew, a w konsekwencji sprawa sądowa, chyba, że firma położy klucze na moim biurku – powiedział Władysław Krawczyk.
Sprawa jest na tyle poważna, że w gimnazjach wychowawcy apelują do rodziców, by rozmawiali, przekonywali i sprawdzali swoje dzieci. Bo młodzi ludzie, jeszcze dzieci, nie widzą niczego złego w użyciu substancji, które „rozweselają, a czasem pomagają się uczyć”.
To mity, z którymi należy się jak najszybciej rozprawić, bo mieszanki ziołowe, które można kupić w punktach z produktami kolekcjonerskimi, ze zbiorem z klasera nie mają nic wspólnego. Wystarczy przeczytać nazwy produktów, jak Lucifer czy Masakroza, które nie brzmią niewinnie. A już na pewno nie wolno łączyć tych środków z alkoholem lub lekami. Skutkiem takich eksperymentów może być nawet śmierć.
- Zwykle dolegliwości po ich zażyciu nie skłaniają pacjentów do zgłaszania się do szpitala – mówi Dariusz Kostrzewa, lekarz, dyrektor malborskiego szpitala. - Tylko w wyjątkowych przypadkach mamy do czynienia z zaburzeniami świadomości, pobudzeniem psychoruchowym lub dolegliwościami jelitowymi. W ostatnim okresie trafił do oddziału dziecięcego nastolatek, który przyznał się do zażycia tzw. dopalaczy. Jego stan był na tyle niepokojący, że spędził w szpitalu kilka dni, ale historia skończyła się dobrze. W sytuacjach poważniejszych pacjenci są kierowani do kliniki toksykologii Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku. Szczęśliwie, nie musieliśmy z tej ścieżki korzystać w przypadku młodzieży po użyciu dopalaczy - opowiada lekarz.
Samorządowcy o dopalaczach wypowiadają się jednoznacznie.
Radny Leszek Witkiewicz zaproponował, by Rada Miasta Malborka zaapelowała do wszystkich mieszkańców miasta o bojkot punktów sprzedaży tzw. dopalaczy. Jego zdaniem to konieczne od momentu, gdy w grodzie nad Nogatem otwarte zostały sklepy sprzedające substancje odurzające.
- Moglibyśmy wystąpić z apelem do mieszkańców Malborka o bojkotowanie punktów sprzedaży tego typu środków – zaproponował radny Leszek Witkiewicz.
- Przez aklamację podpisujemy się pod takim wnioskiem. I mówimy jednym głosem: stop dopalaczom – skomentował radny Arkadiusz Mroczkowski, szef malborskiego samorządu.
Padła również propozycja, by apel skierowany został również do parlamentarzystów, którzy decydują o listach substancji dopuszczanych do sprzedaży. Jej konsekwentne rozszerzanie mogłoby doprowadzić do sytuacji, w której sklepy z dopalaczami same przestałyby istnieć, bo nie miałyby czym handlować.
Tekst apelu dopiero powstanie, wówczas zostanie przyjęty przez Radę Miasta i rozpowszechniony wśród mieszkańców.
Nieuleganie modzie na zażywanie substancji psychoaktywnych jest... w modzie. Doświadczenia wielu pokoleń udowodniły, do dobrej zabawy i miłego spędzenia czasu potrzebne jest głównie odpowiednie towarzystwo, a nie tabletka złudzeń za kilka złotych.
Reklama
Ukrywali przed zarządcą prawdziwy profil działalności
MALBORK. Miesiąc temu sklep z produktami kolekcjonerskim miał wyprowadzić się z lokalu na Starym Mieście. Nadal jednak prowadzi swoją działalność w tym samym miejscu. Okazuje się, że handluje tzw. dopalaczami.
- 16.09.2010 00:00 (aktualizacja 16.08.2023 08:28)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze