- Oświadczam jasno i wyraźnie: w tej sprawie pacjent powinien mieć pretensje wyłącznie do siebie samego - stwierdził lekarz.
Jak się okazało, guma została tam umieszczona celowo, jako sączek, jednak pacjent nie wiedział o tym, bo karta informacyjna, jaką otrzymał po zabiegu, była zupełnie nieczytelna.
Chłopak przewrócił się jeżdżąc rowerem, upadając dość poważnie zranił się w rękę. Rana była spora i krwawiła, więc wraz z ojcem udał się do kwidzyńskiego szpitala.
W Szpitalnym Oddziale Ratunkowym pomocy udzielił mu jego ordynator Mirosław Górski, który tego dnia pełnił dyżur. Wszystko wydawało się w porządku, rana została zszyta i opatrzona. Chłopak otrzymał kartę informacyjną, tzw. wypis, podpisaną przez M. Górskiego. Niestety, zapisanych na niej odręcznie informacji nie dało się przeczytać.
Jak uczy nas doświadczenie, większość lekarzy ma dość zawiły charakter pisma, który odczytać potrafią chyba tylko oni sami i panie farmaceutki w aptece. Pacjenta poinformowano ustnie, że następnego dnia ma udać się na zmianę opatrunku do jednej z kwidzyńskich przychodni.
- Poszedłem, tak jak mi polecono. Jednak w przychodni powiedziano mi, że zmiana opatrunku będzie możliwa dopiero po południu. Musiałbym czekać wiele godzin – mówi chłopak.
Obaj z ojcem zdenerwowali się tą sytuacją i postanowili sami zajrzeć pod bandaż, by sprawdzić, czy z raną wszystko jest w porządku. Zdziwili się ogromnie, gdy zobaczyli, że wystaje z niej kawałek beżowej gumy, który wyglądał jak rękawiczka chirurgiczna.
- Byłem zbulwersowany! Jak tak można, zupełne lekceważenie zdrowia pacjenta, lekarz zaszył niechcący kawałek gumy, tak mógł tego nie zauważyć? – denerwował się ojciec chłopaka, gdy przyszedł opowiedzieć o wszystkim reporterowi „Kuriera Kwidzyńskiego”.
Rozmowa z lekarzem, który dokonywał zabiegu, wyjaśniła sytuację.
- Ten kawałek gumy został umieszczony w ranie celowo, to sączek, który pomaga w gojeniu. Do takich nieporozumień dochodzi, gdy pacjent nie słucha, co mówi do niego lekarz. Informację o umieszczeniu sączka zamieściłem też w karcie, którą otrzymał pacjent – powiedział nam Mirosław Górski.
W tym przypadku trzeba lekarzowi wierzyć na słowo, bo zapis na karcie był zupełnie nieczytelny i pacjent nie miał możliwości zasięgnięcia z niej jakichkolwiek informacji. Być może osoba, która zmieniałaby opatrunek, potrafiłaby to odczytać.
Sprawa zakończyła się dobrze, ranny chłopak i jego ojciec odetchnęli z ulgą. W gabinecie zabiegowym musieliby czekać do popołudnia, więc udali się ponowie na Szpitalny Oddział Ratunkowy na zmianę opatrunku.
Wyjaśnienie doktora Mirosława Górskiego: Nie zasłużyłem na publiczne napiętnowanie.
Z ogromną przykrością przeczytałem artykuł opatrzony wielkim nagłówkiem LEKARZ ZASZYŁ W RANIE KAWAŁEK GUMY. Pacjenta, który zgłosił się z zastarzałą raną przedramienia po kilkunastu godzinach od doznanego urazu zaopatrzyłem prawidłowo, zeszyłem ranę pozostawiając w niej sączek i szczegółowo poinformowałem pacjenta (oraz jego matkę, która mu towarzyszyła) o konieczności zmiany opatrunku w poradni chirurgicznej w dniu następnym. Wyraźnie zaznaczyłem to na wypisie i na skierowaniu, ponieważ poradnie chirurgiczne rejestrują pacjentów na kilkudniowe kolejki. Właśnie konieczność kontroli rany i ewentualne usunięcie sączka było powodem dokładnej informacji ustnej i pisemnej. Autorka artykułu telefonowała do mnie i uzyskała wyjaśnienie zaszłego nieporozumienia. Być może moje odręczne pismo nie dla każdego jest czytelne i z pokorą przyjmuję krytykę. Jednak forma publikacji i sposób zrelacjonowania zdarzenia budzą mój głęboki sprzeciw. Jest tu sugestia mojej „winy”, trzykrotnie w tekście wymieniono moje imię i nazwisko. Nie wiem czy jest to normalne, dopuszczalne postępowanie. Moje dobre imię jest wartością, którą cenię sobie niezwykle wysoko. Tymczasem szereg osób po przeczytaniu artykułu odniosło wrażenie, że popełniłem błąd. Nie wiem jakim prawem dziennikarz publicznie osądza moje postępowanie, dlaczego sam ukrywa się za inicjałami a nazwiska pacjenta nie ujawnia. Skoro jednak tak uczynił to proszę o opublikowanie także mojego stanowiska. Oświadczam, że nie mam sobie nic do zarzucenia, zaopatrzyłem pacjenta zgodnie ze sztuką lekarską, udzieliłem mu pełnej i wyczerpującej informacji oraz zaopatrzyłem go w pisemny dokument zawierający informację o dotychczasowym leczeniu i zaleceniach co do dalszego postępowania. Pacjenta zarejestrowano do poradni chirurgicznej, mógł zgodnie z planem zmienić tam opatrunek i uzyskać odpowiedzi na wątpliwości, jeżeli takowe posiadał. W drodze zupełnego wyjątku zmieniono mu opatrunek w SOR. W najmniejszym stopniu oddział ratunkowy nie został do tego powołany. W całym tym postępowaniu nieprawidłowe były tylko dwie rzeczy: pacjent zgłosił się po kilkunastu godzinach, co skomplikowało jego leczenie oraz nie zastosował się do jasnych i jednoznacznych zaleceń, bo nie chciało mu się czekać na lekarza w poradni chirurgicznej. Ten pacjent był być może wychowankiem tego rodzaju dziennikarstwa – winny musi być pracownik służby zdrowia, winny musi być lekarz. Oświadczam jasno i wyraźnie: w tej sprawie pacjent powinien mieć pretensje wyłącznie do siebie samego.
Jeżeli nadal Kurier Kwidzyński bez mojej zgody publikował będzie moje dane osobowe w sprawach, w których występuję jako strona, wystąpię do sądu z pozwem o naruszenie moich dóbr osobistych ponieważ uważam, że artykułem tym wyrządzono mi krzywdę.
Od Redakcji:
Publikujemy wypowiedź Mirosław Górskiego w całości. Chociaż z publikacji wynika, na czym polegało nieporozumienie, że to nie był jego błąd.
Wiadomo, że pacjenci przewrażliwieni, czy czasami niedoinformowani, odnoszą się krytycznie do służby zdrowia. Ta publikacja pokazuje, że warto zaufać specjalistom, i że warto także wiedzieć więcej o aplikowanych lekarstwach, wykonywanych zabiegach. Wówczas "sączek" nie będzie kawałkiem "gumy" - i to z sugestią, że został zostawiony przez pomyłkę.Jak wynika z publikacji - sprawa została wyjaśniona.
Mamy nadzieję, że ten przykład wskazuje, że warto zaufać swoim lekarzom, którzy nie są anonimowi, a zapewne dobre imię w takich opisywanych przypadkach nie zostaje naruszone.
Reklama
Oburzony pacjent: W ranie zaszyto mi kawałek gumy! Lekarz wykonał zabieg prawidłowo
KWIDZYN. - Byłem w szoku, gdy to zobaczyłem – mówi młody chłopak. – Z rany, którą zaszył mi lekarz, wystawał kawałek gumowej rękawiczki. Był przerażony. Karta informacyjna, jaką otrzymał po zabiegu, była zupełnie nieczytelna. Jak się okazało, lekarz wykonał zabieg prawidłowo. A "guma", którą kwestionował pacjent to... sączek.- Nie zasłużyłem na publiczne napiętnowanie - wyjaśnienia doktor Mirosław Górski.
- 05.08.2009 00:00 (aktualizacja 23.08.2023 14:42)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze