Przedstawił się jako syn Józefa Wierzbowskiego - przedwojennego tczewskiego policjanta, zamordowanego w Twerze (w piwnicach obecnego budynku Instytutu Medycznego) w kwietniu 1940 r. wraz z grupą 6588 polskich jeńców.
Masowe ludobójstwo
Aby zabić tak dużą liczbę ludzi, kaci dzień w dzień likwidowali 390 skazanych. Dla oprawców z NKWD „normalna dniówka” wynosiła 250. Nawet oni mieli kłopot z taką masą morderstw. Jeńcy ginęli od strzału w tył głowy, tak że kula przechodziła przez kręgosłup, wychodziła ustami powodując skurcz mięśni. Dzięki temu niewiele było krwi i śladów. Strzały oddawano z broni krótkiej – pistoletów typu Walther. Zwłoki wywożono na ciężarówkach do odległej od Tweru o 32 km miejscowości Miednoje.
Tam od samego rana pracowała koparka, przygotowując doły duże 4 na 6 metrów. I tak nieprzerwanie do 16 maja...
Ukrywanie prawdy
Rodzina pana Jerzego do 1989 r. musiała ukrywać prawdę o losie ojca. W tajemnicy żona p. Józefa przechowywała korespondencję, pamiątki, zdjęcia i inne dokumenty. Dziś wydaje się, że to nic dziwnego, wszak wszyscy chowamy pamiątki po swoich bliskich. Jednak w komunizmie za sprzeciw wobec „kłamstwa katyńskiego”, przechowywanie takich pamiątek i śladów historii, mogły grozić całej rodzinie represje, nawet wywózka na Syberię (przynajmniej do połowy lat 50.).
Do tego dochodziły prześladowania. Jeszcze długo po II wojnie światowej dzieciom rodzin katyńskich np. uniemożliwiano podjęcie studiów, synów zmuszano do pracy w kopalniach lub do ciężkich prac. Żonom zamordowanych odmawiano oczywiście przywilejów kombatanckich.
Pan Jerzy (ur. w 1932 r.) przyszedł do redakcji z pełną teczką doskonale zachowanych zdjęć, dokumentów i innych pamiątek. Pokazał m.in. listę pomordowanych, na której cyrylicą pod nr 1852 widniało nazwisko Józefa Wierzbowskiego, wraz z datą jego urodzin - 1895 r. Wśród pamiątek była też biało-czerwona opaska Rodzin Katyńskich, która kultywuje pamięć o pomorskich ofiarach Katynia.
W naszej rozmowie przewijali się też inni tczewianie z obozu w Ostaszkowie, w którym więziono Józefa Wierzbowskiego. Przed laty „Gazeta Tczewska” opublikowała historię innych ofiar z Tczewa przetrzymywanych w tym obozie: Zygmunta Krajnika i Leona Puchowskiego. Do 2000 r. zidentyfikowano i potwierdzono 39 ofiar Katynia, które przed wojną mieszkały lub pracowały w powiecie tczewskim.
Uciekł z sowieckiej niewoli
Józef Wierzbowski w 1920 r. był żołnierzem Wojska Polskiego - sekcyjnym I pułku Ułanów V Dywizji, walczył pod dowództwem marszałka Józefa Piłsudskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej trafił do sowieckiej niewoli.
- Ojciec trzykrotnie próbował z niej uciec – wspomina pan Jerzy. – W końcu za czwartym razem udało mu się dotrzeć do Charbina w Mandżurii, gdzie w konsulacie RP uzyskał paszport konsularny oraz wizę wojskową nr 561, upoważniającą do przejazdu przez terytoria Chin, Japonii, Włoch, Francji i W. Brytanii. Właśnie taką trasą wiodącą przez te państwa wrócił szczęśliwie do kraju 15 października 1920 r. Po powrocie ukończył szkołę policyjną w Toruniu i Żyrardowie, wkrótce potem rozpoczął służbę w policji w Pelplinie oraz w Tczewie.
Nowy koszmar
Niestety, spokojne życie zakończyło się o świcie 1 września 1939 r. Pan Józef był świadkiem wysadzania przez polskich saperów mostu tczewskiego. Pełnił wówczas służbę przy ówczesnym moście granicznym. Tego dnia zdążył jeszcze zapewnić transport żonie i dzieciom na podstawione furmanki.
- Zdążył jeszcze ostrzyc mi grzywkę – mówi pan Jerzy.
Miejscem ewakuacji był obecny Zespół Szkół Technicznych przy ul. Parkowej w Tczewie. Docelowo Wierzbowscy mieli dotrzeć do Lubonia lub Kowla. Jednak w trakcie intensywnych niemieckich nalotów, podczas bombardowań, okazało się to niemożliwe. Rodzina musiała wrócić do Tczewa, gdzie Niemcy zdążyli już zająć ich mieszkanie. Okupacje spędzili więc w innym, malutkim lokalu.
- Wtedy, gdy nas ewakuowali, widziałem ojca po raz ostatni. Trudno mi powiedzieć co z nim się działo do czasu zatrzymania go przez Sowietów. Nie wiem jak toczyły się jego losy w kampanii wrześniowej i do chwili aresztowania. Podejrzewam, że przemieszczał się z polskim wojskiem na Wschód.
Przeszukiwanie świata
Po wojnie Wierzbowscy rozpoczęli poszukiwania.
- Moja siostra pracowała w Polskim Czerwonym Krzyżu, szukała ojca w wielu zakątkach świata – relacjonuje pan Jerzy. – Szukała też informacji poprzez Czerwony Półksiężyc i w ZSRR. Ambasada Sowiecka odpowiadała, że ktoś taki jak Józef Wierzbowski nigdy u nich nie figurował, ani żywy ani martwy. Jednym z dokumentów jaki posiadam jest list skierowany do mojej matki przez pana Hołdernego (już nie żyje; imienia, niestety, nie pamiętam). Był on przedwojennym urzędnikiem celnym na pograniczu polsko - gdańskim.
Sowieci przejęli służbę graniczną i tak do niewoli – tzn. obozu w Ostaszkowie - trafił Hołderny. Prawdopodobnie był cenny dla Niemców, którym został przekazany. Sowieci musieli uznać, że dla nich nie był groźny.
Dokument historii
Hołderny, wraz z grupą Polaków, był przesłuchiwany przez Niemców, którzy chcieli wiedzieć co działo się w Ostaszkowie. Przesłuchania trwały kilka miesięcy. Późnym latem 1940 r. wrócił do Świecia, a jesienią wysłał list do tczewianek - Wierzbowskiej i Puchowskiej - z informacją o policjantach z Tczewa przebywających z nim w obozie. Nie mógł wiedzieć, że prawdopodobnie od kwietnia 1940 r. obaj już nie żyli.
- Mój list zachował się w oryginale. Przyczynił się do umieszczenia nazwisk policjantów na tablicy w kościele pw. Podwyższenia Św. Krzyża w Tczewie. Prawdę o ojcu znałem od czasu, gdy skończyłem 10 lat.
Swój list ze względów bezpieczeństwa Hołderny kazał spalić, jednak matka pana Jerzego zdecydowała się na jego przechowania. Nazwiska z tego pisma znalazły się w dokumentach przesłanych przez prezydenta Federacji Rosyjskiej Borysa Jelcyna do prezydenta Lecha Wałęsy (kwiecień 1990 r., nr 012/1 – figurują tam nazwiska tczewskich policjantów).
Pośmiertne awanse
Inne dokumenty Wierzbowscy otrzymali poprzez stowarzyszenie Gdańska Rodzina Katyńska. Organizacja ta pomogła im w uzyskaniu praw kombatanckich (np. zniżki na niektóre świadczenia).
Podczas ostatnich rocznicowych uroczystości, na których odczytywano m.in. nazwiska pomordowanych tczewian, Józef Wierzbowski, Augustyn Krajnik i Leon Puchowski otrzymali pośmiertne awanse na aspirantów. Obecnie rodziny czekają na certyfikaty potwierdzające te nadania.
- Cieszy nas fakt, że władze naszego miasta wraz Kościołem pragną uczcić fakt tragicznej śmierci osób pomordowanych w czasie II wojny światowej, umieszczając nazwiska poległych na tablicach, by uczcić m.in. ofiary tej straszliwej Golgoty Wschodu – stwierdza na zakończenie naszej rozmowy pan Jerzy.
Pomordowani i ocaleni
W pięciu sowieckich obozach zamordowano łącznie 23 777 obywateli polskich, w tym:
· jeńców Kozielska (mord Smoleńsk, ul. Dzierżyńskiego 13) – 4566 osób; · jeńców Starobielska (mord Charków, pl. Dzierżyńskiego 3) – 3977; · jeńców Ostaszkowa (mord Kalinin, ul. Sowiecka 5) – 6588; · jeńców na Ukrainie (mord Kijów, ul. Korolenki 17) – 4181; · jeńców na Białorusi (mord Mińsk, al. Lenina 17) - 4465.
Daty rozpoczęcia zbrodni:
· 3 kwietnia 1940 r. - Kozielsk; · 4 kwietnia 1940 r. - Ostaszków; · 5 kwietnia 1940 r. - Starobielsk; · 13 maja 1940 r. - Kijów ; · 26 sierpnia 1940 r. - Mińsk.
Masowy mord ominął jedynie 395 jeńców, którzy z trzech obozów specjalnych trafili do obozu juchnowskiego, a potem do griazowieckiego. Znalazły się wśród nich m.in. osoby, którymi zainteresował się radziecki wywiad. Ocaleli także jeńcy, w sprawach których interweniowały władze III Rzeszy lub Litwy oraz obywatele Niemiec i Wolnego Miasta Gdańska. Większość niedoszłych ofiar doczekała się tzw. amnestii i utworzenia armii gen. Andersa. Łącznie liczba uratowanych z Ostaszkowa wyniosła 124 osoby.
Dane pochodzą z artykułu ks. Zdzisława J. Peszkowskiego i Stanisława Z. Zdrojewskiego – omówienie filmu dokumentalnego zrealizowany przez Fundację im. Konstantego Piekarskiego. http://members.shaw.ca/forum/katyn/katyn.htm.
Korzystałem z publikacji: „Ocaleni z katyńskich grobów” Stanisław Z. Zdrojewski, Pelplin, Łódź, Warszawa, Orchard Lake, sierpień 2002 oraz „Tygodnik Powszechny”, 22 września 2007.
Reklama
Policjanci tczewscy wśród ofiar Golgoty Wschodu
TCZEW. Po publikacji artykułu „Pamięć nigdy nie zaginie” („GT", 29.11), w którym postulowaliśmy by w Tczewie powstało jedno zbiorowe miejsce pamięci w hołdzie dla tych, którzy oddali życie za Ojczyznę, odwiedził nas pan Jerzy Wierzbowski. Jego ojciec padł ofiarą mordu katyńskiego.
- 21.12.2007 10:56 (aktualizacja 01.04.2023 02:50)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze