- Finalizujemy ostatni najważniejszy etap prac konserwatorskich zamku, czyli restaurację kościoła totalnie zniszczonego w 1945 r., o czym możemy się przekonać z archiwalnych zdjęć – mówił Mariusz Mierzwiński, dyrektor Muzeum Zamkowego podczas konferencji prasowej realizację projektu „Prace konserwatorskie i roboty budowlane w zespole kościoła NMP w Muzeum Zamkowym w Malborku”. - Po wojnie obiekty zostały zabezpieczone poprzez odbudowę zewnętrznej bryły i czekały na to, co zrobiliśmy teraz.
Co podkreślają wszyscy zaangażowani w projekt, efekt prac może budzić skrajne emocje: od zachwytu po rozczarowanie. Dlaczego? Bo wnętrza niczego nie udają. Zamkowy kościół nie jest współczesną stylizacją dawnych krzyżackich wnętrz, nic nie jest „wychuchane” do ostatniego detalu, by sprawiać wrażenie starego nowego. W zamkowych wnętrzach nie ma imitacji. Bardzo łatwo odróżnić wszystkie autentyczne elementy od tych, które są odtworzone.
- Obiekt jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i to zobowiązuje, by szczególnie przyłożyć się do tej roboty. Wpis związany jest bowiem z historią konserwacji. Obecne prace musiały wpisywać się w ten cykl, który się tu tworzył przez dziesięciolecia, który formułował pewną doktrynę – tłumaczył Marcin Kozarzewski, kierownik prac konserwatorskich, właściciel firmy Monument Service.
Dlatego właściwie nawet niezbyt wprawne oko totalnego laika spacerując po zamku zauważy, gdzie zaczyna się i kończy przeszłość.
To miejsce, gdzie poznajemy historię. Nasza praca polegała też na tym, by pewnych rzeczy nie robić, by ich zaniechać. Uznaliśmy, że pewnych rzeczy nie należy robić, a nie dlatego, że nam się nie chciało – przyznał Marcin Kozarzewski.
Dziennikarze mieli ten przywilej, że już w ubiegłym tygodniu obejrzeli z bliska wszystkie wnętrza, które zostały poddane skomplikowanej konserwacji. To, co wydaje się ledwie muśnięte, tak naprawdę wymagało prawdziwego zaangażowania, pasji, wiedzy i wyobraźni.
- Ogrom wyzwania widoczny jest dla każdego – zauważył Mirosław Jonakowski, kurator ds. konserwacji architektury Muzeum Zamkowego w Malborku, koordynator projektu.
A podczas oprowadzania po kościele Najświętszej Marii Panny, kaplicy św. Anny, odrestaurowanych piwnicach i Wieży Kleszej opowiadał, jak wiele niespodzianek czekało na ekipę pracującą przy tej wyjątkowej inwestycji.
Zresztą zespół ludzi też nie był mały.
- Naprawdę duża grupa ludzi złożyła się na ten efekt. Przy realizacji projektu pracowały kilkaset osób, było to na pewno kilkanaście firm, jeśli nie kilkadziesiąt, bo nie rejestrowaliśmy wszystkich podwykonawców – wyliczał Leszek Natora, inżynier kontraktu. - Przeprowadzonych zostało 19 postępowań przetargowych. Prace rozpoczęły się w październiku 2014 r. i skończyły w kwietniu 2016 r. Mieliśmy w tym czasie dwa sezony zimowe. I muszę przyznać, że Opatrzność czuwa nad nami i zamkiem, bo były to naprawdę lekkie zimy.
- To ogromna przygoda i jesteśmy wdzięczni losowi, że się nam to przydarzyło. Jesteśmy naprawdę dumni, bo to dzieło życia, drugi raz takie prace nam się nie zdarzą – przyznał szczerze Marcin Kozarzewski.
Świadomość, że dzieją się na naszych oczach rzeczy wyjątkowe, na pewno udzieliła się wielu mieszkańcom. I choć szefowie muzeum podkreślają, że z ich perspektywy najważniejszy jest kościół i towarzyszące mu obiekty, to jednak znaczna część społeczności wstrzymuje oddech, by móc zobaczyć w całej okazałości figurę Madonny, uchodzącą przez wieki za patronkę miasta. To będzie możliwe już 14 kwietnia (czwartek) o godz. 21. To wówczas tajemnicza i gigantyczna postać zostanie odsłonięta i podświetlona. Na razie nie będzie to specjalnie zaprojektowana iluminacja, która mogłaby wydobyć dodatkowe efekty. Tych, którzy będą w czwartkowy wieczór przy zamku, Madonna na pewno olśni i zachwyci. Tym bardziej, że odrodziła się jak Feniks z popiołów. Jeszcze niedawno była tylko kupą gruzu, w którą nadzieję tchnęli inicjatorzy jej odbudowy, czyli Fundacja Mater Dei. Wcześniej jednak zadbał o nią Maciej Kilarski.
- Figura stała się życiowym lejtmotywem Macieja Kilarskiego. To dzięki jego determinacji Madonna dotrwała do naszych czasów – podkreślał Kozarzewski.
Madonna w 60 proc. składa się z oryginalnego budulca.
- Nasze problemy wynikały z tego, by z ogromnych puzzli ułożyć figurę. Wydaje się, że uzyskany efekt jest zadowalający – mówił skromnie szef prac konserwatorskich.
To odtworzenie monumentalnej patronki miasta pochłonęło ok. 1,4 mln zł, z czego 240 tys. zł przekazała Fundacja Mater Dei. Ten wkład wystarczył na zrekonstruowanie oryginalnych elementów figury, czyli tego, czego nie widać. To, co widać, to ponad 300 tys. elementów mozaiki, która ma 1-1,5 cm grubości. I to ona sprawia, że ta postać jest wyjątkowa w skali świata.
Całe przedsięwzięcie, czyli m.in. odbudowa sklepień w kościele oraz sklepień na dwóch kondygnacjach Wieży Kleszej i rekonstrukcja figury Madonny z Dzieciątkiem, pochłonęły 19 mln 31 tys. zł. Było to możliwe dzięki wsparciu udzielonemu z funduszy EOG, pochodzących z Islandii, Liechtensteinu i Norwegii oraz środków krajowych. Projekt zakłada, że obiekty zostaną udostępnione zwiedzającym. Warto podkreślić, że zdjęcia na pewno nie oddają wrażenia, jakie robi widok zrekonstruowanych elementów. Dlatego warto skusić się na zwiedzanie poszerzone o nowe obiekty.
- Kościół nie będzie wnętrzem liturgicznym, ale muzealnym, z możliwością prezentacji wystaw i koncertów – zapowiada dyrektor Mariusz Mierzwiński.
Napisz komentarz
Komentarze