- Początek był bardzo ciężki – wspomina kierownik Przystani Leszek Sykut. – Dochodziło nawet do sytuacji, że kończąc pracę bałem się wyjść, bo zbierała się spora grupa agresywnej młodzieży, która chciała narzucić swoje zdanie.
Na szczęście do tak ekstremalnych sytuacji już nie dochodzi. Co więcej, młodzież sama niejednokrotnie wykazuje inicjatywę.
Fajne miejsce i fajne osoby
Jeszcze przed otwarciem klubu ogłoszono wśród młodzieży konkurs na jego nazwę. Najbardziej spodobała się właśnie nazwa Przystań.
- Odzwierciedla ona to, że młodzież która tylko chce, zatrzymuje się tutaj na dłużej, zakotwicza w Przystani – wyjaśnia Danuta Chrzanowska, wychowawca w klubie.
- A jak nie chce, to odkotwicza i odpływa dalej – dodaje obrazowo Leszek Sykut. – Nikogo nie trzymamy tutaj na siłę i nikt nie podpisuje glejtu, że będzie przychodził codziennie. Jednak dla osób, które ostentacyjnie łamią nasz 14-punktowy kontrakt, np. korzystając z używek na terenie klubu, nie ma tutaj miejsca.
Codziennie korzysta z oferty klubu ok. 25 osób, nie tylko z Suchostrzyg, gdzie znajduje się Przystań, ale z całego miasta. Jak twierdzą nasi rozmówcy, wiadomości o klubie roznoszą się drogą oficjalną – poprzez ulotki rozdawane w szkołach oraz zwyczajną „pocztą pantoflową”.
- Jeden drugiemu przekazuje informacje o tym, że Przystań to fajne miejsce i fajne osoby – mówią.
„Trudna” młodzież i prymusi
Początkowo rodzice mieli obiekcje przed wydaniem zgody swoim pociechom na odwiedzanie Przystani. Wpływ na to miało głównie sąsiad Przystani, czyli klub dla anonimowych alkoholików „Dromader”. Część młodzieży nie przychodziła ponownie, bo rodzice zabronili chodzić im do „alkoholików”.
- Co więcej, krążyła po mieście fama, że przychodzi do nas wyłącznie młodzież uzależniona – wspomina Danuta Chrzanowska. - Rodzice myśleli, że jesteśmy jakąś spelunką.
Lody zostały przełamane na pierwszym z systematycznych spotkań z rodzicami. Obecnie często zdarza się, że po rozmowach z nauczycielami lub szkolnymi pedagogami sami wysyłają swoje dzieci do klubu. Nasi rozmówcy nie ukrywają, że część ze stałych bywalców klubu to tzw. młodzież „trudna”, nierzadko kierowana do Przystani przez swoich kuratorów. Indywidualne terapie z takimi osobami prowadzi psycholog Iwona Hasse.
- Ale klub nie jest miejscem tylko dla takich „wywrotowców”, bo przychodzą do nas także szkolni prymusi – zapewnia D. Chrzanowska. - Może przyjść dosłownie każdy w wieku 13-18 lat.
Korepetycje i… judo
Stała kadra klubu liczy 7 osób. Oprócz nich są również wolontariusze udzielający od dwóch lat korepetycji.
- Mają oni masę pracy z młodzieżą, która przychodzi z prośbą o pomoc w nauce – mówi Leszek Sykut. – Naszym wspólnym sukcesem dydaktyczno-wychowawczym jest to, że te dzieci zdają do następnych klas. U nas tak naprawdę uczą się jak się uczyć. Na koniec roku przychodzą i dziękują mówiąc, że zdali.
Nierzadko starsi lub byli klubowicze bezinteresownie pomagają młodszym w nauce. Oferta klubu jest bogata i, jak mówi kierownik Przystani, ulega weryfikacji wraz ze zmianami zainteresowań młodzieży. Dawniej klubowiczom wystarczyły zajęcia sportowe i wyjazdy – teraz wymagania rosną i pojawiły się np. stanowiska komputerowe z dostępem do internetu. Młodzież ma również możliwość uczestniczenia w nauce tańca, aerobiku, a nawet w sekcji judo. Organizowane są turnieje w piłkarzyki, tenisa stołowego, czy gier komputerowych. Pomysły na nie wychodzą od samej młodzieży.
- Niezmiennie dużym powodzeniem cieszą się wyjazdy letnie, rajdy rowerowe z biwakami pod namiotem oraz spływy kajakowe rzeką Wdą – dodaje L. Sykut. – Organizujemy również wycieczki historyczne po Tczewie oraz wyjazdy do gdańskiego kina i aquaparku w Sopocie.
Alternatywa dla klatek schodowych
„Dobrymi duchami” klubu są trzy panie – Grażyna Antczak oraz Wiesława Lipka i Zofia Szyszka ze Stowarzyszenia Terapii i Profilaktyki Szkolnej, w ramach którego działa Przystań.
- Trzymają nad nami pieczę, a STiPS dba o finansowy wymiar działalności klubu – wyjaśnia L. Sykut. - Są bolączki finansowe, bo nie na wszystko nas stać co byśmy chcieli zrobić, ale radzimy sobie jak umiemy. Czasami tylko młodzież symbolicznie dorzuca się do wyjazdów.
A co jest dla pracowników największym sukcesem Przystani od czasu otwarcia klubu?
- To, że klub wciąż istnieje – zgodnie stwierdzają Danuta Chrzanowska i Leszek Sykut. – Są osoby, które chcą tu przychodzić. Na blokowisku, jakim są Suchostrzygi, nie ma miejsca, gdzie można pójść, by spędzić wolny czas, nie płacąc za to. Zależy nam na tym, żeby dostarczyć młodzieży perspektyw do spędzenia wolnego czasu, pokazać że jest inny świat i inne życie, a nie tylko klatka schodowa i „szwendanie” się po mieście.
Pracownicy Przystani mówią, że jest im bardzo miło, gdy odwiedzają ich byli klubowicze, wspominając z łezką w oku lata, gdy sami jeszcze przychodzili do klubu.
- Są to bardzo przyjemne spotkania, pomimo tego, że czasami sprawiali kłopoty – mówi D. Chrzanowska. – Ale z perspektywy czasu rozumieją, że zawsze dla nich chcieliśmy dobrze.
Klub Przystań z całą pewnością wypełnia dobrze swoją rolę. Może warto by było podobne placówki dla młodzieży otworzyć w innych dzielnicach Tczewa?
Wspaniała atmosfera
A co o Przystani sądzą sami bywalcy klubu?
- O klubie dowiedziałam się od pani psycholog Iwony Hasse – opowiada gimnazjalistka Agata Schmidt. – Potrzebowałam pomocy w matematyce, fizyce i chemii. Korepetycje pozwoliły mi na podciągnięcie się w nauce i poprawienie ocen. W minionym roku szkolnym przychodziłam do Przystani 2-3 razy w tygodniu. Korzystałam również z komputerów. Mile wspominam tygodniowy wakacyjny wyjazd z klubu nad morze do Przebrna. W Przystani panuje wspaniała atmosfera, a z wychowawcami można o wszystkim pogadać i pożartować. Uważam, że klub jest jak najbardziej potrzebny na osiedlu.
Przystań jest otwarta od poniedziałku do piątku w godz. 15-20.
Napisz komentarz
Komentarze