W nocy z niedzieli na poniedziałek Joannę Thiede, lekarkę weterynarii, zaalarmowało zgłoszenie o kocie pociętym nożem. Po zgoleniu sierści, oczom lekarki ukazał się makabryczny widok – ciało kota było prawie przepołowione metalowym drutem, niemalże wrośniętym w trzewia zwierzaka.
- Musiał wejść we wnyki – domyśla się Joanna Thiede. - Był ściśnięty tak bardzo, że nie mógł chodzić. Po wyjęciu drutu zobaczyłam jedną wielką, ropiejącą już ranę. Niewiele brakowało, a zwierzaczek nie przeżyłby. To był ostatni moment na ratunek – opowiada lekarka.
Przerażenie i ból
- Kot jest dziko żyjący, dokarmiają go mieszkańcy ul. Wybickiego – mówi Krystyna Panek ze Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt Reks w Malborku. - Tam właśnie doczołgał się po tym, jak wydostał się z sideł. Przyszedł do miejsca karmienia, bo może czuł, że ludzie mu pomogą?
Kot leżał na klatce schodowej jednego z bloków i nie było wiadomo, co mu dolega. Jedna z mieszkanek domu, zaniepokojona zachowaniem zwierzęcia, które nie miało siły chodzić, zadzwoniła po pomoc.
- Tyle się wycierpiał z przerażenia i bólu, którego nie da się opisać – mówi wzburzona Krystyna Panek. - Ale będzie miał dom; jedna z pań, które go znalazły, zabierze kota do swego mieszkania.
Jakiekolwiek zwierzę wpadnie w sidła, kona w męczarniach. Ludzie zastawiają takie pułapki na kuny, lisy i koty, najczęściej są to pętle drutu przywiązane do drzewa.
Niewykluczone, że sprawca, który zastawił pułapkę, złamał Ustawę Prawo Łowieckie z dnia 13 października 1995 r. (art. 52, ust. 1), polegającym na posiadaniu narzędzi i urządzeń przeznaczonych do kłusownictwa (wnyków), których użycie spowodowało poważne obrażenia kota, w warunkach szczególnego okrucieństwa.
Zastawianie sideł jest czynem nieludzkim, niestety, malborska komenda policji nie chciała wypowiadać się w tej sprawie.
Przedstawiciele Reksa mieli jednak złożyć oficjalne doniesienie w tej sprawie. Chodzi też o to, by skontrolować położone na uboczu tereny, głównie w pobliżu ogrodów działkowych. Być może ich użytkownicy w ten sposób chcą uniknąć nieproszonych czworonożnych gości. Jednak jest to czyn z gatunku zabronionych.
Słowa potępienia
- Takie działania są bezwzględnie godne potępienia – mówi Stanisław Orłowski, działkowiec i myśliwy w jednej osobie. - Na moich działkach to się nie zdarza, ale wiem, że zwłaszcza tam, gdzie są hodowane gołębie, zakładane są wnyki na kuny czy na tchórze Tak mogło być i w tym przypadku, że pułapka była zastawiona na inne zwierze, a wpadł w nią kot.
Jego zdaniem, należy wydać wojnę tym, którzy w ten sposób łapią i zabijają zwierzynę. Zwierzę wpada w sidła, zaczepia o nie łbem lub nogą, po czym umiera w strasznych męczarniach. Tego żaden myśliwy nie może zaakceptować.
- Zwalczamy kłusownictwo i wnykarstwo, ale wszelkie tego typu potrzaski bywają najczęściej zamaskowane. Tak czy inaczej, staramy się to zjawisko zminimalizować– mówi Stanisław Orłowski. - Owszem, zgodnie z naszym łowieckim regulaminem można zwalczać wałęsające się w lesie psy czy koty, ale na pewno nie w taki sposób, by łapać je we wnyki. Nawet jeśli lis pojawiłby się na działkach, to nie można go od tak odstrzelić. Trzeba byłoby to oficjalnie zgłosić, uzyskać pozwolenie, zabezpieczyć cały teren. Kiedyś przychodziły do ogrodów zające, gdy ich populacja była większa. Działki położone poza miastem odwiedzały czasami sarny. Teraz to się zdarza rzadziej.
Reklama
Poraniony we wnykach kot
MALBORK. Kot leżał na klatce schodowej jednego z bloków. Jedna z mieszkanek, zaniepokojona zachowaniem zwierzęcia, zadzwoniła po pomoc. Młody, dwuletni wolno żyjący kot został poważnie poraniony w sidłach, w które dostał się najprawdopodobniej w ogródkach działkowych. Pułapką był opasujący drut, wbity w ciało.
- 04.11.2010 00:00 (aktualizacja 16.08.2023 14:47)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze