Trzy boiska (przy ul. Wierzbowej - Unia, ul. Ceglarskiej – Wisła i ul. Bałdowskiej) należą do miasta. Kluby korzystają z nich na zasadzie użyczenia. 9 września mecz rocznika 1996 nie odbył się. W rozegraniu tczewskich derbów przeszkodziła, zdaniem rodziców, nie tylko pochmurna pogoda i kałuże na płycie bocznej boiska przy Wierzbowej... Poirytowani stanowiskiem zarządcy boiska rodzice zwrócili się do mediów.
Ważniejsza płyta czy zdrowie?
- W imieniu rodziców poszedłem do zarządcy – mówi Tomasz Urban. - Skandaliczne warunki groziły kontuzją. Chcieliśmy, by dzieci zagrały na płycie głównej, która jest zdrenowana. Płyta była wolna i nic nie stało na przeszkodzie, by rozegrać na niej mecz. Wystarczyło wykreślić linie. Nie zgodzili się. Tego dnia nie udało się skontaktować z Grzegorzem Żemajtisem (dyrektor Tczewskiego Centrum Sportu i Rekreacji), natomiast Krzysztof Szlagowski (naczelnik wydziału oświaty w Urzędzie Miejskim w Tczewie) powiedział, że władny w tej sprawie jest Myszka (TKP Unia Tczew). A ten nie wyraził zgody. Zadecydował, że dzieci mogą grać, ale na płycie treningowej. Nie rozumiem dlaczego? Czy ważniejsza jest płyta niż zdrowie dzieci? Nie przemawia do nas argument o oszczędzaniu płyty, gdyż za pieniądze wynajmowaliśmy z kolegami płytę główną, dla siebie, by pograć w „nogę”. Po co miasto daje pieniądze klubowi, skoro to jest jego prywatne rancho? Przecież pieniądze można by przeznaczyć na inne cele.
Starcie na komisji
- Z tym problemem udałem się na Komisję Edukacji, Kultury i Kultury Fizycznej Rady Miejskiej Tczewa – relacjonuje Tomasz Urban. - W rozmowie z radnymi przedstawiłem problem jaki zaistniał 9 września. Stanowisko wiceprezydenta Tczewa Zenona Drewy było następujące: aby oszczędzić murawę w niesprzyjających warunkach atmosferycznych mecze powinny się odbywać na boiskach bocznych. Moje pytanie: czy juniorzy też rozgrywają mecze na boiskach bocznych? Przedstawiłem także w imieniu rodziców wniosek z prośbą o zapewnienie przewozów dzieci (rocznik 1996-97) na mecze wyjazdowe. Przez ponad dwa lata woziliśmy nasze dzieci własnymi samochodami (paliwo plus odpowiedzialność w razie nieszczęśliwego zdarzenia). Pan Drewa stwierdził, że są to zbyt duże wydatki, aby je miasto pokryło. W związku z tym stwierdziłem: jeżeli dzieci mogą grać mecze tylko u siebie, a mecze wyjazdowe oddawać walkowerem, to w związku z tym istnienie tych grup mija się z celem. Pan Zenon Drewa odpowiedział: to rozwiążcie. Pytam: to po co jest i co zrobił dla młodzieży?
Sport czy zabawa?
Zdaniem rodziców, miasto mogłoby podpisać umowę z przewoźnikiem. Jedna dziecięca grupa oznacza ok. 10 wyjazdów w roku. Incydent nierozegranego meczu to jedna sprawa, druga to jak systemowo rozwiązać finansowanie sportu dzieci i młodzieży (dojazdy, sprzęt).
- Jako rodzic jestem zadowolony, że dziecko trzy razy w tygodniu chodzi na treningi – podsumowuje Tomasz Urban. - I nie ma czasu na wystawanie po klatkach schodowych, nie chuligani. Opłacamy miesięcznie 30 zł składki plus pieniądze na wyjazdy latem. Jest też kwestia treningów w sali gimnastycznej pełnowymiarowej, bo jak 25 dzieciaków ma się pomieścić w małej?
Lepiej w przyszłym roku...
– Na listopadowej sesji przedstawię program finansowania sportu w Tczewie, w tym sportu dzieci i młodzieży – odpowiada Zenon Drewa. - 20 lat grałem w piłkę, niejednokrotnie w bardzo niesprzyjających warunkach. Dzisiaj przyzwyczailiśmy się, że mamy lepsze boiska i warunki gry. Uważam, że trzeba oszczędzać główne płyty, tak jak i w tej sprawie. Poza tym, to były dwa tczewskie kluby i nic nie stało na przeszkodzie, aby przełożyć mecz na inny dzień i rozegrać go w dobrych warunkach. A przy takim postawieniu sprawy, jakie zaprezentowano na komisji, powiedziałem: rozwiążcie się. Bo sport dzieci ma być przede wszystkim zabawą, której finansowanie też leży w gestii rodziców. I z tego wszyscy powinni zdawać sobie sprawę. W listopadzie zaproponujemy, jak będzie wyglądać finansowanie sportu w mieście w 2008 r. A w przypadku dzieci i młodzieży powinien to być wspólny wysiłek rodziców, klubu i miasta.
Napisz komentarz
Komentarze