Sztukę wystawiono z okazji inauguracji polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, 1 lipca 2011 r.
Trzydzieści sześć lat temu Stanisław Hebanowski zrealizował w gdańskim teatrze „Cyganerię warszawską” tegoż autora.
Jak sen, wspomnienie
Premiera odbyła się w 1975 roku na dużej scenie Teatru Wybrzeże przy Targu Węglowym w Gdańsku. Po odkrywczej inscenizacji „Cyganerii warszawskiej” Adolfa Nowaczyńskiego na scenie Teatru Wybrzeże pozostało piękne, mgliste, jak sen, chyba nie wyidealizowane, wspomnienie. Była to barwna, ze swoistym klimatem, opowieść o artystach żyjących w latach 40. XIX wieku w Stolicy, którzy bawią się, kochają i - w wolnych chwilach - tworzą. Zachowując sympatię do bohemy dramaturg – znany również jako cięty publicysta - nie pozostawił na bohaterach suchej nitki. Obnażył pozerstwo, kabotynizm, skłonność do kieliszka, lekkoduchostwo, rozluźnienie życiowej dyscypliny, ale i jednocześnie niepowtarzalny urok postaci. Dzieło Stanisław Hebanowski odkrył i wyreżyserował dziełko z jemu charakterystyczną tęsknotą za epoką miniona – dobrą i złą. Spójna z inscenizacją była malarska scenografia Mariana Kołodzieja - z symbolami, cytatami i pastiszami. Grali - niezapomniani: Kira Pepłowska, Henryk Bista, Leszek Ostrowski, wciąż w uszach brzmią ich głosy i najmłodsza - Wanda Neumann – wciąż czynna, znakomita! Realizatorzy razem spektakl wyczarowali! Taka wtedy była epoka w gdańskim teatrze, która odeszła na zawsze w cień, taka kolej losu.
„Romantyk kotła parowego”. Kraków - atmosfera trumienna. Postać pełna sprzeczności
Adolf Nowaczyński urodził się, dzieciństwo i młodość spędził w Galicji, której szczerze nienawidził za: „galicyjską nędzę”, ludzkie kołtuństwo, marazm, zacofanie, ciasnotę horyzontów i wygórowane, śmieszne, nieuzasadnione pretensje. W 1904 roku przeniósł na stałe do Warszawy i od tej pory przejawiał skłonność do afirmacji – w publicystyce i literaturze - Wielkopolski i Pomorza. Sam sobie przypisał (?) literackie odkrycie morza, Gdyni i Sopotu. Ziemie te kojarzyły mu się z porządkiem, pracowitością i dostatkiem. Równolegle ośmieszał przywary urzędniczo – mieszczańskiego światka galicyjskiego. Urodzony satyryk, co znalazło odbicie szczególnie w jego twórczości komediowej.
We wszystkich utworach odbicie znajdowała jego pragmatyczna postawa. Był „romantykiem koła parowego”. Uznawał pracę organiczną, trzeźwą kalkulację. Przeciwnik postaw i zrywów romantycznych, mesjanizmu narodowego, sentymentalnego patriotyzmu oraz szlacheckiego liberalizmu. Pozostawał w opozycji do intencji literackich krzepiącego serca Polaków Henryka Sienkiewicza. Nowaczyński – przeciwnie – bezlitośnie obnażał błędy w naszej historii, brak realnego pomyślunku, inercję, marnowanie szans. Nie był za zrywami powstańczymi z góry skazanymi na niepowodzenie. Mickiewicz, Słowacki, Krasiński - według niego - skłaniali do bierności, a w Polsce jest potrzeba zorganizowania, solidnej pracy, owocnego, mądrego, czynu. Rewolucja jawiła mu się jako ruch pożądany, tylko nie anarchiczny, koniecznie - sterowany od góry przez siły oświecone. Kraków kojarzył mu się z atmosferą trumienną, pompatycznymi narodowymi pogrzebami. Dowodem jego postawy jest wystawienie premiery dramy historycznej „Wielki Fryderyk” w przededniu obchodów Bitwy pod Grunwaldem, którą połączono z odsłonięciem pomnika ufundowanego narodowi polskiemu przez Ignacego Jana Paderewskiego. Spektakl z postacią wroga narodu - Fryderyka II zwanego Wielkim - ukazanego jako wzór siły i narodowych cnót w opozycji do słabości i bezrządu upadającej Rzeczypospolitej - uznano za wielką prowokację.
Wszystko to niezbicie dowodzi zapatrzenia w idee Narodowej Demokracji. Nie do końca tak jednak było, pisarz był wrogo nastawiony wobec Niemców, pozostając zafascynowany ich siłą i bezwzględnością polityczną. Zarzuca się też – nie bez podstaw – Nowaczyńskiemu antysemityzm. Jednak w swej publicystyce uznał Nowaczyński Żydów za „najsolidniejszy i najkulturalniejszy element”, w życiu umysłowym, za „drożdże gorącokrwiste”, które dla ożywienia słowiańskiej bezwolności należałoby z zagranicy sprowadzić. A więc Adolf Nowaczyński to postać nie do końca określona, wieloznaczna i dobrze jest chyba się teraz nad nim pochylić, myśli rozważyć na nowo.
„W rękach kobiet, że tak powiem, leżą losy tak narodów, jako też i ludów...”
Jak Adam Orzechowski wystawił komedię „Zdarzyło się w Sopocie” – „Willkommen w Zoppotach” Adolfa Nowaczyńskiego na Scenie Kameralnej w Sopocie? Akcja rozgrywa się, jak chciał dramaturg, w zainscenizowanym gapipudle – kawiarni przylegającej do łazienek morskich dla płci obojga, z widokiem na plażę i kąpielisko. Czas – tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej. A więc – zabory, nadzieja i szansa na niepodległość, plany na inne – lepsze? życie. Spokój, kanikuła, piasek, słońce i woda, pływają łabędzie, mewy na balustradach. Wchodzą i wychodzą barwni bohaterowie przedstawienia – z Warszawy, Poznania, Grodna, Białegostoku i z … Paryża. Wolniutko rozwija się akcja, ale nie ona jest najważniejsza. Nowaczyński – Orzechowski postawili na konfrontację postaw i idei obecnych reprezentantów trzech zaborów. W centrum uwagi jest bohater obcy – przybyły z Prus na krótką kanikułę, spieszący na manewry floty morskiej, Jego Książęca Mość Otto XXIX, panujący książę Gelsenkirchen-Recklingshausen z młodszej linii. I tak zebrani na letnisku Polacy postanowili wybawić Ojczyznę knując spisek damsko – męski. Pomysłodawca, zapatrzony na Zachód – radca Rakuzki (Mirosław Krawczyk) ze wspierającą go żoną (Maria Mielnikow-Krawczyk) – z Galicji - chcą podstawić księciu uroczą panią Karpińską, zwaną Lalą, bo, jak mówi: „W rękach kobiet, że tak powiem, leżą losy tak narodów, jako też i ludów...” Może wtedy wpływowy Książę porozmawia z kim trzeba w salonach i Polska odzyska wolność.
Rakuzki z Lolem Karpińskim, mężem Lali, rodem z Rumunii, planują przebieg zdarzeń, wychodząc z założenia, że (…)” na ołtarzu dobra publicznego... Czasem należy nam dużo, dużo poświęcić z siebie dla rodaków... dla dobra rodaków.”(…) Karpiński wprawdzie wyraża wątpliwość, że: „Może nawet wszystko, ale nie żonę...”, ale na wszystko się godzi, wykazując bezwolność, a w dalszym przebiegu akcji niezgulstwo i gapowatość. Rakuzki zapędza się w umilaniu się do zaborcy „Myśmy z rąk Germanii macierzy wszystko dostali! I chrzest, uważasz pan i koronę królewską Bolesławów, i tytuły hrabiowskie, panie, konstytucję! sejm..”.
Do akcji wkraczają panie. Intryga postępuje, trwają plotki, pogaduszki o zakupach w gdańskich sklepach u Bergsteina i Adelsztajna, o cenach i modzie. Zgodnie pada stwierdzenie, że pani Karpińska to najlepszy kąsek dla księcia, bo (…) „jest pięknością i egzotyczną, i tak aktualną. I dlatego ma modne ciało, że tego ciała jest mało”.
Z pasją odtwarzał slang językowy czasów przeszłych
Ale misternie planowana intryga kończy się wielką klapą, w paradę wchodzi malarz futurysta, ekspresjonista i prymitywista Ziutek Kiełb z Paryża (Piotr Chys), którego za wszelką cenę, początkowo bezskutecznie, pragnie odciągnąć matka, pani Kiełbina z Ojran na Litwie (Wanda Neumann). Ale nie to jest najgorsze. Książę bowiem – jak się okazuje – nie gustuje w modnych kobietach – „wykałaczkach”, a i nowy kostium kąpielowy, specjalnie kupiony na tę okazję, nie przypada mu do gustu. Wszystko odwraca się w innym kierunku, Książę zachwyca się warszawiankami - pulchną kobiecą figurą i umiejętnościami pływackimi, za które zdobyła mistrzostwo w Ostendze, panią Śledzińską (Małgorzata Oracz). Idzie następnie na partię tenisa z panią Linowską, która wygrała zawody w Baden - Baden (Marzena Nieczuja-Urbańska). Państwo Karpińscy w popłochu wyjeżdżają do Warszawy. A Ziutek maluje modny – nieudaczny portret – bohomaz księcia co chwila mieszając towarzyskie szyki.
W przedstawieniu dużo się dzieje, ale najistotniejsze jest, jak o tym mówi dramaturg, jakie słowa wkłada w usta poszczególnych bohaterów. Bo cały smak tego scenicznego dzieła zawiera się w języku. Nowaczyński znany był z rozmiłowania w realiach. Z pasją odtwarzał slang językowy czasów przeszłych. Z mistrzostwem stylizował mowę. W sfingowanym auto wywiadzie przypisywał sobie zasługę odtworzenia „autentycznych dziesięciu polskich języków” i zarozumiale stwierdził: „Mam wrażenie, że moi współcześni jeszcze się na tym nie poznali (…) Za lat mniej więcej 25 lub 30, kiedy mnie jako autora dramatycznego odkryją, dopiero wtedy znajdzie polska elita intelektualna zmysł i smak dla tych galwanizacyj językowych (…)”
Wanda Neumann jako Kiełbina – wielka sceniczna kreacja. Piotr Biedroń jako Książę – wspaniały debiut
Ten językowy mimetyzm obecny w komedii Nowaczyńskiego stanowi dla aktorów wielkie wyzwanie. Od tego, czy udało im się sprostać zadaniu zależy odbiór postaci i czytelności całego przedstawienia. Spektakl powinien być zabawą słowną, igraszką dającą wykonawcom i odbiorcom wiele przyjemności. Udział w spektaklu Wandy Naumann podkreślić trzeba w sposób szczególny. Ona jedna z obecnego zespołu występowała przed laty w „Cyganerii warszawskiej”. Neumann grając panią Kiełbinę z Ojran na Litwie stworzyła wielką sceniczną kreację. Wczuła się w postać jej powierzoną, jest ciepłą litewską matką, taką, co to życie dla swojego jedynaka, Ziutka, nasączonego już wprawdzie Paryżem, ale „wykapanego Kiełba”, by oddała. Mówi z litewska, z prześlicznym, ciepłym wschodnim zaśpiewem. Każdej jej słowo jest czytelne, każda fraza jasna. Równie adekwatnie do roli się porusza, tworzy postać pełną i wyrazistą.
W roli J. Książęcej Mości, Otto XXIX wystąpił Piotr Biedroń, tegoroczny absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, od końca maja tego roku zatrudniony w zespole Teatru Wybrzeże na etacie. Młodziutki aktor powiedział nam tuż przed premierą:
- Urzekają mnie u Nowaczyńskiego typy ludzkie. Oglądałem zdjęcia z tamtej epoki, żeby zobaczyć, jakie były normy. Spacerowałem wczoraj po plaży w Sopocie, wnikliwie obserwowałem i stwierdziłem, że charaktery ludzkie się nie zmieniły. Słuchałem, co i jak mówią i wyobrażałem sobie, że jestem księciem. Takie same są, jak u Nowaczyńskiego, kobiety, pokazują się w modnych kostiumach. Mężczyźni – opaleni, muskularni, pływacy, słyszałem, że ktoś idzie grać w tenisa. Budując rolę bardziej starałem się skupić na dniu dzisiejszym. Bo czyż nie ma teraz postaci, które dużo mogą i czyż ludzie się do nich nie przymilają?
Piotr Biedroń stworzył postać pełną, dopracowaną w każdym szczególe - językowym i pod względem ruchu. Jako Książę jest elegancki, kulturalny, wytworny, dystyngowany i otwarty na ludzi i nowe trendy w sztuce. Jednocześnie wyniosły i zadufany w sobie. Wielbiący i szanujący kobiety - nie tylko za urodę, ale i wymierne sukcesy sportowe. W sposób wyrafinowany uprzejmy, stara się rozmawiać po polsku - z potknięciami, lecz z wdziękiem. Mężczyzn traktuje stosownie do ich pozycji, nierzadko z lekceważeniem, na co oni, w uniżoności, sypiąc pochlebstwami, nie zwracają uwagi. Debiut ze wszech miar udany, z pewnością w niejednej znakomitej roli go wkrótce zobaczymy.
Chwila refleksji nad tworzącą się na naszych oczach wspólnotą europejską, nad nową Europą
Katarzyna Kaźmierczak (Pani Karpińska – Lala) grała, jak mogła, ciałem, ale jej artykulacja zbyt głośna i monotonna, nie zawsze potrafiła wydobyć smaki z powierzonych słów. Wspaniałe były panie: Marzena Nieczuja-Urbańska (Pani Linowska) - uwodzicielska, przystojna i Małgorzata Oracz (Pani Śledzińska) – pulchniutka, apetyczna, zadowolona z życia kobietka. Postać suchą, wyrachowaną i ograniczoną stworzyła Maria Mielnikow-Krawczyk (Pani Rakuzka z Galicji).
Ziętek Kiełb (Piotr Chys) jest – jak chciał Nowaczyński – nonszalancki i bezczelny, rozchełstany, pewny siebie i mający wszystkich i wszystko za nic, lekceważy również Księcia i kobiety. Świetnie – również językowo - wcielił się w rolę Rakuzkiego Mirosław Krawczyk. Niedużą rolę Prezesa Karasińskiego z Poznania, eleganckiego pana starej daty z zasadami, stworzył, mistrzowsko, Andrzej Nowiński, artysta, który w dniu premiery obchodził 50 lecie pracy twórczej. Gratulujemy! Panowie Zbigniew Olszewski (Graf Von Hutten-Paradowsky i kapitan a' la suis) oraz Jarosław Tyrański (Von Witzewitz, Adiutant Księcia) umiejętnie iż wyczuciem zagrali otoczenie Księcia. Ewa Jendrzejewska (Olga Symchówna Wasserbauch z Grodna) zbudowała postać zatopioną w filozofii, nostalgiczną, poprawnie. Robert Ninkiewicz (Stieńka Abramowicz Papkind z Białegostoku) okazał się zbyt toporny i krzykliwy, nie mógł zachwycić. Maciej Szemiel (Kelner Golonke z Kaszub) wykonywał i powtarzał te same ruchy mechanicznie.
Reżyser Adam Orzechowski przed premierą powiedział: „Udało się Nowaczyńskiemu wykreować sopocką wieżę Babel, tygiel multikulturowy, który pozwala na chwilę refleksji nad tworzącą się na naszych oczach wspólnotą europejską, nad nową Europą." W spektaklu
zachował wierność tekstowi, tylko nieznacznie go skrócił i bardzo dobrze. Pozwolił aktorom wygrać się stosownie do talentu i możliwości. Wprowadził parę zabiegów własnych, na przykład: kazał pani Karpińskiej zepchnąć nogą Księcia z pomostu (sic! – nawet dziś byłoby to w kulturalnym towarzystwie wielce niestosowne). Dopisał słowo „dupa”. Kazał pani Linowskiej wrzeszczeć, gdy książę poprosił ją o zagranie partii tenisa z nim, mówiąc: „Niech mi pani zrobi jedną wielką laskę…Niebywałą przyjemność! Niech mi pani nie odmówi, tego!. Ponadto kazał Kelnerowi zbyt wiele razy powtórzyć – tam, gdzie już ich nie było - słowa „Ze względów higienicznych uprasza się o nieplucie na podłogę!, co było niesmaczne. Dobrym pomysłem było wyposażenie pani Kiełbiny w kijki do chodzenia. A w czasie przedstawienia i na zakończenie puścił w ruch kolorowe bączki – symbole polskiej prezydencji w Unii Europejskiej.
Scenografia Magdaleny Gajewskiej umowna, prosta, czytelna, sympatyczna. Kostiumy pań – eleganckie, stosowne do środowisk, z których się wywodzą. Panów ubrano równie adekwatnie do powierzonych im ról. Dobrze dobrana muzyka – jako tło, cichutko, dopełnia całości.
Wybranie się Willkommen to Zoppot” gorąco polecam! Przedstawienie warte obejrzenia, starannego wysłuchania i przemyślenia.
* * *
Adolf Nowaczyński
WILLKOMMEN W ZOPPOTACH
Reżyseria: Adam Orzechowski
Scenografia: Magdalena Gajewska
Opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk
Występują: Ewa Jendrzejewska (Olga Symchówna Wasserbauch z Grodna), Katarzyna Kaźmierczak (Pani Karpińska), Maria Mielnikow-Krawczyk (Pani Rakuzka z Galicji), Wanda Neumann (Pani Kiełbina z Ojran na Litwie), Marzena Nieczuja-Urbańska (Pani Linowska) , Małgorzata Oracz (Pani Śledzińska). Piotr Biedroń (J. Książęca Mość Otto XXIX, panujący książę Gelsenkirchen-Recklingshausen, młodsza linia), Piotr Chys (Ziutek Kiełb Z Paryża), Mirosław Krawczyk (Radca Habdank-Rakuzki), Piotr Łukawski (Lolo Karpiński), Robert Ninkiewicz (Stieńka Abramowicz Papkind z Białegostoku), Andrzej Nowiński (Prezes Karasiński z Poznania), Zbigniew Olszewski (Graf Von Hutten-Paradowsky, kapitan a' la suis), Maciej Szemiel (Kelner Golonke), Jarosław Tyrański (Von Witzewitz, Adiutant Księcia).
Premiera: 1 lipca 2011 na Scenie Kameralnej w Sopocie
Kolejne spektakle: 2, 3, 6, 7 lipca
Komedia w trzech aktach „Było to nad Bałtykiem” Adolfa Nowaczyńskiego została napisana i opublikowana w roku 1914 i wystawiona dwa lata później w Teatrze Polskim w Kijowie.
„Willkommen to Zoppot” Adolfa Nowaczyńskiego na Scenie Kameralnej w Sopocie
SOPOT. Na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie, Adam Orzechowski wystawił komedię Adolfa Nowaczyńskiego (1876-1944) „Było to nad Bałtykiem” nadając jej nowy tytuł „Willkommen w Zoppotach”. Galeria typów – doborowa. Czyż tak wiele od tamtych czasów się zmieniło? Pomysł, by myśli - niemal zapomnianego autora - na nowo poddać pod rozwagę, nadzwyczajny.
- 06.07.2011 00:00 (aktualizacja 07.07.2023 00:08)

Reklama
Napisz komentarz
Komentarze