Zespół Ajagore koncertami w Tczewie i Gdyni promował nową płytę „Zimowe sny” z wierszami znanego i cenionego poety, publicysty, regionalisty i wydawcy Romana Landowskiego. Jednak jeszcze przed nagraniem płyty, część materiału była prezentowana na wielu koncertach. Także za granicą. Już rok temu Ajagore był na festiwalu polskiej kultury w Cork (Irlandia), a teraz w Monachium (Niemcy). Takie było zamierzenie zespołu, aby jak najszybciej promować Landowskiego i Tczew przed jubileuszem 750-lecia miasta.
Dłuuugi skok
Z Tczewa na Ukrainę, w okolice Odessy nad Morzem Czarnym daleka droga. Tylko do Przemyśla mamy jakieś 600 km. A za Bugiem od razu przygody.
- Dziewięć razy byliśmy zatrzymywani przez ukraińską milicję – mówi Leszek Barwik, menedżer zespołu. – Za pierwszym razem zapłaciliśmy mandat. Potem milicja próbowała nam wlepić mandat za wykroczenia, których nie popełniliśmy. Udawali, że nie rozumieją języka polskiego. Michał wymyślił patent: „Jedziemy na duży koncert w Odessie, na oficjalne zaproszenie. Proszę podać numery służbowe i dzwonimy do... konsula”. Obywało się już bez mandatów.
- Zaskoczyły nas ogromne przestrzenie – dodaje gitarzysta Maciej Kortas. - Jedziesz, jedziesz i wciąż widzisz pola, pola, pola. Nie bez powodu nazywano Ukrainę spichlerzem Europy. Ogromne, żyzne ziemie, bez kresu.
- Za to, zarówno na Ukrainie i w Mołdawii, stan dróg fatalny – uważa basista Sławomir Kornas. - Dopiero w Rumunii i potem na Węgrzech jest możliwość normalnej jazdy samochodem.
„Krewetkowe” czipsy
- Bardzo nam zależało być w Odessie – opowiada L. Barwik. - Mamy zdjęcie przed wjazdem do miasta przy znaku „Odessa - gorod gieroj”. Spaliśmy w ośrodku wypoczynkowym w pobliżu Odessy... jakieś 20 m od morza. Morze Czarne jest czarne... w nocy, ale rzeczywiście ma inny kolor niż Bałtyk. Są inne uwarunkowania, większe zasolenie.
- Zamiast np. czipsów, je się tam krewetki i inne specjały – wyjaśnia Sławomir Kornas. - Najbardziej popularną potrawą Ukrainy jest tzw. kartoszka z mięsem, czyli smażone kartofle z dużą ilością mięsa, cebuli i czosnku. W Rumunii z kolei bardzo dobra i pyszna jest mamałyga, znana również w Polsce.
- Miłym zaskoczeniem były przydrożne, z pozoru obskurne, bary i zajazdy – relacjonuje perkusista Michał Szczeblewski. – Jedzenie tanie, do tego smaczne i bardzo duże porcje, co w Polsce często się nie zdarza.
Tamtejsze owoce morza, krewetki, wędzone i solone ryby i... kawior są na Ukrainie przysmakiem, jak - nie przymierzając - u nas flądra. A poza tym, np. dwa zł (w przeliczeniu z hrywien) kosztuje paczka papierosów Chesterfield, 8 zł butelka Smirnoffa. Raj dla turystów. W Rumunii ceny podobne lub ciut niższe niż w Polsce. Rumuńska waluta (lei) to 1 do 1 w stosunku do złotówki.
Dziurawo i ciemno
Oprócz patroli milicyjnych, pograniczników „za skórę zalazła” zespołowi infrastruktura.
- Na Ukrainie i w Mołdawii drogi są dziurawe i nieoświetlone – podkreśla Leszek Barwik. – Tym co się tam wybierają, proponuję nie jechać nocą albo z małą prędkością. Ciemności wynikają raczej z braku światła niż oszczędzania. GPS w tych dwóch krajach nie zdawał egzaminu. Być może to działa w dużych miastach. Po tym wypadzie, nie wyobrażamy sobie organizacji Euro 2012 na Ukrainie. Od Hrebennego, na granicy polsko-ukraińskiej, do miasta Uman (Humań, 600 km), gdzie droga krajowa wpada w jedyną na Ukrainie autostradę, droga jest w tragicznym stanie. Na całym odcinku nie było robót drogowych, objazdu. Nie działo się nic.
Zaginiony rodak
Jadąc do Mołdawii zespół musiał nadłożyć drogi. Nie wpuszczono muzyków do Naddniestrza (2 września 1990 r. ogłosiło ono deklarację niepodległości jako Naddniestrzańska Republika Mołdawska ze stolicą w Tyraspolu. Uznawana jedynie przez... Abchazję i Osetię Południową. Nadniestrze to pas ziemi o długości ok. 200 km i średniej szerokości ok. 12-15 km – przyp. red.).
- To niebezpieczny region świata – mówi L. Barwik. - Niektórzy jak tam wjadą, już nie wracają. Mąż pewnej tczewianki wjechał tam dwa lata temu i od tej pory wszelki słuch o nim zaginął. Możemy mówić o bardzo dużym szczęściu, że tam nie wjechaliśmy. Naddniestrze jest fikcyjną republiką. Według mapy oraz pograniczników ukraińskich i mołdawskich jest to teren Mołdawii. Podobnie jak inni, bazując na mapie, chcieliśmy jechać tą główną drogą z Odessy na Mołdawię. Za przejazd przez Naddniestrze należało zapłacić według taryfikatora celnika 36 dolarów. Zrezygnowaliśmy z tego pomysłu.
Cyrk z granicami
- Wyjeżdżając z przejścia granicznego z Naddniestrza, musieliśmy po kilkuset metrach wjechać z powrotem na teren Ukrainy... i po raz enty wypełnić tak zwaną bumagę, chociaż byliśmy tam przed 15 minutami – wyjaśnia L. Barwik. - Tam spotkaliśmy celniczkę, która ku naszemu zaskoczeniu bardzo przyjaźnie się do nas odniosła, bo miała polskie korzenie. Wytłumaczyła nam jakim przejściem granicznym najlepiej przejechać, żeby nie mieć problemów i dotrzeć do Mołdawii. No i zrobiło się ciekawie... Przejeżdżając 50 km pasa nadgranicznego, trzy razy pokonywaliśmy granicę ukraińsko-mołdawską. Dość kręta droga zahaczała raz o mały skrawek Ukrainy, raz Mołdawii. W końcu do tej rzeczywistej Mołdawii wjechaliśmy. Kiszyniów, mijany późnym wieczorem, pozytywne nas zaskoczył. Duże i bardzo ładne miasto.
Bierzemy na stopa
- Pomijając mundurowych, spotykaliśmy ludzi bardzo pozytywnie do nas nastawionych – kontynuuje L. Barwik. - Na Ukrainie powieźliśmy kobietę, która nie obawiała się wsiąść do busa z 6 mężczyznami. Wjeżdżając do Rumunii o północy, podwieźliśmy matkę z córką, bo miały autobus o... 6 rano. Na Ukrainie... skończyły nam się hrywny. Na terenie kompleksu wypoczynkowego, w jednym ze sklepików „chcieliśmy” cokolwiek nabyć... za złotówki. Pani - może dlatego, że wiedziała skąd jesteśmy i po co tu przyjechaliśmy - wyciągnęła z kasy sto hrywien i powiedziała, że jak wymienimy pieniądze, to możemy jej oddać. Zaufała zupełnie obcym facetom. Na Zachodzie Europy to by się nie zdarzyło. Spotkaliśmy ludzi różnych nacji, np. Azerów, Uzbeków. W Suczawie w Domu Polskim (sala widowiskowa stara, ale np. profesjonalnie przygotowane nagłośnienie) było na koncercie ok. 300 osób. A tak przy okazji, mołdawski jest zbliżony do języka rumuńskiego.
W domu najlepiej
Na granicy rumuńskiej była luźniejsza kontrola, bez wypełniania formularzy. Wszak Rumunia jest w Europie (w Unii, ale nie w Schengen). Od granicy mołdawskiej przez Rumunię do Nygeryhaza na Węgrzech Ajagore jechało drogą krajową pamiętającą Causescu. Biegnie przez piękne Karpaty.
- Przez Węgry tylko przejechaliśmy, więc nie mogliśmy stwierdzić, czy ma słuszność powiedzenie: Polak Węgier dwa bratanki... – żartuje Leszek Barwik. – Nie ukrywam, że była ulga, jak wjechaliśmy do Polski. Koniec granic, żadnych świstków i formularzy.
W gościnie u partnerów
Iljiczowsk to miasto partnerskie Tczewa na Ukrainie, a Owidiopol partner powiatu tczewskiego. Dzięki pomocy Wydziału Promocji Starostwa Powiatowego i Wydziału Promocji Urzędu Miejskiego Ajagore nawiązało kontakty z tymi partnerami na Wschodzie. Na Ukrainie i w Rumunii, po koncertach muzycy rozdawali płyty, materiały i gadżety promocyjne miasta i starostwa.
- Skok do Suczawy, pierwszej stolicy Mołdawii, to była już nasza prywatna inicjatywa – tłumaczy Leszek Barwik. – Od samego początku, w naszym zamierzeniu, płyta „Zimowe sny” miała służyć promocji Tczewa, Kociewia i poezji Romana Landowskiego. Więc na długo przed przyszłorocznym wielkim jubileuszem 750-lecia grodu nad Wisłą ludzie zarówno w Polsce, jak i za granicą dowiadują się, że Tczew istnieje na mapie i warto tu zajrzeć. Temu też służy nasze Kociewskie Stowarzyszenie Kulturalne „Fyrtel”. W planach mamy odwiedzenie wszystkich miast partnerskich Tczewa. Myślimy o Kursku.
Reklama
Milicja zatrzymywała ich dziewięć razy...
POMORZE/Tczew. Zespół Ajagore na koncertach na Ukrainie i w Rumunii. 12 dni w trasie, trzy koncerty, tysiące kilometrów, mnóstwo wrażeń, serdeczni ludzie, „zmagania” z milicją i stanem dróg.
- 28.11.2009 00:00 (aktualizacja 05.08.2023 16:05)
Napisz komentarz
Komentarze