Rozmowa z Michałem Milowiczem
Kompozytor, piosenkarz, aktor. Widzieliśmy go między innymi w „Chłopaki nie płaczą”, „Sztos”, „Poranek kojota”, w „Młodych wilkach”, „Kilerów-2”. Zagrał również w serialach „Na dobre i na złe”, „Klan”. „Lokatorzy” i „ Sąsiedzi”. Ostatnio mogliśmy zobaczyć go w programie „Gwiazdy tańczą na lodzie”.
- Z czym przede wszystkim kojarzą się panu święta?
- Oprócz wspaniałych tradycji i spotkań z rodziną, to taki czas, kiedy można pomyśleć spokojnie o tym co się stało, o tym co dobrego, a co złego wydarzyło się przez cały rok.
- A choinka i prezenty?
- Prezenty w moim rodzinnym domu były tylko drobnym dodatkiem do świąt. Najwspanialszym prezentem jednak jest to, że, mogę razem usiąść przy stole, pogadać i pośpiewać z najbliższymi
- Lubicie śpiewać kolędy?
- Tak, to bardzo ważna część Wigilii. Cała rodzina jest muzykalna. Pamiętam jak mama nuciła mi piosenki Elvisa Presleya, chociaż nie jest i nigdy nie była związana z branżą muzyczną. To właśnie dlatego pokochałem jego piosenki już w kołysce. Kiedy trochę podrosłem koniecznie chciałem mieć gitarę, tak jak on. Dostałem ją w prezencie, gdy miałem trzynaście lat i sam nauczyłem się na niej już grać. Później przy ogniskach, śpiewałem „ Love me tender”.
- Co sprawiło, że wybrał pan zawód aktora?
- Z jednej strony był to przypadek, a z drugiej całkiem świadomy wybór. Odkąd sięgam pamięcią zawsze występowałem publicznie. Miałem chyba trzy lata, gdy dałem pierwszy występ dla przyjaciół moich rodziców. W przedszkolu zawsze brałem udział w przedstawieniach. Wprost uwielbiałem przebierać się za górala, za Zorro czy czarnoksiężnika.
- Od kiedy pana zaczęto rozpoznawać na ulicy?
- Od występu w „ Metrze”. Natomiast od czasu, gdy zagrałem Bolca w „Chłopaki nie płaczą”, a później Cezarego w „Lokatorach” moja rozpoznawalność wzrosła jeszcze bardziej.
- Jak trafił pan do „ Metra”?
- Na pierwszym roku studiów na AWF-ie, przeczytałem w prasie ogłoszenie o naborze młodych artystów do musicalu „ Metro”. Pomyślałem, że to dla mnie wielka szansa i bez wahania zgłosiłem się na przesłuchanie. Zostałem przyjęty do zespołu. Praca nad musicalem pochłonęła mnie bez reszty. Wielką przygodą była dla mnie podróż do USA i występy na deskach Broadwayu. To było niesamowite przeżycie orkiestra amerykańska grała nasz hymn, a my mieliśmy w oczach łzy wzruszenia.
- Uprawiał pan sport?
- Tak zaczęło się od tego, że jako trzynastolatek trafiłem do szkoły sportowej. Chciałem się ścigać i bić rekordy. Później zostałem nawet sprinterem w kadrze narodowej juniorów. Nieobcy jest mi także kick boxing i karate. Sześć lat temu uzyskałem międzynarodową licencje ringer anonsera czyli osoby zapowiadającej wielkie gale bokserskie. To było kolejne wyzwanie, któremu towarzyszył duży stres. Bardzo przydatne okazało się moje sceniczne doświadczenie. Zapowiadając bokserskie walki, nabrałem większej pewności siebie, nauczyłem się panować nad emocjami tłumu. A nie jest to łatwe, bo nigdy nie można przewidzieć reakcji kibiców.
- Skąd u pana wzięły się takie zainteresowania?
- Kiedyś w szkole starszy i silniejszy ode mnie chłopak, chciał mi pokazać chwyt i mocno mnie poturbował, gdy zbolały podniosłem się z ziemi postanowiłem, że będę trenował sporty walki. Po maturze zdecydowałem się studiować na Akademii Wychowania Fizycznego. Traktowałem to jako etap przejściowy, bo marzyłem o tym, żeby zostać jednym ze studentów szkoły teatralnej.
- Czy zastanawiał się pan dlaczego podoba się kobietom?
- Na pewno sporo zawdzięczam tak zwanej magii ekranu, a poza tym być może mam w sobie „to coś”.
- Popularność nie doskwiera?
- Owszem czasem doskwiera. Gdy po przedstawieniach wychodziłem z teatru, ścierałem z maski samochodu napisy w stylu „Kocham cię Misiu” czy „Szaleję za Tobą”. Otrzymuję tak dużo listów, że nie nadążam odpisywać. Byłoby kokieterią mówić, że popularność nie sprawia przyjemności. Zwłaszcza wtedy, gdy wychodzę z domu i zamiast ponurych twarzy widzę ludzi, którzy uśmiechają się do mnie.
Reklama
Przypadek i świadomy wybór
GDAŃSK. Pamiętam jak mama nuciła mi piosenki Elvisa Presleya, chociaż nie jest i nigdy nie była związana z branżą muzyczną. To właśnie dlatego pokochałem jego piosenki już w kołysce. Kiedy trochę podrosłem koniecznie chciałem mieć gitarę, tak jak on - mówi znany aktor Michał Milowicz.
- 26.12.2008 20:50 (aktualizacja 05.08.2023 02:56)
Napisz komentarz
Komentarze