Przypomnijmy, właściciel Dinoparku zwrócił się władz miasta o możliwość rozszerzenia dzierżawy terenu w parku. Jak nas informował burmistrz Marek Charzewski, na nowym obszarze powstać miałby park mitów, legend, baśni i bajek. Teren miałby trafić do prywatnej firmy na 15 lat. Ze względu na długość dzierżawy, sprawą zajmą się radni. Temat ma być omawiany podczas wrześniowej sesji Rady Miasta.
Nim jednak ta decyzja zapadnie, zapowiedź grodzenia parku krytykują mieszkańcy. Ich zdaniem, powinna to być ogólnodostępna przestrzeń publiczna. Nie trafia do nich argument, że to atrakcja turystyczna. Traktują ten argument jako niezbyt trafiony: im więcej odwiedzin w Dinoparku, tym bardziej zniszczone, zadeptane środowisko. Wielu naszych rozmówców po prostu nie wyobraża sobie, że w parku powstanie kolejny płot.
- Nie zgadzam się, by wyłączyć kolejny obszar parku, z którego mieszkańcy są dumni i który podziwiają ludzie z całego świata – usłyszeliśmy podczas jednej z telefonicznych rozmów.
Krytyka dotknęła także władze miasta.
- Jak mamy korzystać z terenów parkowych, z polany, gdy jest tam bałagan, gdy ławki są zniszczone, a z koszy wysypują się śmieci? - pyta jeden z mieszkańców.
Zdaniem burmistrza, właśnie dzierżawa mogłaby rozwiązać część problemów. Ograniczy bowiem koszty m.in. koszenia, sprzątania czy wywożenia odpadów.
- Aktualnie „wkładamy” w inną część parku ok. 3 mln zł. Nie stać na zagospodarowywanie i utrzymywanie całego terenu – tłumaczy burmistrz Marek Charzewski. - Dlatego będę rekomendował radnym, by wyrazili zgodę na oddanie 2 ha w dzierżawę.
Takie stanowisko władz na pewno nie spodoba się tym mieszkańcom, którzy wyliczają uciążliwości związane z funkcjonowaniem komercyjnego przedsięwzięcia. Na pierwszym miejscu jest to hałas, który słyszany jest nawet kilkadziesiąt metrów od ogrodzenia, duży ruch samochodów i zwiększona emisja spalin. W takich warunkach trudno się nie tylko odpoczywa w plenerze, gorzej się również mieszka.
- Będziemy analizować kwestie związane z hałasem i uciążliwościami – zapewnia burmistrz Charzewski.
Na czym jednak ma to polegać, tego nie sprecyzował. Nie udało nam się również uzyskać u źródła więcej danych o tych zamierzeniach właściciela firmy działającej w parku, choć poprosiliśmy o te informacje dwukrotnie: 19 i 26 lipca. Prosiliśmy również o krótkie stanowisko dotyczące innego spojrzenia na jego projekt, które prezentują mieszkańcy. Otóż park jest przestrzenią publiczną, która nie powinna być grodzona, w której nie powinno się uniemożliwiać nikomu dostępu i odcinać od terenów zielonych. Nie powinno się również ograniczać funkcji i narzucać jej mieszkańcom i turystom. To właśnie nieskażona natura daje wielkie pole do popisu, do wszelkich aktywności, inspiruje do działań. Taka właśnie jest idea parków - mają być dostępne.
Niestety, w Malborku stało się inaczej, bo już część terenów została oddana na kilkanaście lat w prywatne ręce. Teraz pada propozycja sprywatyzowania na 15 lat kolejnego fragmentu. W ten sposób obecna publiczna przestrzeń stanie się przestrzenią prywatą, do której wstęp możliwy będzie wyłącznie po dokonaniu stosownej opłaty. To może być i jest źle odbierane. Park powstał ponad sto lat temu jako miejsce otwarte, jako miejsce przyjazne spacerowiczom, rodzinom, dzieciom, osobom aktywnym, ale i wyłącznie kontemplującym przyrodę. Kolejne płoty, siatki, sztuczne atrakcje, towarzyszące temu dźwięki wykluczają lub wręcz całkowicie uniemożliwiają demokratyczne wykorzystanie zieleni przez całą miejską społeczność.
Niestety, nie dowiedzieliśmy się, czy właściciel nie widzi nic niewłaściwego w wyłącznie biznesowym postrzeganiu tego unikatowego terenu, jakim jest jedyny tak duży teren zielony w całym mieście. Tymczasem według mieszkańców, z uwagi na wiek tego zespołu parkowego, należy mu się ochrona, nie tylko przyrodnicza, bo stanowi już element lokalnego dziedzictwa.
Napisz komentarz
Komentarze