- Powiedziano nam, że dzieci do nas wrócą, gdy poprawi się nasza sytuacja. Wnioskowaliśmy o większe mieszkanie od miasta, ale nie dostaliśmy. Nie wiemy, co robić – mówi pani Anna.
Małżonkowie umówili się na rozmowę z burmistrzem Andrzejem Krzysztofiakiem. Z ich relacji wynika, że spotkanie trwało tylko... 20 sek., bo burmistrz nie chciał z nimi dłużej rozmawiać, gdy usłyszał, że mają zadłużenie w płaceniu czynszu (rodzinę eksmitowano na ul. Młynarską m.in. z powodu zadłużenia).
-Jesteśmy rozgoryczeni takim potraktowaniem nas. Czekaliśmy miesiąc na to spotkanie, a nic nie wskóraliśmy – mówi Janusz Sawicki.
Marek Konieczek, pełnomocnik burmistrza ds. mieszkaniowych był zaskoczony sytuacją tej rodziny.
-Z naszych ostatnich informacji wynika, że pani Sawicka mieszkała sama w lokalu na ul. Młynarskiej, dlatego taki lokal otrzymała. Potem wyszła za mąż. Trudno mi się wypowiadać na temat dzieci. Nie otrzymaliśmy wniosku od państwa Sawickich o przyznanie nowego lokalu, więc nie znaliśmy tej sytuacji. Nie zgłaszali tego – wyjaśnia Marek Konieczek.
Lokal zajmowany przez rodzinę to mała klitka, aby skorzystać z łazienki i ubikacji, trzeba wyjść na zewnątrz, na taras, i tamtędy przejść do toalety. W takich warunkach trudno sobie wyobrazić wychowywanie niemowlaka. A jak mieszkać tam z piątką dzieci? Jeden z synów, który trafił do rodziny zastępczej, cierpi na zespół nadpobudliwości (ADHD), otrzymuje specjalne leki.
- Wcześniej nie spłacaliśmy zadłużenia Zakładzie Usług Mieszkaniowych, bo nie miałem stałej pracy. To, co zarobiłem, wystarczało jedynie na życie. Teraz mam lepszą, pewną pracę i mogę myśleć o przyszłości. Zaczęliśmy powoli, małymi kwotami, spłacać dług. To był warunek, by starać się o mieszkanie komunalne. Nie stać nas na wynajęcia mieszkania w Kwidzynie, bo to bardzo drogie. W okolicznych wsiach jest taniej, ale mnóstwo pieniędzy pochłonęłyby dojazdy do pracy – mówi Janusz Sawicki. – Bardzo bym chciał dostać jakieś mieszkanie od miejskiego samorządu, nawet zniszczone, takie do remontu. Powoli wszystko bym sam naprawił, by moja rodzina mogła normalnie żyć.
Dylemat urzędnika
Marek Konieczek, pełnomocnik burmistrza Kwidzyna ds. mieszkaniowych, który zainteresował się rodziną Sawickich po telefonie z naszej redakcji, twierdzi jednak, że sytuacja nie jest prosta.
-Mam pewien dylemat. Z jednej strony rzeczywiście tej rodzinie potrzebna jest pomoc, powinni mieć większe mieszkanie, by rodzina mogła być razem. Sytuację państwa Sawickich zbadali pracownicy socjalni przeprowadzając wywiad środowiskowy. Odwiedzili m.in. zajmowany przez nich lokal na ul. Młynarskiej. Zauważyli, że znajduje się tam dość kosztowny sprzęt (wieża stereo itp.). To zastanawiające, że tych państwa stać na to, a nie mają pieniędzy, by spłacić dług za mieszkanie. Mimo to jednak szukamy dla nich innego, większego lokum. Na razie jednak nie ma wolnych mieszkań, gdy tylko coś znajdziemy, poinformujemy państwa Sawickich – wyjaśnia M. Konieczek.
Reklama
Oddadzą nam dzieci, ale musimy mieć większe mieszkanie
KWIDZYN. Anna i Janusz Sawiccy mieszkają bloku socjalnym przy ul. Młynarskiej, w kilkumetrowym pokoiku. Mają pięcioro dzieci, ale tylko najmłodsze, kilkumiesięczne jest cały czas przy nich. Pozostała czwórka trafiła do rodzin zastępczych.
- 24.01.2009 00:00 (aktualizacja 19.08.2023 02:26)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze