Przed laty, tu za zakrętem drogi, przy jakim jest umiejscowiony, wrota diabelskich cierpień otworzyły się dla ofiar ludzkich za ich życia doczesnego. W oparach opętania, nienawiści i alkoholu rozpętała się orgia mordu.
W niczym nieskrępowanym i w szaleńczym tańcu Śmierci, jej szatańskimi sługami stali się pazerni krwi oprawcy.
Ksiądz Witkowski wisiał na rękach związanych nad głową, umocowanych do wielkiego drzewa. Miał na sobie długą szatę kościelną.
Jakże często czynili to ludzie z sąsiednich domów i okolicznych miejscowości, zwykli jeszcze do niedawna i niejednokrotnie szanowani obywatele. Pobyt w tym miejscu zmusza do zadumy i refleksji. Każdy winien się tu zatrzymać, zadać sobie pytania, zastanowić się i w skupieniu poszukać w sobie niełatwych odpowiedzi.
Mimo upływu lat i podejmowanych starań zbrodnia w Lasach Piaśnicy pozostaje nadal niezbadaną do końca. Nie jestem w stanie podać wszystkich związanych z nią aspektów. To niemożliwe w tak krótkiej treści. Jest jednak coś, do czego wracam, sięgając po literaturę jej poświęconą. Teraz też zdejmuję z półki wydaną w 1969 r. książkę Barbary Bojarskiej ,,Piaśnica”. Mam w niej zaznaczoną relację mieszkanki pobliskiej wsi, Elżbiety Ellwart. Przytaczam tylko jej fragmenty. Mówią o tym, co zobaczyła idąc jesienią 1939 r. do teściów zamieszkałych w Leśniewie przez Las Piaśnicki. Nawet najlepiej dobrane współcześnie słowa nie zastąpią ich wymowy:
,,Mój mąż został w końcu sierpnia 1939 r. zmobilizowany. Wyczekiwałam jego powrotu z dnia na dzień. Byłam wówczas w siódmym miesiącu ciąży i czułam się bardzo samotna (…). Usłyszałam nagle głośne wołanie: ,,Stehen bleiben!”. Przede mną stał żołnierz niemiecki. Miał on na sobie zwykły mundur Wehrmachtu i hełm na głowie (…). Żołnierz w pewnej chwili odszedł ode mnie, nakazując stać w miejscu do jego powrotu. Rozejrzałam się wówczas wokół siebie i zobaczyłam w niewielkiej odległości od miejsca, w którym stałam, zwłoki wiszącego na drzewie księdza Bolesława Witkowskiego, proboszcza z Mechowy.
Ksiądz Witkowski wisiał na rękach związanych nad głową, umocowanych do wielkiego drzewa. Miał na sobie długą szatę kościelną. (Słyszałam już uprzednio, że Niemcy w chwili aresztowania kazali mu się ubrać tak, jak do mszy św.). Poznałam go od razu, bo widywałam go nieraz (…). Spostrzegłam też pod innym drzewem dwóch mężczyzn w białych koszulach, czarnych spodniach i butach z cholewami oraz czarnej furażerce na głowie. Obaj byli mocno zakrwawieni, a jeden z nich trzymał dziecko, może dwuletnie za nóżki, rozdzierał je, a potem uderzał główką kilkakrotnie o drzewo.
W tym momencie mężczyźni ci zauważyli mnie. Jeden z nich rzucił dziecko na ziemię i obaj przybiegli do mnie. Zauważyłam na ich czarnych furażerkach znaki ,,SS” (…). Na wszystkie pytania odpowiadałam, że nic nie widzę i nic nie wiem (…). Spisał to wszystko i spytał: ,,Sind się deutsch?” Zastanowiło go zapewne moje nazwisko panieńskie (Lehman), które tak, jak obecn,e jest niemieckie. Odpowiedziałam : ,,Ich bin hier geboren”. Po chwili SS - mani powiedzieli mi, że jeśli kiedykolwiek powiem coś o tym, co tu widziałam, to zginę nie tylko ja, ale cała moja rodzina i cała wieś. Po tych słowach oddalili się (…).
O tej zbrodni nie można zapomnieć.
Rozejrzałam się wokół siebie i zobaczyłam świeżo rozkopany, prostokątny dół, a w nim wielu zabitych. Rozpoznałam wśród nich mężczyzn i kobiety. Widziałam także zabitych leżących na ziemi obok dołu, oraz kilkanaście osób czołgających się po ziemi. Byli to zapewne ciężko ranni. Uprzytomniłam sobie wówczas, że to stąd dochodziły do moich uszu jęki w chwili, gdy szłam przez las. Tego dnia był bardzo silny wiatr (…). Zaniosłam się głośnym płaczem (…). Chciałam ruszyć z miejsca, ale nie mogłam zrobić kroku. Żołnierz popchnął mnie ręką i powiedział: ,,Gehen się Scheller” (…). Błądziłam przez długi czas w lesie, bo oszołomiona strachem nie mogłam znaleźć drogi (…). Zmęczona usiadłam. Płakałam głośno przez cały czas. Podniosłam się po kilku godzinach (…).
W styczniu 1940 r. urodziłam córkę Martę. Na dziecku tym niestety odbiło się moje silne przeżycie (…). Po wojnie wychodziłam nieraz do lasu, a gdy zbliżałam się do miejsca, z którego widziałam egzekucję, nie mogłam z wrażenia ruszyć dalej (…).”
O tej zbrodni nie można zapomnieć. Temu też ma służyć uroczyście poświęcony w dniu 18 kwietnia 2012 r. Pomnik ,,ECCE PATRIA” – Bramy Piaśnickiej. Został postawiony przy Placu Grunwaldzkim w Wejherowie. Ma wskazywać przejezdnym i przechodniom kierunek i drogę do miejsca, gdzie w bestialski sposób wymordowano tysiące niewinnych ludzi. W trakcie uroczystości w postumencie pomnika umieszczono relikwiarz. Aktu poświęcenia dokonał metropolita gdański abp Leszek Głódź. Wśród licznych delegacji składających wieńce i wiązanki kwiatów nie zabrakło delegacji Stowarzyszenia ,,Nasz Gdańsk”. W jej składzie znaleźli się: Anna Kuziemska, Rufin Godlewski i Stanisław Madaliński.
Pomnik stanowi zwieńczenie starań wielu ludzi, organizacji i instytucji, przede wszystkim wymienić jednak należy Stowarzyszenie Rodziny Piaśnickiej w Wejherowie i ks. prałata Daniela Nowaka – proboszcza parafii p.w. Chrystusa Króla w Wejherowie.
Napisz komentarz
Komentarze