Rozmowa z Andrzejem Tarankiem, artystą grafikiem, o jego ekspozycji "Okruchy zebrane" w Domu Uphagena
- Spotykamy się w Gdańsku od lat gdzie aktualnie prowadzone są prace archeologiczne, widzieliśmy się przy powstającej Trasie Słowackiego. W ręku trzymasz szkicownik, ołówek, oglądasz przekopaną ziemię i gruzy.
- Pasje poszukiwawcze towarzyszą mi od dzieciństwa. Mieszkaliśmy w ciekawym miejscu, to zbieg ulicy Wielopole i Wiślnej, która ciągnęła się od Nowego Portu do ujścia potoku Strzyży, mostu na Ostrów i stoczni. Pamiętam otaczający nas szary świat, ale okolice portu, gdzie wciąż pojawiały się nowe statki różnych bander i marynarze różnych narodowości miały swój koloryt, czasami bardzo egzotyczny. Przywożono w tamte okolice, z odbudowywanego Gdańska, gruz i wysypywano na pola, wypełniano leje po bombach. To było nasze Eldorado, a odnalezione tam przedmioty były dla nas autentycznymi skarbami. Rodzice w 1945 roku przyjechali do Gdańska i myślę nie zapuścili tu bardzo głęboko korzeni, ja się tu urodziłem i czuję się gdańszczaninem.
- Ciekawe rzeczy się znajdywało?
- Dla przybyszów z różnych stron Polski wszystko w Gdańsku było obce, nowe. Wynajdywałem i kolekcjonowałem z pasją, jak inni znaczki pocztowe, fragmenty porcelany ze znakami firmowymi manufaktur z krajów Europy, Azji, Ameryki. Pamiętam miejscowych - nie byli Niemcami, ani Polakami, natomiast mówili; "Ich bin Danziger". Należała do nich mieszkająca niedaleko nas pani Piochowa, która przynosiła mi do obejrzenia pocztówki z widokami przedwojennego Gdańska, a mamie, zapakowane w firmowy papier z
napisami po niemiecku, szpulki nici.
Wiele lat późnie, niezależnie od studiów artystycznych w Akademii Sztuk Pięknych, poznawałem historię miasta i sztukę dawnych gdańskich mistrzów, szukałem miejsc, które przed wiekami odzwierciedlali. Konfrontowałem wiedzę z tym, co w Gdańsku odnajdywałem. Nazwałem te światy pomostami, przedstawiam je w rysunkach i grafice. A zbiór przedmiotów, który zgromadziłem, pomaga mi zrozumieć łączność pomiędzy przeszłością, a czasami współczesnymi. Gdańsk się rozwija, przestrzenie wpisane w charakterystykę miasta, jego obraz, jak Stocznia Gdańska, Wyspa Spichrzów, Hala Targowa i inne zakątki, z roku na rok zmieniają oblicze i wiele z tego, co nas otaczało przez lata, odchodzi.
- Twoje grafiki i rysunki mają wartość artystyczną i dokumentacyjną.
- Utrwaliłem na przykład odkryte w podziemiach Hali Targowej fundamenty romańskiej rotundy kościoła, poszukiwanego w Gdańsku od wielu lat. Przy ulicy Sienna Grobla piętnaście lat temu była jeszcze fabryka konserw rybnych, w szkicu przedstawiam zabudowania i - wcale mi to się nie przyśniło - kilkadziesiąt przebywających tam zwabionych odpadami rybnymi kotów. Każdy rysunek powstał na miejscu, bez poprawek i uzupełnień w pracowni. A drobne potknięcia warsztatowe humanizują je, zwiększają ich autentyzm. Czasami rysuję nocą, obiekty oświetla księżyc i uliczne latarnie. W takiej scenerii pokazałem Śluzę Czterech Dziewic opodal Bramy Nizinnej, czy ocalałe, czynne jeszcze w latach osiemdziesiątych, spichrze przy ulicy Chmielnej. Wiele osób zwiedzających wystawę pytało gdzie znajdowały się zabudowania widoczne na rysunku - to kompleks kamienic przy ulicy Jana z Kolna i budynki przy ul. Wiosny Ludów nad Motławą. Kolejny rysunek przedstawia XVIII wieczny dom z charakterystyczną werandą, stał w Nowym Porcie i znałem go od dzieciństwa. Wiele czasu spędziłem na terenie Stoczni Gdańskiej, rysując zmieniający się krajobraz. Architektura przemysłowa stoczni, to może niezbyt atrakcyjny temat, jednak intrygujący i bardzo ważny dla pejzażu Gdańska.
Nie jestem naukowcem ani dokumentalistą, do tego potrzebny jest inny warsztat, tworzę osobiste impresje zmieniającego się miejskiego krajobrazu, chociaż dzisiaj mam świadomość, że wiele z tych prac nabrało takiego waloru. Na wystawie znalazł się zaledwie wycinek tego, co na przestrzeni lat wykonałem i zdaję sobie sprawę, że z czasem całość kolekcji nabierać będzie mocy i wartości, także dokumentalnej.
- Gabloty wypełniłeś, zbieranymi od wielu lat przedmiotami.
- Podobne gliniane fajki zobaczyć można na XVII wiecznych obrazach mistrzów holenderskich. Przedmioty te, a obecnie ich fragmenty, pochodziły z krajów północnej i zachodniej Europy. Na ułamku ceramiki widać postacie, na jednym zachował się cały wizerunek człowieka palącego taką fajkę. Chciałoby się wiedzieć przy czyich płaszczach były te guziki. A oto pieczęcie, którymi opatrzone były butelki z alkoholem, na niektórych są XVIII wieczne odciski znaków firmowych, manufaktur produkujących likiery w Londynie. Na okruchu jednego z kafli zachowała się data 1741 rok. Nigdy nie chodziłem z łopatą i nie kopałem, miałem tylko szkicownik, kredkę, czasami jakiś patyk, którym, gdy coś zwróciło moją uwagę, delikatnie wyłuskiwałem z ziemi. Tak trafiłem na butelkę, która liczy może dwieście lat, przebarwiona, jakby była z metalu, ale to szkło, w którym zachodziły reakcje chemiczne. Długo zastanawiałem się do czego służyła wypukła porcelanowa plakieta z napisem, okazało się, że widnieje na niej nazwę gatunku gruszy w języku niemieckim. Być może używał jej sprzedający drzewka ogrodnik, albo znajdowała się w sklepie warzywno - owocowym.
- Rysunki utrwalają krajobraz i budowle, w grafikach przetwarzasz świat, budujesz fabularną, fantastyczną opowieść o historii miasta, ludziach, marzeniach.
- Lubię prowadzić rozmowy z dawnymi gdańskimi mistrzami, na przykład z Johannem Carlem Schultzem, dlatego umieściłem jego XIX wieczną panoramę Gdańska z widokiem na kościół św. Trójcy i swoje przedstawienie tego samego fragmentu budowli, ale ponad sto pięćdziesiąt lat później. Pracując nad grafikami pozwalam wyobraźni na dużą swobodę, tak jak w akwaforcie zatytułowanej "Porwanie Europy", gdzie na tle panoramy Gdańska, w powietrzu unosi się archaiczny zeppelin, który linami próbuje osaczyć kościół Mariacki, w jakim celu, kto wie?
Zdjęcia z wernisażu oraz skany prac Andrzeja Taranka udostępnił Oddział Muzeum Historycznego Miasta Gdańsk Dom Uphagena – Muzeum Wnętrz Mieszczańskich Muzeum.
Napisz komentarz
Komentarze