Prawdziwą sztuką nie jest wywołanie u widzów płaczu, ale ich rozśmieszenie – zdradził tczewianom Jerzy Gruza, reżyser i scenarzysta kultowych seriali „Wojna domowa” i „Czterdziestolatek”.
Jerzy Gruza spotkał się z mieszkańcami grodu Sambora w ramach „Rozmów o książce”, cyklu spotkań literackich przygotowanych przez Fabrykę Sztuk i Agencję Artystyczną R&K Nehrebeccy.
Holoubek od innej strony
Gość sobotniego spotkania ostatnimi laty częściej pisze, niż staje za kamerą, i to z powodzeniem. Jego ostatnia książka „Rok osła” spotkała się z tak dużym zainteresowaniem czytelników, że u jej wydawcy pozostało tylko 5 egzemplarzy. W zeszłym roku na rynku ukazał się „Stolik. Anegdoty, plotki, donosy”. Tytułowy mebel to legendarny już kawiarniany stolik z „Czytelnika”, przy którym Gruza siadywał z Gustawem Holoubkiem, Januszem Głowackim, Kazimierzem Kutzem, czy Tadeuszem Konwickim.
- Stopniowo ludzie od tego stolika „odpadali” - powiedział Jerzy Gruza. - Książka kończy się pogrzebem Gustawa na Powązkach. Starałem się odtworzyć klimat toczonych przy nim rozmów. Holoubek słynął z umiejętności opowiadania anegdot, zwłaszcza żydowskich szmoncesów. Gustawa często przedstawiano jako pomnikową postać polskiego aktorstwa. Ja go znałem od innej strony.
Gruza jest znany przede wszystkim z seriali komediowych. To on napisał scenariusz i reżyserował „Czterdziestolatka”, kultową „Wojnę domową” oraz film „Dzięcioł” ze znakomitą rolą Wiesława Gołasa.
- Zawsze widzę dwie strony życia: dramatyczną i zabawną – tłumaczył reżyser. - Biorę się za tę drugą, bo łatwiej wywołać u ludzi płacz, niż śmiech. To dopiero prawdziwa sztuka. Komik to osoba dotknięta palcem bożym. Nie można się tego nauczyć. Dymsza był komiczny, ale nie śmieszny. Urodzonym komikiem jest też Wiesław Gołas, czy Irena Kwiatkowska, która nie sprawdziłaby się jako aktorka dramatyczna.
Pesymista Łapicki, oszczędna Kwiatkowska
Spotkanie w Fabryce Sztuk składało się głównie z opowiadania anegdot. Także o osobach z – jak dzisiaj byśmy powiedzieli – pierwszych stron kolorowych gazet.
- Andrzej Łapicki zawsze miał pesymistyczne podejście do życia, ciągle mówił o śmierci – opowiadał Gruza. - A dzisiaj chodzi szeroko uśmiechnięty i ma żonę o 60 lat młodszą. Irena Kwiatkowska była osobą niesłychaną. Swój zawód znała na 40 fajerek. Świetnie przygotowywała się do roli, wiele rzeczy wiedziała lepiej od reżysera. Często żartowano z jej oszczędności, mówiąc na przykład, że hoduje kury na balkonie, aby nie kupować jajek. Była osobą na co dzień bardzo dowcipną, ale niewielu wiedziało, że w domu musi się opiekować sparaliżowanym mężem.
Sporo fragmentów w książce dotyczy opowieści o doświadczeniach z kontaktów ze służbą zdrowia.
- Raz polecano mi lekarkę: „To świetna doktor. Umarł u niej aktor Roman Wilhelmi” - śmiał się reżyser.
Jerzy Gruza przyznał też, że często mylą go z Andrzejem Wajdą:
- „Panie Andrzeju to, panie Andrzeju tamto...”. Jest taki pewien facet, który od lat tak się do mnie zwraca. To co? Mam zaprzeczyć, że nie jestem Andrzejem? Nauczyłem się w życiu nie zaprzeczać...
W telewizji Jerzego Gruzy już długo nie było. Jego ostatni projekt – serial „Tygrysy Europy” - zrealizowano w 2003 r.
- Chciałem nakręcić serial o emerytach studiujących na Uniwersytecie III Wieku. TVP go nie chciała, więc aby nie męczyć się z prezesami z różnych partyjnych nadań, zrobiłem z tego pomysłu audycję radiową.
Gruza: Nie zaprzeczam, że nie jestem Wajdą
POMORZE. - Zawsze widzę dwie strony życia: dramatyczną i zabawną – powiedział Jerzy Gruza. - Biorę się za tę drugą, bo łatwiej wywołać u ludzi płacz, niż śmiech. To dopiero prawdziwa sztuka. Komik to osoba dotknięta palcem bożym. Nie można się tego nauczyć.
- 18.10.2011 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 05:23)

Reklama
Napisz komentarz
Komentarze