- Kandyduje pan z do Sejmu z pierwszego miejsca gdańskiej listy Lewicy i Demokratów – koalicji, która łączy ludzi o różnych rodowodach i poglądach. W jaki sposób chce pan jednak połączyć wyborców – przekonać np. sympatyków lewicy do oddania głosu na kandydata pochodzącego z Partii Demokratycznej?
- Przekonać wyborców do oddania głosu na kandydatów Lewicy i Demokratów ma właśnie to, że osoby wywodzące się z tak różnych środowisk potrafiły się porozumieć, podjąć decyzję o tym, że będą razem współpracować. A zrobiliśmy to przecież nie dla siebie – tylko dla dobra naszego kraju. I właśnie ta odwaga – której wymagało podjęcie takiej decyzji – gwarantuje też że będziemy odważni przy podejmowaniu innych decyzji – czasem trudnych, czasem łatwiejszych, ale na pewno zawsze podejmowanych z odpowiedzialnością za państwo. Decyzji w sprawach najważniejszych dla Polaków. I myślę że każdy, kto jest w stanie – bez politycznej złości – popatrzeć na polską scenę polityczną oceni nas pozytywnie.
- W jaki sposób zamierza pan walczyć z bardzo silnymi kontrkandydatami, takimi jak Maciej Płażyński, czy Sławomir Nowak? W sondażu przeprowadzonym na zlecenie „Rzeczpospolitej” z 9 proc. poparciem osiągnął pan dopiero trzeci wynik plasując się daleko za wymienionymi politykami Platformy i PiS.
- Tyle tylko, że ja na razie nie prowadziłem żadnej kampanii wyborczej. Na każdym kroku otrzymuję jednak dowody sympatii i poparcia – ludzie, których spotykam przy różnych okazjach patrzą na mnie, czy też na cały komitet Lewicy i Demokratów bardzo pozytywnie. Moja przeszłość nie zawiera żadnych dziwnych zdarzeń które byłyby powodem do wstydu, a to dziś w polityce rzadkość i tym samym mój atut. W swojej kampanii będę chciał przede wszystkim przekazać jak największej liczbie wyborców informację, że w ogóle startuję. Ważne jest również to, że niezależnie od tego gdzie się znajduję, to moje poglądy – i wszystkie zasady którymi się w życiu kieruję – pozostają niezmienne. Zabieram je ze sobą. I myślę, że całe moje życie, cała moja historia pozwala zaprezentować siebie jako gwaranta marszu w kierunku w którym polscy politycy powinni właśnie podążać. Chodzi o to, by polityka nie kojarzyła się tylko z ciągłą bijatyką – a raczej z odpowiedzialnością i zwyczajną, ciężką pracą. O moich kontrkandydatach startujących z konkurencyjnych list na pewno nie będę się wypowiadał źle. Szanuję tych ludzi. Nie dyskredytuje ich to, że startują z list Platformy, czy PiS – tak samo jak mnie nie dyskredytuje fakt, że staruje z listy LiD. Autorytet poszczególnych kandydatów, to czym mogą się pochwalić, jest chyba dla wyborców istotny. I dlatego liczę, ze również ja zostanę zauważony.
- Jak na pana kandydowanie zareagowali koledzy z Fundacji Solidarności? Nie mówią: Lis na starość zwariował?
- Nikt tak nie mówi, bo u nas nie ma idiotów. W fundacji pracujemy nad projektami historycznymi – a nie politycznymi. Bo jeżeli mówimy o latach 70 – tych, czy 80 – tych, to rozmawiamy o faktach. A bieżącą politykę odsuwamy na bok.
- Nie spotkał się pan więc z żadnymi negatywnymi komentarzami dotyczącymi podjętej decyzji?
- Nie, ponieważ ci ludzie mnie znają. Znają moje poglądy, wiedzą co myślę i jaki jestem. Działalność publiczną traktuję poważnie. A wyrażenie gotowości do pracy w Sejmie jest kolejnym zobowiązaniem – kosztem swojego czasu wolnego, czy czasu który mógłbym poświęcić rodzinie. Według mnie w parlamencie nie da się pracować na pół gwizdka – bo to od razu widać.
- Na szczeblu ogólnopolskim kampania LiD rozkręca się – i widać, że wszystkie partie wchodzące w skład tej koalicji pracują na wspólny sukces. Jak wygląda natomiast sytuacja w Gdańsku? Współpracujecie, czy „każdy sobie rzepkę skrobie”?
- Nasza współpraca wygląda dobrze. Traktujemy siebie jak jedną drużynę. Tyle tylko, że trzeba mieć świadomość, iż ja będę zabiegać o elektorat potencjalnie bardziej centrowy, a Jarosław Szczukowski, czy Jolanta Banach – o elektorat lewicowy. Chociaż tak naprawdę dzisiaj nie ma w Polsce ścisłego podziału na lewicę i prawicę. Większość polityków chce dobrze dla ludzi, dla służby zdrowia czy gospodarki. Trzeba by być idiotą, żeby wymyślać programy które mają szkodzić. W wyborach chodzi o wybór lepszej wizji. I odrzucenie tej gorszej.
- Mamy dzisiaj do czynienia z pewną logiką kampanii wyborczej. A co po wyborach? Czy LiD nie rozpadnie się? Czy powstanie jeden klub parlamentarny?
- Jestem przekonany, że po wyborach powstanie silny klub Lewicy i Demokratów. Nie po to dochodziliśmy bowiem do pewnego consensusu, aby zaraz to wszystko rozwalać. Poza tym działacze Partii Demokratycznej zawsze dotrzymują zawieranych umów – tacy po prostu jesteśmy. Oczywiście będziemy się spotykać w gronie parlamentarzystów poszczególnych partii. Bo jeżeli dochodzić ma do kompromisu, to przecież nie tylko pomiędzy liderami, ale również pomiędzy szeregowymi członkami partii.
- A wyobraża pan sobie powstanie wielkiej koalicji PiS, PO, LiD i PSL? W poniedziałek z pomysłem takim wystąpił Donald Tusk.
- Nie, nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. Wypowiedź Donalda Tuska odebrałem jako zapowiedź zwrócenia się przez Platformę do wszystkich partii - ale nie po to, aby stworzyć wielką koalicje, ale po to, aby ocenić z którymi partiami koalicję taką można zrobić. Myślę jednak, że Donald Tusk wychodzi przed szereg i znowu dzieli skórę na niedźwiedziu. Poczekajmy na wyniki wyborów. I wtedy będziemy rozmawiać.
- Koalicję LiD z Platformą jest pan jednak w stanie sobie wyobrazić?
- Oczywiście, że tak. Jestem w stanie wyobrazić sobie koalicję z PO czy PSL. Tylko z PiS jakoś tak trudno…
- Jak ocenia pan dotychczasową kampanię wyborczą? Czy LiD nie stał zbyt długo z boku?
- Debata Aleksandra Kwaśniewskiego z Jarosławem Kaczyńskim pokazała, że to Platforma została zepchnięta na bok sceny politycznej. My nie chcemy rywalizować w pyskówkach. A za to oferujemy konkrety. Nasz program „100 konkretów” nie jest patykiem na wodzie pisany. Zawarta w nim została esencja tego, co Polakom jest potrzebne. Gdybyśmy uzyskali takie poparcie, iż po wyborach Lid mógłby samodzielnie tworzyć rząd zapewne zrealizowalibyśmy większą część naszego programu . Jeżeli powstanie rząd koalicyjny z udziałem LiD-u będziemy musieli pójść na kompromis, coś z naszego programu wybrać, a z czegoś zrezygnować. A pójść na kompromis potrafią wszyscy – tylko nie PiS. I dlatego jeżeli nawet partia Jarosława Kaczyńskiego wygra te wybory – to i tak będzie ich wielkim przegranym.
- Wspomniał pan poniedziałkową debatę – kto został jej zwycięzcą?
- Aleksander Kwaśniewski. A to dlatego, że mówił nie tylko do swojego elektoratu – ale również do ludzi niezdecydowanych. Do tych, którzy jeszcze nie wiedzą, czy pójdą na wybory. I z tego punktu widzenia prezydent Kwaśniewski był politykiem bardziej przekonywującym i zachęcającym do oddania głosu na naszą koalicję.
- Może więc kampania LiD powinna być skierowana do tych, którzy nie są zdecydowani wziąć udział w wyborach?
- Oczywiście. Właśnie dlatego nasza kampania nie jest napastliwa. Bo ludzie nie chcą brać udziału w bijatyce, nie chcą polityków którzy biją się o stołki. Ludzie wymagają, aby politycy ciężko pracowali – tak jak robią to zwykli ludzie w swoich zakładach pracy. Bo dzisiaj być politykiem to niekoniecznie zaszczyt a zwrot ,,Panie Pośle’’ wielu osobom może kojarzyć się z epitetem, a nie kimś zasługującym na szacunek. Klasa polityczna tak się skompromitowała, że dzisiaj wejście do tej rzeki jest dla wielu ludzi bardzo trudne. Jednak z drugiej strony jeżeli porządni ludzie w politykę angażować się nie będą, to zostaną wyparci przez Giertychów, Lepperów i innych dyplomatołków.
- Użył pan sformułowania autorstwa Władysława Bartoszewskiego. Jak należy ocenić bijatykę słowną m.in. wokół tego stwierdzenia. Czy można usprawiedliwiać ataki premiera Kaczyńskiego na osobę prof. Bartoszewskiego?
- Bardzo szanuję Władysława Bartoszewskiego. Znam jego życiorys i wiem, jakim jest autorytetem. Dlatego fakt, iż prof. Bartoszewski tak mocno, tak dobitnie krytykuje obecną sytuacje potwierdza tylko, że ja także mam racje. Bo myślę w ten sam sposób.
- Na początku rozmowy powiedział pan, że kampania Bogdana Lisa dopiero się rozpoczyna. Czy szykuje pan jakieś błyskotliwe strzały? Czy może pana kampania będzie spokojna i merytoryczna?
- Zdecydowanie to drugie. Jak już powiedziałem, przede wszystkim będę starał się przekazać jak największej liczbie wyborców informację o tym, ze startuję. Będę toczył również szereg debat politycznych. A poza tym mam zamiar spotykać się z ludźmi – wszędzie tam, gdzie jest to możliwe. Chcę pokazać, że mogę być posłem nie tylko Gdańszczan, ale również mieszkańców Tczewa, Malborka , Starogardu. Po prostu chce być posłem całego okręgu.
Bartoszewski miał rację
WYBORY 2007. Rozmowa z Bogdanem Lisem, wiceprzewodniczącym pomorskiej Partii Demokratycznej.
- 10.10.2007 15:02 (aktualizacja 20.08.2023 23:23)
Napisz komentarz
Komentarze