- To dopiero uchwała intencyjna, nic nie jest przesądzone – mówią inicjatorzy przekształceń.
Nie powiodła się próba zdjęcia z porządku obrad wszystkich punktów dotyczących zamiaru likwidacji przedszkoli. Taki wniosek złożył radny Jan Tadeusz Wilk, jednak propozycja, by dyskusję przełożyć, została odrzucona głosami radnych Platformy Obywatelskiej.
Jak tłumaczyli przedstawiciele władz, dopiero po przyjęciu uchwał o zamiarze likwidacji przedszkoli rozpoczną się szerokie konsultacje społeczne. Podkreślali również, że warunkiem likwidacji jest przeznaczenie obiektów na działalność przedszkolną.
- Komisja ds. społecznych jest przeciwna przekształceniom. Z miejscami w przedszkolach publicznych jest krucho, bo obowiązują kolejki. Nie wiemy, czy znajdą się wśród obecnej kadry osoby, które podejmą się prowadzenia przedszkoli niepublicznych. Nie wyobrażam też sobie rozdawnictwa mienia – umowa na prowadzenie placówki ma obowiązywać pięć lat. Co dalej? Pozostawiamy jedno przedszkole publiczne (nr 5 – przyp. red.), więc dla rodziców wybór zostanie sprowadzony do niego, albo do zera – przekazywał uwagi radnych z Komisji ds. Społecznych jej przewodniczący, radny Leszek Witkiewicz. - Dlaczego taki pośpiech? Czy nie można było wcześniej przeprowadzić konsultacji? Gdybyśmy wrócili do tego tematu w końcu lutego, może wszystko odbyłoby się z większym spokojem?
- Dla biedniejszych rodzin to likwidacja, nie przekształcenie, bo nie będzie ich stać na wydanie 50 zł więcej i dziecko zostanie w domu – mówiła Swietłana Zajączkowska, rodzic z Przedszkola nr 2. - Co zyskają rodzice? Gdzie jest pewność, że poprawią się warunki? Gdzie jest sens? Że parę złotych zostanie w kasie miasta? U rodziców nie.
- Gros rodzin jest biednych i wielodzietnych, których nie będzie stać na niepubliczną placówkę. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej może płacić za wyżywienie dzieci, ale na opłaty stałe za pobyt dzieci w przedszkolach nie – wtórowała jej radna Wioletta Klepacka, która na co dzień pracuje w MOPS.
- Przykładamy rękę do majątkowej segregacji dzieci i stopniowego ich wykluczenia – dodał radny Krzysztof Grylak.
- Na tej sesji podejmujemy tylko uchwały intencyjne. Wysłuchamy wszystkich argumentów nim podejmiemy ostateczną decyzję – bronił pomysłu przekształceń radny Jacek Markowski.
- Jeśli ktoś ma intencje do zlikwidowania, to trudno, żeby tego nie zlikwidował. To jakby ktoś chciał pójść do sklepu z intencją kupna chleba i go nie kupił – mówił radny Marek Charzewski, który pytał jednocześnie, jakie jest uzasadnienie tych zmian. - W uchwale jest napisane, że chodzi o racjonalizację wydatków, w oświadczeniu burmistrza opublikowanym na stronie Urzędu Miasta czytamy, że „działania te mają na celu zwiększenie poziomu nauczania przedszkolnego w Malborku”. Jeśli zaś my mamy oszczędzić 1,3 mln zł, to ktoś będzie musiał dopłacić, czyli rodzice. Teraz sytuacja jest idealna, bo jest pięć przedszkoli publicznych i pięć niepublicznych. Czyli to rodzic decyduje, z usług jakiej placówki korzysta. Czy mamy im zabrać możliwość wyboru, bo sami nie potrafią? Przekształcenia mogą dotknąć także obecnych przeszkoli niepublicznych, bo dotacja może być mniejsza. Obecnie stawka wyliczana jest jako średnia z czterech placówek, później będzie z najtańszego dla miasta przedszkola.
Jak mówił burmistrz Andrzej Rychłowski, sprawa na dzisiaj nie jest jeszcze przesądzona. Być może okaże się, że jedno czy dwa przedszkola zostaną bez zmian.
- Lepiej teraz reagować niż za jakiś czas likwidować – tłumaczył radnym.
Ostatecznie jednak „za” uchwałą o zamiarze likwidacji czterech przedszkoli opowiedziało się 11 radnych, którzy w niedawnych wyborach startowali z list PO. Przeciw było ośmioro radnych: Beata Komoszyńska, Jan Tadeusz Wilk, Krzysztof Grylak, Sławomir Grudziński, Teresa Zdanowicz, Leszek Witkiewicz, Zdzisław Leszczyński i Marek Charzewski. Wstrzymała się od głosu radna Wioletta Klepacka.
Jak zapewniały władze, teraz będą pytać o zdanie w sprawie przekształceń wszystkie zainteresowane środowiska. Uchwały trafią także do kuratora oświaty, który musi zaopiniować plany samorządu.
Stanowisko pracowników
Szanowny Panie Burmistrzu oraz radni miasta Malborka!
(…) Chcemy, aby nas informowano, a nie narzucano projekty siłą. Jesteśmy świeżo po wyborach i mieliśmy prawo wierzyć w to, że będziecie dla nas, mieszkańców Malborka, podporą, a nie tylko wykonawcami odgórnych nakazów, bo likwidowanie i sprzedaż wszystkiego to nie droga do normalności. A przecież placówki utrzymywane są z podatków waszych wyborców, czyli mieszkańców naszego miasta.
(…) Czy likwidacja (prywatyzacja) placówek przedszkolnych nie jest przypadkiem próbą ratowania malborskich podstawówek, czy aby te działania nie mają na celu zmuszenia rodziców, by obecne 5-6-latki poszły do klas „zerowych” w szkołach podstawowych, które od pewnego czasu odczuwają skutku niżu demograficznego?
Ale o jakim niżu mowa, skoro rokrocznie mamy komplety dzieci i listy rezerwowe, oczekujących na miejsce w każdym z przedszkoli publicznych na nowy rok szkolny? W jakim celu wprowadzacie społeczny niepokój? Dlaczego władze miasta nie konsultują tak istotnych spraw z rodzicami, którzy oddali swoje dzieci do przedszkoli publicznych, dlaczego dla równowagi nie dają im alternatywy wyboru? Mówimy o cieciach kosztów, ale przedszkole to żywy organizm, składający się z dzieci, rodziców, nauczycieli. Zmiana wpłynie na opłaty, czy to rodzice będą ponosić tego koszty. (…) Jak wygląda polityka prorodzinna w naszym mieście? Przecież placówki te zapewniają bezpłatną profesjonalną opiekę, wychowanie i nauczanie w czasie nie krótszym niż pięć godzin dziennie i więcej, dzieciom z rodzin o różnym statusie i specjalnych potrzebach edukacyjnych. W bieżącym roku szkolnym Przedszkole nr 8 w Malborku zapewniło bezpłatne nauczanie, wychowanie i opiekę 50 dzieci z rodzin najuboższych. Co stanie się z tymi dziećmi, jeśli z dniem 31 sierpnia 2011 r. zostanie ono zlikwidowane? Prywatyzacja przedszkoli stawia pod dużym znakiem zapytania dzieci niepełnosprawne. Wiemy, że w najbliższej przyszłości integracja zmieni formę jako pedagogika włączająca. Zmieni się nazwa, ale dzieci i problemy z nimi związane pozostaną te same. Dzieci niepełnosprawne w Przedszkolu nr 13 mają od lat szanse wspaniałego rozwoju, właśnie dlatego, że taką możliwość w przeszłości od miasta otrzymały. Są to normalne i godne warunki rozwoju. Przeciętnie rocznie przebywa w tej placówce ok. 20 dzieci o różnych potrzebach edukacyjnych, z różnymi deficytami rozwojowym: wadami słuchu i wzroku, upośledzeniem umysłowym w stopniu lekkim, niepełnosprawnością sprzężoną, niepełnosprawnością ruchową, chorobami przewlekłymi.
To nie jest walka o etaty kadry pracującej w przedszkolu, to jest walka o niepełnosprawne dzieci, które nie będą mogły rozwijać się w sprzyjających warunkach, stworzonych przecież przez ludzi. A przecież dzieci niepełnosprawne wreszcie zaczęły wychodzić z domu! „Wszystko co najlepsze, zdarza się w pierwszych sześciu latach życia dziecka.”
(…) W placówkach prywatnych liczebność grup jeszcze się zwiększy. Pedagodzy będą podlegać kodeksowi pracy, czyli 40 pracować 40 godzin tygodniowo (jeden nauczyciel na grupę przez cały dzień), co przyczyni się do mniejszej aktywności poświęconej maluchom, która wynikać będzie z przemęczenia. Zmniejszy się również liczba nauczycieli i pracowników obsługi.
Likwidacja placówek publicznych zwiększy i tak duże bezrobocie w naszym mieście. W większości dotyczy to kobiet w wieku między 40 a 50 rokiem życia. Pracownikom administracji nie przysługuje odprawa. Gros kobiet to pracownicy w wieku emerytalnym, jak zapewnicie im państwo ciągłość zatrudnienia, dalszej egzystencji, skoro duża liczba tych osób jest jedynym żywicielem w rodzinie?
W momencie likwidacji przeszkoli publicznych my, nauczyciele, jesteśmy zniszczeni jako pedagodzy i ludzie, którzy całe swe życie poświęcili edukacji doszkolonej. To ludzie – pasjonaci, którzy we własnym zakresie przez szereg lat podnosili swoją wiedzę, kwalifikacje, inwestowali w kolejne awanse zawodowe. W jakim celu? By rozwijać młode pokolenie. Ale teraz zastąpi się nas stażystami, ludźmi młodymi, których nie opłaca się z Karty Nauczyciela. A my trafimy na roczny zasiłek i co dalej z naszą egzystencją średniego pokolenia? Co zapewni nam miasto, a może to po prostu demagogia, że chcemy godnego życia. (...)
Pracownicy malborskich przedszkoli publicznych
(nr 2, 8, 10 i 13)
Pełna treść stanowiska została odczytana 10 lutego podczas sesji Rady Miasta Malborka.
Opinie o przedszkolach niepublicznych są krzywdzące
Panie prowadzące niepubliczne przedszkola są oburzone opiniami, jakimi posługują się broniący samorządowych placówek. - To niesprawiedliwe – mówią.
Trudno dyskutować z mitami. Dlatego przedsiębiorcze kobiety, które wiele lat temu zdecydowały się na prowadzenie przeszkoli, czują się pokrzywdzone.
- Nasze placówki to nie biznes, w którym koncentrujemy się na zarabianiu pieniędzy kosztem dzieci – mówią panie z Czerwonego Kapturka, Bratka II, Bajki i Krasnala. - To nieprawda, że w grupach jest nie wiadomo jaka liczba przedszkolaków, bo to wszystko regulują odpowiednie przepisy. Nie możemy przecież przyjąć więcej dzieci niż pozwalają na to możliwości lokalowe budynków, w których prowadzimy działalność.
Prowadzący przedszkole przypominają również, że nad ich działalnością nadzór merytoryczny sprawują władze oświatowe. Nie ma więc mowy o nonszalancji w przygotowywaniu zajęć dla dzieci i lekceważenia minimum, które jest jednakowe dla wszystkich placówek, publicznych i niepublicznych.
- To, że kurator oświaty czuwa nad naszą działalnością, sprawia, że jesteśmy zobowiązane zatrudniać odpowiednio przygotowanych nauczycieli, nie ma mowy o tym, że w całym przedszkolu jest jeden pracownik merytoryczny! - denerwują się.
Jak same zauważają, w ich placówkach pojawiają się stażystki, ale i wśród nich zdarzają się prawdziwe „perełki” - same rozpoczynają studia pedagogiczne, podnosząc swoje kwalifikacje, bo... kochają dzieci.
- Nieprawdą jest, że nauczyciele są gorzej przygotowani. Wręcz przeciwnie, nasi decydują się na awanse zawodowe, dodatkowe studia – tłumaczą w niepublicznych przedszkolach. - Owszem, pracują nie w oparciu o Kartę Nauczyciela a kodeks pracy.
To sprawia, że tracą niektóre nauczycielskie przywileje. Ale – jak zapewniają prowadzące przedszkola niepubliczne – nie dostają pensji na poziomie najniższej krajowej.
- W przeciwnym razie nikt nie chciałby u nas pracować! - mówią. I dodają: - Gdyby faktycznie było tak źle, gdyby grupy były bardzo liczne, gdybyśmy nie opiekowały się należycie dziećmi, nie byłoby przecież tylu chętnych.
Jednocześnie wszystkie zapewniają, że nie planują przejmować żadnego z przedszkoli przeznaczonych do ewentualnego przekształcenia.
- Mamy dość swojej pracy.
Reklama
Przedszkola publiczne pod młotek
POMORZE/MALBORK. Jedenaścioro radnych związanych z Platformą Obywatelską zaakceptowało zamiar likwidacji czterech z pięciu publicznych przedszkoli: nr 2, 8, 10 i 13. Po wakacjach miejsca dla dzieci miałyby stworzyć niepubliczne placówki. Czy prywatyzacja placówek przedszkolnych ma na celu zmuszenie rodziców, by obecne 5-6-latki poszły do klas „zerowych” w szkołach podstawowych?
- 21.02.2011 11:32 (aktualizacja 16.08.2023 20:22)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze