Kociewska chata w Wigilię Bożego Narodzenia zawiana była śniegiem. Domownicy uważali, aby nie wnieść ze sobą do środka białego puchu. W ten wyjątkowy dzień gospodynie miały dużo na głowie, więc dodatkowe porządki nie były mile widziane. Tym bardziej, że podczas całego dnia poszczono.
Potrawy w liczbie nieparzystej
Kiedy wreszcie uporano się ze wszystkim, siadano do kolacji, ostatniej adwentowej, mającej już jednak wymiar świąteczny. Zwykle rozpoczynała się ona po godz. 16.30. Celebrowano praktykowane i współczesne zwyczaje. Przede wszystkim wkładano pod obrus wiązkę słomy, a na stole stawiano potrawy w liczbie nieparzystej. Tylko w najbogatszych domach, zwykle szlacheckich, było 12 rodzajów dań. Miało to być upamiętnienie Chrystusowych apostołów. Dawniej również zostawiano puste miejsce dla zagubionego w wigilijny wieczór.
W biedniejszych domach i w Wigilię jadano skromnie. Najbardziej popularny był śledź z ziemniakami, niekiedy z dodatkiem barszczu. Jeśli chodzi o zamożniejszy stół, to wymienić należy kapustę z grzybami bądź grochem oraz zupę migdałową. Znana i popularna współcześnie kutia przybyła na tereny pomorskie dopiero po 1945 r. Jej zwolennikami były osoby przybyłe na te tereny z obszarów wschodniej Rzeczpospolitej.
Nim przystąpiono do jedzenia dzielono się najpierw białym opłatkiem kojarzonym z bielą za oknem, albo kolorem pieczywa. Symbolizował powszechną zgodę i jedność bliźnich. Było to najcieńsze i najbardziej białe pieczywo, jakie znano na Kociewiu. Już dawniej uatrakcyjniano je poprzez zdobienie obrazkami. Przedstawiały one szopki, żłóbki albo też wieloramienne, betlejemskie gwiazdy.
Czytanie z chleba
Jak twierdzą historycy pierwsze znane opłatki, podobne do dzisiejszych, pojawiły się w XVIII wieku. Wcześniej podczas wigilijnej kolacji raczono się podpłomykami znaczonymi dużym krzyżem. Było to przaśne pieczywo, niekiedy z dodatkiem soli, podawane ze śledziami. Obojętnie, czy podpłomyk, czy opłatek, idea wigilijnej kolacji była jedna i niezmienna. Chodziło głównie o stary, wczesnochrześcijański zwyczaj łamania się chlebem podczas Eucharystii.
Oczywiście chłopskie tradycje nie byłyby tak ciekawe, gdyby nie napisać o regionalnych obyczajach. Jednym z nich była wróżba z chleba. Rzecz polegała na przekrojeniu żytniego kołacza i pszennej strucli. Oba te pieczywa składano ze sobą przeciętą powierzchnią, a między nie wkładano metalowy nóż. Robiono tak w Wigilię, a następnie czekano do Nowego Roku. Wtedy to sprawdzano, z jakiej strony nóż został pokryty rdzą. Wierzono, że jeśli rdzawe ślady zauważono od strony kołacza to najprawdopodobniej żyto w przyszłym roku dotknie zaraza. Jeśli natomiast znaki pojawiły się od strony strucli, to taka sama klęska dotknie pszenicę. Cieszono się nad wyraz z czystego noża, gdyż uważano to za zapowiedź wielkiego urodzaju.
Mitra to szybkie zamążpójście...
Po skończonej kolacji przystępowano do odczytywania kolejnych "znaków". Najpierw wyciągano źdźbła, które znajdowały się pod obrusem. Gdy ktoś wyciągnął długą gałązkę, mówiono, że ma równie długie życie. Gdy zdarzyły się dwa zrośnięte kłosy sądzono, że dana osoba powinna przygotowywać się do ślubu. Popularne było również zaglądanie w cztery talerze. Umieszczano na nich mirtę, monetę, ziemię oraz różaniec. Przemieszczano je, a wyciągnięcie jednego należało do dziewczyny, której wcześniej zawiązano oczy. Wskazanie przez nią mirty określano jako szybkie zamążpójście, monety - bogactwo, ziemia - poświecenie się gospodarstwu, zaś różaniec wskazywał na drogę bliską życia klasztornego.
Pasterka o północy
Pamiętano także o stróżach domu, czyli o psach. Dawano im posmakować wszystkich potraw ze stołu. Taka strawa miała zapewnić siły potrzebne do czuwania.
Kolejnym, obowiązkowym etapem świętowania było udanie się na pasterkę, zwyczajową mszę świętą odprawianą o północy. Zanim jednak domownicy wyszli z domu, pozostawiano na stole bochen chleba wraz z małym nożem. W ten sposób oddawano cześć zmarłym i wszystkim istotom niematerialnym. Jeszcze do dzisiaj w niektórych domach, zamiast wypieku zostawia się kawałki opłatka.
Dziewczyny też wybiegały do płotu, nie po to, aby porozmawiać z sąsiadem, ale aby policzyć 10 palików. Ostatni z nich miał mieć cechy ich wybranka. Zdarzały się więc paliki niskie, cienkie, grube, gładkie, zmurszałe bądź mocne.
Nie wolno podsłuchiwać zwierząt!
Także kociewskie rodziny wierzyły, że w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem. Jednak nie wolno było podsłuchiwać takich rozmów. Jako przestrogę podawano pewną przypowieść. Otóż anonimowy gospodarz miał kiedyś wkraść się do obory, właśnie podczas tej jedynej nocy. Był niedowiarkiem i chciał przekonać się, a potem i innych, że zwierzęta wcale nie mówią ludzkim głosem. Ku swojemu zdumieniu usłyszał jak jego woły rozmawiają między sobą, mówiąc jeden do drugiego: „Wstawaj, bo za trzy dni powieziemy naszego gospodarza do grobu”. Ta przepowiednia okazała się trafna, gdyż ciekawski padł trupem ze zdziwienia. W pierwszy dzień po Bożym Narodzeniu odbył się jego pogrzeb.
Takimi to opowieściami wzmacniano sobie przestrzeganie zwyczajów. Dochodziło i do tego, że niektórzy Kociewiacy nie wychodzili poza własny opłotek aż do pasterki.
Na podstawie: R. Landowski, Dawnych obyczajów rok cały. Między wiarą, tradycją i obrzędem, Pelplin 2000.
Reklama
Wigilijne czytanie z chleba
KOCIEWIE. Pod obrus wiązkę słomy, a na stole stawiano potrawy w liczbie nieparzystej. Tylko w najbogatszych domach, zwykle szlacheckich, było 12 rodzajów dań. Miało to być upamiętnienie Chrystusowych apostołów. Także kociewskie rodziny wierzyły, że w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem. Jednak nie wolno było podsłuchiwać takich rozmów.
- 23.12.2007 00:52 (aktualizacja 01.04.2023 03:08)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze