poniedziałek, 10 marca 2025 09:56
Reklama

Mamy radość śpiewania, bycia razem i wieczną pamięć

GDAŃSK. Zdarza się, że ktoś zapyta: „Ile wam za występy płacą?”. Nie mamy z tej społecznej pracy profitów finansowych. Mamy radość śpiewania, bycia razem. I wieczną pamięć - wartość, której nie da się zmierzyć, ani wycenić. Bo człowiek tak długo żyje jak długo pozostaje w sercach tych, którzy żyją.
Mamy radość śpiewania, bycia razem i wieczną pamięć
Śpiew łączy
Rozmowa z Józefą Siudaczyńską - Babicz, dyrygentem Chóru Towarzystwa Śpiewaczego im. Karola Szymanowskiego przy kolegiacie Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Ks. Józefa Zator Przytockiego we Wrzeszczu



- Obchodzi Pani 45-lecie pracy dyrygenckiej w Chórze Towarzystwa Śpiewaczego im. Karola Szymanowskiego. Otrzymała od prezydenta miasta Gdańska Nagrodę w Dziedzinie Kultury.  Gratulujemy!
- Jubileusz za jubileuszem. We wrześniu 2010 r. przypadło 65 lecie naszego chóru, który, jak wiadomo, zainaugurował działalność w kościele ojców jezuitów przy ul. Mickiewicza we Wrzeszczu w 1945 r. Potem przez kilka lat zespół pracował przy Kościele Garnizonowym przy ul. Sobótki we Wrzeszczu. Jubileusz drugi to moje 75. urodziny, które miałam w listopadzie 2010 r. W lutym 2011 r. 45 lat minęło od momentu, kiedy zostałam samodzielnym dyrygentem naszego chóru. Jeszcze będąc studentką Wyższej Szkoły Muzycznej w Sopocie zostałam, wraz z rodzicami, wchłonięta przez grupę śpiewaków tego wrzeszczańskiego zespołu. Przez lata byłam chórzystką. Kiedy dyrygent, prof. Leon Snarski zorientował się, że studiuję dyrygenturę  w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Sopocie, coraz bardziej angażował mnie do pomocy. Z czasem zostałam jego asystentką. Po śmierci prof. Tadeusza Tylewskiego, dyrygenta Chóru Akademii Medycznej w Gdańsku,  prof. Leon Snarski przejął jego obowiązki . Wtedy zostałam samodzielnym dyrygentem Chóru Towarzystwa Śpiewaczego im. Karola Szymanowskiego. I tak minęło 45 lat. dzień. Czuję się nie tylko dyrygentem. Od początku chór traktuję jako moją rodzinę, w której pełnię różne  role.

- Działalność w chórze amatorskim to nie tylko śpiewanie.
- W zawodowym chórze odbywają się próby i występy. Mój chór to coś znacznie więcej. Dlaczego? Próby mamy dwa razy w tygodniu, śpiewamy na mszach co niedzielę, coraz częściej koncertujemy. Nasza działalność ma duży wymiar społeczny. Duże znaczenie integracyjne mają ,finansowane z prywatnych środków członków chóru, wyjazdy krajoznawcze, pielgrzymki organizowane do sanktuariów w kraju i za granicą Polski.
Wprowadziliśmy zwyczaje, których w innych chórach nie ma. Na przykład – „okrągłe” urodziny śpiewaków obchodzimy wspólnie, jubilat dostaje laurkę z pięknymi życzeniami, śpiewamy „Sto lat!”. Każde przyjęcie nowego członka chóru odbywa się w 22 listopada w dniu Świętej Cecylii, patronki muzyki kościelnej. Przeprowadzamy „egzamin”, urządzamy pasowanie, wręczamy certyfikat. Byłam wzruszona, kiedy u jednej z chórzystek na ścianie, obok krzyża, zobaczyłam jej świadectwo pasowania do chóru sprzed kilku lat. Co roku w dniu święta patronki muzyki świętej Cecylii przed mszą o godzinie 18 trwają wypominki. Ksiądz z imienia i nazwiska wymienia nieżyjących chórzystów, księży związanych z zespołem, Członków Honorowych i sponsorów , a chór śpiewa pieśni. Za zmarłe koleżanki i kolegów - a jest już ich ponad osiemdziesięcioro - modlimy się przed każdą próbą. Pamięć o Nich, trwa. To ważne zwłaszcza w przypadku osób, które nie miały rodzin. Chciałabym, żeby moi następcy kontynuowali tę tradycję. Zdarza się, że ktoś zapyta: „Ile wam za występy płacą?”. Nie mamy z tej społecznej pracy profitów finansowych. Mamy radość śpiewania, bycia razem. I wieczną pamięć - wartość, której nie da się zmierzyć, ani wycenić. Bo człowiek tak długo żyje jak długo pozostaje w sercach tych, którzy żyją.

- W kronice chóru czytamy o waszej pracy charytatywnej na rzecz samotnych, chorych, opuszczonych.
- Jesteśmy dużą rodziną, która widzi i nie pozostaje obojętna na krzywdy innych. Koncertujemy w szpitalach, domach opieki. Jedna z naszych chórzystek przebywa w Domu Opieki przy ul. Polanki w Oliwie, bywamy u niej na co dzień i od święta. Mnie wzruszają ci, którzy już w próbach i koncertach nie uczestniczą, a pojawiają się na spotkaniach, my na nich zawsze czekamy. Mamy kontakt z wdową po prof. Leonie Snarskim, Irenką Snarską, wrzeszczanką, wieloletnią chórzystką Państwowej Opery Bałtyckiej. Bywamy zapraszani jako chór  na uroczystości organizacji kombatanckich.
W latach 80. po powrocie z tournee w Wilnie i okolicach wysłaliśmy do mieszkających tam Polaków kilkanaście paczek z książkami dla dzieci szkół polskich . Dziesięć lat temu pojechaliśmy na występy na Ukrainę, w moje rodzinne strony, między innymi do Kamieńca Podolskiego, zawieźliśmy i tam dla rodaków książki i inne potrzebne im przedmioty. Przez trzy lata opiekowaliśmy się wielodzietną rodziną z Nowej Wsi Lęborskiej. Co miesiąc wysyłaliśmy im zebrane wśród naszych członków pieniądze, ubrania, pomogliśmy rodzinie zdobyć mieszkanie. Przywieźliśmy wodę z Lourdes, rozdawaliśmy po mszy wiernym, a datki pieniężne zawieźliśmy do Hospicjum dla dzieci. Ale to nie jest tak, że tylko my dajemy, ludzie czynią wiele dla nas. W latach 80. przyszło na adres chóru czterdzieści paczek z żywnością, środkami czystości i ubraniami z Włoch. Nie znamy nadawców, dziękowaliśmy im modlitwą. Jestem dumna z naszej pracy społecznej na rzecz innych.

- Czy są nazwiska chórzystów, które szczególnie chciałaby pani utrwalić?
- Wiele zawdzięczamy chórzyście Zbigniewowi Gryszkiewiczowi, który już nie śpiewa z nami. Mieszka przy ulicy Kochanowskiego. Dzięki jego inicjatywie pierwszy raz pojechaliśmy do Berlina, jeszcze za czasów NRD, potem do Loreto. Zbyszek wprowadził wspólne świętowanie jubileuszy. Z jego inicjatywy w 1970 r. obecni członkowie chóru przez trzy miesiące spotykali się po to, by dokładnie spisać dzieje zespołu od 1945 r. Przy świecach, wprowadzających w nostalgiczny nastrój, oglądając przyniesione zdjęcia,  opowiadaliśmy o wydarzeniach, które utrwaliły się w pamięci. Zbyszek te wspomnienia przechowywał w pamięci. Potem ja siadałam do maszyny i pod jego dyktando wszystko spisywałam. Wielu osób z tego grona już nie ma. Powstał bezcenny materiał dokumentujący 25 lat pracy zespołu (1945-1970). Od tego czasu obchodzimy jubileusze chóru co 5 lat. W 1995 r. wydaliśmy publikację „Wierni Pieśni” przybliżającą działalność zespołu na przestrzeni 50 lat.  Z okazji 55-lecia pracy chóru powstał Album Biograficzny ze zdjęciami i biografią wszystkich chórzystów.  60 i 65-lecie upamiętniła dwuczęściowa książka ks. Roberta Kaczorowskiego  „SEMPER FIDELIS  O Chórze” Szymanowskiego z Gdańska”. Ksiądz proboszcz udostępnił  nam salę, w której przechowujemy dokumentację. Mamy w archiwum wszystkie afisze koncertowe, nagrody zdobyte na konkursach i festiwalach oraz pamiątki i upominki otrzymane od przyjaciół .Od czasu do czasu materiały te udostępniamy publiczności w formie wystawy.

- Wrzeszczanie z uznaniem mówią o wykonaniach w kościele przy. ul. Ks. Józefa Zator Przytockiego znanych dzieł z udziałem chóru i zawodowych artystów śpiewaków.
- Cieszymy się z pozytywnych opinii wyrażanych przez słuchaczy.  Koncerty uświetniają między innymi nasze okrągłe jubileusze. Zaśpiewaliśmy: fragmenty „Mesjasza” G.F.Haendla,  „Mszy f - moll”, K. Wiłkomirskiego, „Glorii” A.V ivaldiego, „Syna Marnotrawnego H.Opieńskiego. Takie dzieła na niedzielne msze nie są przydatne. W 2010 r. z okazji 65-lecia chóru wykonaliśmy w wersji koncertowej operę  G. Verdiego Nabucco. Wystąpili wówczas  z nami gościnnie znani zawodowi artyści - soliści: Barbara Kubiak, Florian Skulski, Jacek Szymański, Jacek Greszta, Monika Fedyk  - Klimaszewska, Marzena Prochacka, Bartłomiej Tomaka, Łukasz Wroński. Całością dyrygował Maestro Piotr Wujtewicz.
Chór może poszczycić się trzema cyklami koncertów, kontynuowanych od wielu lat. Są to: Koncerty kolęd w okresie Świąt Bożego Narodzenia, Koncerty pieśni patriotycznych  co roku w okolicach 11 listopada. Każdego roku prezentujemy program artystyczny z okazji Dnia Matki. Na tegorocznym, w niedzielę, 22 maja 2011 r., śpiewaliśmy z udziałem artystów śpiewaków Państwowej Opery Bałtyckiej. W czasie mszy zabrzmiały utwory maryjne. Na drugą część spotkania przygotowaliśmy kompozycje wokalne w rytmie walca.

- Wróćmy do przeszłości.
- Pierwsze próby Chóru Towarzystwa Śpiewaczego im. Karola Szymanowskiego odbyły się we wrześniu 1945 r. w kościele oo. jezuitów przy ulicy Mickiewicza we Wrzeszczu. Grupa repatriantów z Wilna dała wszystkiemu początek. Przyszła słynna rozśpiewana rodzina Rynkiewiczów, same basy! Pracowaliśmy „na Mickiewicza” do 1970 r. – równo 25 lat. Nie wiemy do dziś dlaczego nie mogliśmy tam dalej pracować. I wtedy pan Henryk Spychała, ówczesny organista w kościele garnizonowym na Sobótki przedstawił nas proboszczowi, nieżyjącemu już Józefowi Samsonowiczowi. Zostaliśmy przyjęci. Byliśmy tam do 1986 r. W międzyczasie powstawała plebania w kolegiacie Najświętszego Serca Jezusowego przy ul. Ks. Józefa Zator Przytockiego i ksiądz proboszcz Mikołaj Samp zaproponował nam „przejście pod swoje skrzydła”. Uzgodniliśmy, że trzy niedziele na mszach śpiewamy w nowym miejscu, jedną - w kościele garnizonowym.  Od kilku lat pracujemy i śpiewamy wyłącznie tutaj.

- Członkowie chóru, który pani prowadzi, to nie tylko wrzeszczanie?
- W początkowym okresie działalności w kościele przy ul. Mickiewicza byliśmy chórem parafialnym. Z chwilą przejścia do kościoła garnizonowego gros członków pozostała wierna chórowi. Moi wrzeszczańscy chórzyści pożenili się, zmienili miejsce zamieszkania i dalej śpiewają. Para chóralna – państwo Datowie z ulicy Mickiewicza, mieszkają od lat w Chyloni i dojeżdżają na próby do Wrzeszcza. Państwo Łozińscy, również starzy wrzeszczanie, dojeżdżają na próby z Niedźwiednika. Takich jest wielu. Na próby przybywają z różnych stron. Miłość chóralna pozostała. W tej chwili na liście jest sześćdziesięciu członków chóru, w próbach uczestniczy przeciętnie po czterdzieści pięć osób. Przeważają osoby w starszym wieku, ale niedawno przyszło dwoje młodych zapaleńców. Jednak bardzo trudno jest nam pozyskać nowych członków, zwłaszcza mężczyzn.

- Jak pani sądzi, dlaczego?
- Jedną z przyczyn jest coniedzielna oprawa muzyczna mszy świętej w naszym wykonaniu. Ludzie pracują zawodowo, przychodzą na próbę, dowiadują się, że śpiewamy w każdą niedzielę, a oni chcą wyjechać  n.p. na działki. Poza tym -  my się bez śpiewania się nie możemy obejść. Śpiewamy w domach, na wycieczkach, pielgrzymkach, a ewentualni kandydaci na chórzystów  najwyraźniej nie są przyzwyczajeni do codziennego kontaktu ze śpiewem. Trzecią i chyba najważniejszą przyczyną jest nasza działalność absolutnie społeczna, czyli nie otrzymujemy żadnych gratyfikacji pieniężnych.

- Koncerty w kolegiacie cieszą się zainteresowaniem słuchaczy, kościół nieoficjalnie pełni we Wrzeszczu rolę małej filharmonii.
- W miarę możliwości staramy się poszerzyć i uatrakcyjnić nasz repertuar. Na pierwszych koncertach było niewielu słuchaczy. Od kilku lat radykalnie się to  zmieniło. Na naszych koncertach kościół jest wypełniony słuchaczami, ludzie biją brawo, wstają, istne szaleństwo.
Nie ma we Wrzeszczu sali koncertowej, lukę próbujemy wypełnić. Niewielu pamięta, że w naszej dzielnicy zaraz po wojnie koło parku Kuźniczki był teatr. Odbywały się tam również koncerty uczniów wrzeszczańskiej szkoły muzycznej, w której pracowałam. Byłem wówczas radną i starałam się coś zrobić dla mieszkańców naszej dzielnicy. Dopiero potem w budynku urządzono kino, jeszcze później funkcjonowała sala sportowa, a teraz - nie ma nic!
Obecnie po koncertach  parafianie dziękują księdzu proboszczowi za przeżycia muzyczne, pytają o kolejne nasze koncerty. Marzymy o przygotowaniu na tegoroczne Święto Niepodległości koncertu złożonego z fragmentów oper Stanisława Moniuszki. Zaczęliśmy przygotowania, mamy za sobą wstępne rozmowy z solistami.

- Zorganizowanie takiego koncertu znacznie wykracza poza możliwości zespołu amatorskiego.

- Oczywiście. Od trzech lat zwracamy się z ofertami  do Urzędu Miasta Gdańska . który akceptuje nasze działania i w pewnym stopniu pomaga finansowo zorganizować koncerty. Solistów przecież musimy opłacić, fortepian trzeba wypożyczyć, płacić druk afiszów i zaproszeń itp. Staramy się również o sponsorów ( z tym jest coraz trudniej!!!). Zwracamy się też z prośbą o pomoc do parafian organizując zbiórkę pieniędzy przed kościołem. W tym miejscu z serca dziękujemy wszystkich Ofiarodawcom!
.Amatorski zespół w tej chwili potrzebuje dużego wsparcia, żeby mógł istnieć, rozwijać się.

- Jak wielu wrzeszczan ma pani korzenie na Kresach Wschodnich.
- Mamusia pochodziła ze wsi pod Tarnopolem. Tatuś się urodził w Drohobyżu, Urodziłam się we Lwowie. Zamieszkaliśmy w Drohobyżu. W 1939 r. zostaliśmy z domu wysiedleni, mam w oczach zamglone obrazy. Mieszkaliśmy u Ukraińców. Znajoma Ukrainka, z narażeniem życia, w tajemnicy przed własnym mężem, ostrzegła nas i poradziła, abyśmy wyjechali za San. Tatuś przyjął to żartobliwie, w przeciwieństwie do mamy, która pojęła decyzję o wyjeździe do Lwowa. I tak w noc rzezi Polaków przez Ukraińców  uciekliśmy do Lwowa. W mieście panował straszny głód. Jakoś przetrwaliśmy do 1945 r. Jako repatrianci rozpoczęliśmy w otwartym wagonie długą podróż w nieznane. Pociąg stawał to w Zgorzelcu, to w Łodzi – nikt nie chciał nas przyjąć. W Gdyni mamusia powiedziała: „wysiadamy” Mama znalazła mieszkanie w spalonym domu, za dwa tygodnie znowu nas wyrzucono. Dowiedziała się, że we Wrzeszczu można zdobyć mieszkanie.

- Od razu zamieszkaliście państwo na Waryńskiego?
- Otrzymaliśmy mieszkanie przy ul. Wajdeloty 29. Jako uczennica Szkoły Podstawowej nr 17 odgruzowywałam Gdańsk. Potem chodziłam do II Liceum Ogólnokształcącego – jeszcze na ulicy Pniewskiego. Równolegle uczęszczałam do podstawowej, a potem wrzeszczańskiej średniej szkoły muzycznej, gdzie uczyła mnie niezapomniana pani Wanda Dubanowicz na Wydziale Instruktorskim. Działam w Kole Absolwentów tej szkoły do dziś.

- Studiowała pani jeszcze w Wyższej Szkole Muzycznej w Sopocie.
- W tym czasie rektorem  PWSM był prof. Roman Heising. Zajęcia z dyrygentury miałam z legendarnym prof. Bohdanem Wodiczką. Po dyplomie pracowałam w szkołach muzycznych w Gdańsku- Oruni i we Wrzeszczu przy ul. Partyzantów. W 1964 r. urodziłam córkę. Zamieszkaliśmy przy ulicy Waryńskiego, gdzie mieszkam do dziś. W międzyczasie przez dwa lata prowadziłam chór Wyższej Szkoły Pedagogicznej a od 1978 r. zaczęłam pracę w Studium Wychowania Przedszkolnego, a potem – w Studium Nauczycielskim.  Przez ten cały czas  (od 1958 r.) związana byłam i jestem z Chórem Towarzystwa Śpiewaczego im. Karola Szymanowskiego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 11°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1001 hPa
Wiatr: 11 km/h

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: StanleyTreść komentarza: Tusk wielokrotnie dawał wyraz, delikatnie mówiąc, niechęci do tego co poleskie i patriotyczne. zgodzę sie z Sp. Alboinem, że każdy może sie pomylić, błądzić, natomaist rzesza gawiedzi, któej to nie przeszkadza, albo nawet sie PODOBA, powinna budzić przerażenie.Źródło komentarza: BEZ STRACHU. Albin Siwak o Doladzie Tusku - szokujące wspomnienieAutor komentarza: BogdanTreść komentarza: Oszukują i faszerują. Nie papryczkowe ani malinowe tylko pestycydowe...Źródło komentarza: Nowy test Fundacji Pro-Test: Wszystkie sprowadzane z zagranicy pomidory zawierały pestycydyAutor komentarza: Westlake LoanTreść komentarza: Jestem szczerze wdzięczny Panu za poprowadzenie mnie właściwą drogą, która umożliwiła mi dzisiaj otrzymanie pożyczki po tym, jak oszuści oszukali mnie z pieniędzy. Jeśli znalazłeś się w skomplikowanej sytuacji i chcesz uzyskać pożyczkę od osoby godnej zaufania i uczciwej, nie wahaj się skontaktować z WESTLAKE LOAN pod adresem: [email protected] Telegram___https://t.me/loan59Źródło komentarza: Mężczyzna chciał zabić żonę siekierą. Później popełnił samobójstwo.Autor komentarza: RamparamTreść komentarza: Biedny łoś... ale prawdziwe losie to urzędasy i weterynarze, którym jak widać się nie chciało zareagować. W sumie db że nikt nie zastrzelił zwierzaŹródło komentarza: Ranne zwierzę i „spychologia”. Nikt nie chciał pomóc łosiowi...Autor komentarza: RobTreść komentarza: Niech się sam utopi... Prawie dożywocie, w sume za głupote... Ludzie słabo wyceniają swoje zycie ;-1Źródło komentarza: Recydywista groził pobiciem i utopieniem. Grozi mu 18 lat za kratami
Reklama