Hotel przy ul. Piastowskiej i dwa centra handlowe w rejonie ul. Kościuszki powstaną dzięki uprzejmości malborskiego samorządu. Gdyby nie zgoda na oddanie w oddanie miejskich gruntów, te prywatne przedsięwzięcia właściwie nie mogłyby zostać zrealizowane.
- Uchwały dotyczą gruntów znajdujących się pod ziemią, a związane są z realizacją inwestycji przy ul. Kościuszki i w sąsiedztwie zamku. Podjęta wcześniej identyczna uchwała dotyczyła inwestycji na zapleczu ul. Kościuszki, prowadzonej przez Gino Investements. Dla wszystkich tych inwestycji można określić wspólny mianownik, mianowicie wykorzystanie gruntów znajdujących się pod ziemią i wykraczających poza obszar własności działki, na której inwestycje są realizowane – mówi Andrzej Rychłowski, burmistrz Malborka.
Jeśli więc są to integralne części hotelu czy galerii handlowych, to czy nie można było po prostu sprzedać tych gruntów? Bez nich nie można byłoby prowadzić w przyszłości działalności i prawdopodobnie nie zostałyby dopuszczone do użytku. Ale, zdaniem burmistrza, takie rozwiązanie nie wchodziło w rachubę.
- Właściciele gruntów byliby właścicielami dróg publicznych, które są przewidziane w planie zagospodarowania przestrzennego. Firmy mogłyby więc je zagrodzić i stwierdzić, że nie ma tam przejazdu. Gdybyśmy sprzedali np. działkę przy hotelu, bo był taki wniosek na komisji finansowej, to wówczas dojazd do hotelu mógłby zostać zamknięty, bo właściciel powiedziałby “dziękuję, będę pobierał opłaty”. To jest absurdalne – tłumaczy Andrzej Rychłowski, burmistrz Malborka. - Są to tereny publiczne, na powierzchni, a inwestorzy muszą wykonać nawierzchnie, więc za nas zrobią pewne rzeczy. Muszą też utrzymać te drogi w odpowiednim stanie.
Włodarz nie widzi także możliwości, że zabudowa, na którą decyduje się firma, powinna być mniejsza, by wszystko, również drogi i parkingi, zmieściły się na działce inwestora. Wówczas nie byłby on zmuszony do korzystania z miejskich gruntów.
- To, oczywiście, kwestia polityki miasta. Ja widzę same korzyści. Wolę, by inwestycja była taka, żeby się “spinała”, by się opłacała inwestorowi. W przeciwnym razie by jej nie było. Tak to postrzegam i tak rozumiem, że w takiej sytuacji przedsięwzięcie nie byłoby możliwe do wykonania – mówi włodarz. - Jeśli chodzi o hotel, to liczba 170 pokoi przekłada się na liczbę miejsc na parkingu, które by się nie zmieściły na kupionej wcześniej działce. Trzeba zadać sobie pytanie: co jest interesem gminy. Uważam, że jest zabezpieczony. Szkodliwe byłoby, gdybyśmy robili inaczej, bo byłaby to dywersja w stosunku do tego miasta i mieszkańców.
Ziemia nie będzie użytkowana za darmo. Opłaty będą różne, uzależnione od wielkości gruntu.
- Przepisy mówią, że firmy, które zawrą takie umowy płacić będą 1 procent wartości gruntu po wycenie rzeczoznawcy – informuje Rychłowski. - Wyceny zostały zlecone. Po ich wykonaniu firmy będą wnosić opłaty. Wstępnie szacujemy, że w przypadku Gino Inwestments będzie to ok. 80 tys. zł rocznie.
Radni wcześniej zgodzili się, by na zapleczu ul. Kościuszki firma mogła korzystać z miejskiej ziemi. Podczas ostatniej sesji Rady Miasta odbyło się głosowanie w sprawie udostępnienia gruntów spółkom: Europejski Fundusz Hipoteczny SA i MAT Investment. Większość radnych była za zaproponowanym rozwiązaniem. Jedynie Arkadiusz Mroczkowski, szef malborskiego samorządu, nie brał udziału w głosowaniu dotyczącym obiektu handlowego na ul. Kościuszki, bo – jak tłumaczył - “ma interes prawny”. Natomiast radny Krzysztof Grylak wstrzymał się od głosu.
Dlaczego radny nie zajął stanowiska?
Rozmowa z Krzysztofem Grylakiem, malborskim samorządowcem.
– Dlaczego podczas głosowania dwóch uchwał w sprawie wyrażenia zgody na dzierżawę gruntu pan się wstrzymał?
- Wiele osób o to pyta. Otóż, by powstrzymać możliwe emocje pewne rzeczy uściślijmy. Wstrzymanie się od głosu nie jest ani aktem poparcia, ani sprzeciwu (czy nawet buntu) – z czym potocznie u nas jest utożsamiane. W tym przypadku wstrzymanie od głosu było rezultatem spotkania się moich ogólnych założeń, ze szczegółem, w którym należało podjąć konkretną decyzję. A w związku z tym, że szala moich “za” i “przeciw”, utrzymywała się w równowadze, więc się wstrzymałem.
- Co więc przemawiało na „za”, a jakie argumenty przemawiały na „przeciw”?
- Widoczne jak na tacy zaniedbane zaplecze ul. Kościuszki nie przysparza naszemu miastu splendoru, co przejezdnych utwierdzać może w stereotypowym przekonaniu, że faktycznie ten Malbork to tylko zamek. Trzeba więc coś z tym zrobić.
Dalej, każda niezagospodarowana piędź ziemi, to dla budżetu miasta wymierna strata wynikła z nie pobranego podatku od nieruchomości, czy w postaci kwoty dzierżawnej.
Kolejnym argumentem na „za” jest przekonanie, które wygłosiłem u progu mego uczestnictwa w samorządzie, mianowicie, by mieszkańców Malborka na miejskim gruncie powszechnie uwłaszczyć. To wymaga rozwinięcia. Zamieszkiwanie na mieniu komunalnym, prowadzenie działalności na nie swoim, brak zakorzenienia przez własność, powoduje poczucie tymczasowości, a w rezultacie daje brak szacunku do tego mienia. Pozostają jeszcze inne kwestie, których nie chciałbym już rozwijać, ale zaakcentować muszę. Chodzi bowiem o przedwojenne roszczenia majątkowe, o których po tzw. akcesji coraz częściej z różnych miast donoszą centralne media. Ich skala i rozmach nie pozwalają mi tego bagatelizować.
- A co zaważyło z drugiej strony?
- Po tej stronie jest rana – rana, która jeszcze się nie zabliźniła i boli. Tutaj wystarczy odwołać się do naszych doświadczeń. Tych to w perspektywie szeregu lat mamy dość. Chodzi mi o przejmowanie atrakcyjnych lokali czy gruntów przez wąską grupkę ludzi – w opinii społecznej jakby wybraną. Naturalnie wszystko legalnie i z wypełnieniem procedur, oczywiście. Znamienne było to, że większość uczestniczyła w samorządzie. Takie posunięcia zasadnie budzą niesmak. Mamy w mieście drobnych rzemieślników czy sklepikarzy. Dla nich jakby permanentnie pali się światło czerwone. Na nabycie lokali w których działają - często ponad 30 lat - nie mają szans. Przykładem jest pawilon na Starym Mieście, gdzie mój niedawny wspólnik prowadzi zakład, a pani fryzjerka niebawem świętować będzie swe 40-to lecie. Składy Rady Miasta się zmieniają, jedni w opozycji do drugich, i kolejna opozycja, a nikt nie podważa twierdzenia, że pawilon ma być rozebrany – co jak echo pobrzmiewa od roku 1990. Ciekawe, że istnieje jakiś decyzyjny ośrodek, którego sugestii nikt nie podważa i nie poddaje krytyce. Jednak z rozbiórką jakby ciągle na coś czekał, być może pewne procesy nie są wystarczająco daleko zaawansowane. A może ten grunt na kogoś czeka? – to domysł. Stąd właśnie płynie moja niechęć do wszelkich nawet najszlachetniejszych i najbardziej celowych tego typu inicjatyw, w których udziałowcami są samorządowcy, a zwłaszcza, gdy mowa o tych z wyższej półki. Proszę wybaczyć, jak ktoś zostanie uderzony, to ma prawo się obawiać.
- Dziękuję za rozmowę.
Miejskie grunty idą w prywatne ręce za zgodą radnych
MALBORK. Samorządowcy zgodzili się, by trzy firmy, które nie mieszczą się ze swoimi inwestycjami na własnym gruncie, korzystały z nieruchomości miejskich, które znajdują się po sąsiedzku.
- 12.12.2008 00:00 (aktualizacja 14.08.2023 17:05)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze