- Gdzie ksiądz pracował zanim został proboszczem w malborskiej parafii?
- W moim życiu kapłańskim byłem wikariuszem tylko siedem lat. Bardzo lubiłem pracę z młodzieżą. Moją placówką był Morąg, później Kwidzyn, potem byłem proboszczem niedaleko mojej miejscowości w Gąskach koło Olecka. W Olecku skończyłem podstawówkę, zdałem maturę i miałem prymicję. Potem byłem w miejscowości wczasowej Ruciane Nida, cudowne miejsce, parafia Niegocin. Tam nie miałem wakacji, trzeba było w tym czasie organizować spotkania, wieczorne msze św. i nabożeństwo po łacinie dla obcokrajowców. To były lata siedemdziesiąte. Później ks. biskup przeniósł mnie do Malborka. Był tu problem z obsadą, bo rezygnowali, a ja się podjąłem i myślę, że Bóg dał mi siły za tę pozytywną odpowiedź księdzu biskupowi.
- Jak wspomina ksiądz te lata spędzone w Malborku?
- To był 1 lipca 1983r., gdy tutaj przybyłem, to były czasy nieporównywalne z tymi obecnymi czasami. To były czasy kartek żywnościowych, kolejek, a kościół i świątynia, duszpasterstwo wymagało ogromnej pracy i wysiłku. Trzeba było rozwiązać problem uporządkowania kościoła, tak jak po każdej zmianie nowy proboszcz widzi ostrzej, dokładniej sytuację i zadania, które przed nim stoją. Czasami nawet mogło to przerastać możliwości, bo trudno było kupić najprostszą cegłę, klamki do drzwi, nie mówiąc już o kafelkach, ale poradziło się dzięki ludziom, dzięki ich ofiarności. Nie czekało się na jakieś zlitowanie boskie. Trzeba było uporządkować plac, po likwidacji cmentarza, który znajdował się przy kościele, obejście dookoła kościoła wyłożyć kostką, odwodnić ten placu- to były problemy, z którymi się zetknąłem. Przyszedł też moment generalnego remontu organów, trzeba było dokonać konserwacji, bo korniki zniszczyły drewno. Byłem w pewnym momencie przerażony, ale udało się to zrobić. To było pod koniec lat ’90, podczas zimy wszystkie tynki wewnątrz kościoła były dane nowe i nic nie zamarzało. Sam nie wierzę, że tak mogło to być. Później to było upiększanie kościoła. Pamiętam problem, jaki był z amboną, bo także była zniszczona przez korniki. To jest zabytek osiemnastowieczny, więc oddaliśmy ją do konserwacji. Prawie cztery lata nie było jej w kościele i ludzie zaczęli wątpić, gdzie jest, gdzie ją wywiozłem, a ona była u konserwatora w Gdańsku. Poza tym trzeba było przebudować prezbiterium, wymogi posoborowe życzyły sobie, żeby ołtarz był twarzą do ludzi.
- Jak rozwijało się życie duchowe w mieście?
- Powstał problem nowych parafii. Już w 1984 r. wystąpiłem z pismem o budowę parafii na Osiedlu Południe, to wszystko zajęło dużo czasu, ale w końcu otrzymaliśmy zgodę, to był wielki sukces, że już można coś zacząć. W 1989 r. powstała nowa parafia, później parafia na Wielbarku wydzielona z naszej, następnie parafia 108 Męczenników, Zesłania Ducha św. i życie duchowe zaczęło się rozwijać. Nauczenie religii przed 1989 r. wymagało włożenia ogromnego wysiłku, zorganizowania sal katechetycznych. Jak się patrzy z perspektywy tylu lat, to aż trudno uwierzyć jak to wszystko mogło się udać. Były bardzo życzliwe siły katechetyczne. Młodzież i dzieci chodziły do punktów katechetycznych. Gdy były tylko dwie parafie, to młodzież z całego miasta tutaj przychodziła. Trzeba było organizować wspólnoty w parafii. Istniała grupa Odnowy w Duchu św., Kółko różańcowe, w 1986 r. powstała potrzeba zorganizowania grup neokatechumenalnych i w maju powstały pierwsze wspólnoty, które działają do dziś. Pan Bóg dawał wspaniałych współpracowników, na wszystkich etapach pracy duszpasterskiej widziałem zaangażowanie.
- Był ksiądz duszpasterzem nauczycieli. Jak wyglądała ta współpraca?
- Nawiązałem kontakt z nauczycielami bardzo wcześnie, jeszcze za czasu stanu wojennego. Bardzo sobie tę współpracę cenię. Organizowałem comiesięczne spotkania z ważnymi osobistościami ze świata nauki, z PAN, różni historycy, profesorowie, nie mieli pracy w tym czasie, bo nie podporządkowali się tamtemu reżimowi, nie uznali stanu wojennego. Prof. Paczkowski tu dwa razy był. Syntezą tej współpracy był wyjazd raz w roku na spotkanie ogólnopolskie do Częstochowy. Tam się spotykaliśmy na sympozjach, na modlitwach.
- 26 lat pracy w parafii minęło księdzu między misjami.
- Tak się złożyło, że swoją pracę rozpocząłem od misji Roku Odkupienia i zakończyłem pracę także misjami, w 2008r. z racji 50lecia Nowenny do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, a w tym roku przeżywaliśmy odnowienie tych misji, kiedy już przygotowywałem się do przejścia na emeryturę. Także moja praca zamyka się w klamrach między misjami. W tym czasie w Malborku obchodziłem 50lecie kapłaństwa i to jest wielki dar od Boga, by w jednej parafii tyle jubileuszy obchodzić. Z tym jubileuszem wiąże się pewne wydarzenie. Pięknie złożyło się, że wspólnota neokatechumenalna udała się na pielgrzymkę do Ziemi św. razem ze mną, to było związane z drogą tej wspólnoty, a nie moim jubileuszem, ale uważam, że to był taki podarek od Boga. Po pewnych etapach grupa wspólnotowa udaje się do Rzymu, aby tam u grobu Piotra zadeklarować wierność Kościołowi oraz powierzyć się pod opiekę Matki Bożej.
- Czy czeka ksiądz na beatyfikację Jana Pawła II?
- Jestem organem założycielskim Zespołu Szkół Katolickich, to jest takie moje duchowe dziecko, razem ze szkołą czekamy na ten moment. Odłożyliśmy jeden rok na nadanie imienia, z nadzieją, że może doczekamy się beatyfikacji. W zeszłym roku była ta uroczystość nadania szkole imienia Jana Pawła II. Specjalnie na ścianie mojego mieszkania wyróżniłem obraz papieża, bo mam nadzieję, że będzie to obraz świętego, według mnie jest święty, ale Kościół musi to orzec. Zawiesiłem na ścianie też zdjęcie z Castel Gandolfo, gdzie byłem w delegacji z biskupem Wysokim na czele, zapraszającej do Elbląga. Papież porozmawiał z nami, każdemu podał rękę. Brałem udział we mszy św. odprawionej przez niego. Mam nadzieję, że beatyfikacja będzie szybko, chociaż Kościół nigdy nie śpieszy się w takich sprawach, bo zawsze może wyniknąć jakieś niedopatrzenie.
- Co najbardziej księdza cieszy z tego, co udało się zrobić patrząc z perspektywy tych wszystkich lat?
- Na pewno cieszy to, że udało się ten kościół ożywić na nowo, chociaż wymaga stałej troski. Udało się stworzyć drogę neokatechumenalną. Tam się grupuje dużo rodzin, dużo małżeństw. Dzięki tym wspólnotom przechodzą drogę do ponowienia chrztu, jest to droga, która przywraca świadomość nowego chrześcijanina. Lubiłem bardzo konfesjonał, gdzie spędzałem całe godziny rano i wieczorem, to była dla mnie sprawa wielkiej wagi, to tam dokonywały się wielkie rzeczy. Poza tym przeżywanie tych jubileuszy. Przeżywaliśmy Rok św. Pawła, który szczególnie był przypisany naszemu kościołowi, bo można było uzyskać odpust, poszczególne parafie z całego dekanatu prowadziły nabożeństwa. Jak się patrzy z perspektywy tych wszystkich lat, to widzi się działanie Pana Boga przez zwykłą pracę Nie szczędziło się czasu i zawsze dla kościoła służyłem bez oglądania się i to jest piękno tej służby kapłańskiej. Było w tym czasie dużo powołań. To wszystko daje satysfakcję z tej pracy i zadowolenie, że spełniłem swoje zadanie. Z tego można się cieszyć, że duża część społeczeństwa nie zna innego proboszcza i myśli, że ja jestem tu od zawsze. Pięknem naszej pracy jest zaufanie biskupa do proboszcza i to pod każdym względem. Proboszcz powinien mieć nasłuch na Ducha św., to nie jest sama administracja, ale funkcja proboszcza i w ogóle księdza to jest pewna misja bez oglądania się na prywatę. Pracuje się przed Bogiem.
- Czym się teraz ksiądz prałat zajmie?
- Nie będę bezrobotny, ksiądz zawsze jest potrzebny niezależnie od wieku i czasów. Będę pomagał jako kapłan, mam zaproszenia na zastępstwa, do głoszenia kazań. Biskup polecił mi dalej pełnić funkcję kapelana w szpitalu. Mam tam możliwość być z ludźmi w momentach najważniejszych. Dawało mi to radość, gdy dziękowali mi z uśmiechem u schyłku swego życia, gdy rozmawiałem z nimi, czy dawałem posługę. To jest satysfakcja, że ktoś dostąpi łaski i ma wewnętrzny pokój umierając. Nie będę próżnował na emeryturze. Będę chciał dokończyć opracowanie empory w naszym kościele, opisu obrazów biblijnych, które znajdują się dookoła balkonów. Są tam 72 obrazy, chcę je opracować pod względem biblijnym. Będę chciał wydać książkę. Zacząłem opracowywać emporę południową. Do każdego obrazu będzie krótki opis biblijny i wyjaśnienie. Jest tam np. obraz jak prorok Eliasz zrzuca płaszcz na Elizeusza. Ludzie patrzą i nie wiedzą, co to za obraz, a gdy będą mieli książkę będą mogli to sprawdzić.
Reklama
Ks. Jan Żołnierkiewicz - Proboszcz powinien mieć nasłuch na Ducha Świętego
MALBORK. Ks. prałat Jan Żołnierkiewicz po 26 latach pracy proboszcza w parafii Matki Boskiej Nieustającej Pomocy przeszedł na emeryturę. Opowiada o latach pracy w Malborku i o problemach, z którymi musiał się zmierzyć.
- 04.09.2009 00:00 (aktualizacja 15.08.2023 08:29)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze