Szanowny Panie Wykształciuchu,
pozwalam sobie zwrócić się do Pana (oraz oczywiście do Pań Wykształciuchów, ale zdecydowałem się na użycie rodzaju męskiego), kierując się zarówno interesem wyborczym mojej partii, jak i – proszę nie czuć się zdziwionym lub oburzonym – specyficznie ojcowską troską, jaką wobec Pana odczuwam. W pewnym bowiem sensie jestem Pańskim duchowym i społecznym ojcem: nie ja Pana stworzyłem, istniał Pan i istnieje niezależnie ode mnie, ale nikt nie może mi odmówić tego, że to ja Pana odkryłem i nazwałem. A czyż nazwanie - i to takie które weszło w językowy i społeczny krwioobieg - nie jest w jakimś stopniu powoływaniem do życia, do pełni istnienia? Póki nie nazwałem Pana Wykształciuchem, póki Pana nie zdefiniowałem i nie określiłem, nie istniał Pan, ale co najwyżej wegetował, był Pan zaledwie „wykształciuchem w sobie”, ale nie „dla siebie”.
Jeśli powołałem Pana do pełni społecznego istnienia, to nic dziwnego, że poczuwam się do odpowiedzialności za Pana (społeczne ojcostwo rodzi wszak obowiązki) i nie jest mi obcy ból, który odczuwa Pan gorączkowo usiłując odpowiedzieć na pytanie: na kogo głosować 21 października tego roku. Chcę Pana przekonać, by głosował Pan na partię Prawo i Sprawiedliwość (lista nr 6) - formację, której współzałożyciel Pana też w symbolicznym sensie spłodził.
Wiem, że Pan za mną nie przepada. Boleję nad tym, ale jestem przekonany, że Pańska niechęć bierze się z nieporozumienia. Uznał Pan, że akt nazwania z mojej strony był zarazem aktem odrzucenia i potępienia. Nic bardziej błędnego, ale by to wyjaśnić trzeba zastanowić się przez chwilę kim Pan jest, skąd Pan przychodzi i dokąd podąża.
Jest Pan, Drogi Panie, osieroconym, wiszącym w społecznej pustce dzieckiem Wielkiej Zmiany, w tym wielkiej rewolucji oświatowej, która się po 1989 roku w Polsce dokonała. W 1989 roku było w Polsce ok. 1,9 mln ludzi z wykształceniem wyższym, obecnie – to ponad 5 mln. Ta rewolucja oświatowa złączona była i jest z fundamentalną zmianą struktury społecznej, politycznej, gospodarczej. Otóż, drogi Panie, każda Wielka Zmiana łączy się z wyrwaniem przez jej zakres, dynamikę i głębię ludzi z ich dotychczasowych grup społecznych i układów odniesienia; każda Wielka Zmiana wykorzenia, czy „wysferza” tych, którzy ją tworzą lub w niej uczestniczą. A odnosi się to tak do dzieci rolników, robotników, rzemieślników, jak i dzieci inteligentów, bo wysferzyć się, wykorzenić może także potomek od pokoleń inteligenckiej rodziny. Pan jako Wykształciuch jest właśnie wykorzenionym absolwentem wyższej uczelni, który swoją tożsamość buduje nie na poczuciu ciągłości i zobowiązań społecznych, ale na ich odrzuceniu.
Oczywiście wielka zmiana nie wykorzenia każdego. Jestem przekonany, że większość spośród tych, którzy w ciągu minionych kilkunastu lat zdobyli wyższe wykształcenie nie „wysferzyła się”, zachowała więź ze środowiskami, z których wyrosła, darzy je szacunkiem i funkcjonując w nowym otoczeniu i nowych ramach społecznych zachowuje poczucie ciągłości. Niemniej obok grupy społecznej, która tradycyjnie absorbowała ludzi z wyższym wykształceniem, czyli polskiej inteligencji oraz dużo węższej grupy, która swoją tożsamość, a przez to także swoje rozumienie lojalności i zobowiązań wobec innych grup społecznych i całej wspólnoty, buduje na importowanym etosie pracy i odpowiedzialności wysokokwalifikowanych profesjonalistów, pojawiła się masa takich jak Pan – bezprzydziałowych Wykształciuchów. Pan i Panu podobni zbudowaliście namiastkę tożsamości na resentymencie i odrzuceniu tych środowisk, z których wyszliście, bo w czasie Wielkiej Zmiany poczucie ciągłości i lojalności wydało się wam ograniczeniem i ciężarem. Przecież społeczne korzenie przeszkadzają w biegu do przodu. Przecież wartości polskiego inteligenta, robotnika, rzemieślnika, chłopa wydawały się tak beznadziejnie niedostosowane do nowoczesnego świata. Przecież ten nowoczesny świat, zmodernizowana Polska to miało być królestwo oddane Panu w niepodzielne władanie. Wybrał Pan świat społecznej i aksjologicznej pustki, bo pustkę łatwo zapełnić samemu. Ufundował Pan swoją sprawę na nicości, bo łatwo zostać cesarzem niczego.
Taki Pan jest, a mimo to zwracam się do Pana, by oddał Pan swój głos na listę Prawa i Sprawiedliwości i jestem przekonany, że trud mój nie będzie do końca daremny. A przekonanie to wspieram na przesłankach następujących:
Po pierwsze, ma Pan prawo czuć się oszukany przez tych, którzy Pana zapewniali, że Wielka Zmiana tworzy pusty obszar, swego rodzaju ziemię obiecaną, a przypadnie ona Panu. Wszedł Pan na nią i okazało się, że jest ona już wygrodzona, poprzedzielana niewidzialnymi barierami. Pracował Pan ciężko, chciał zostać adwokatem lub notariuszem i odbił się Pan od korporacyjnej bariery. Pracował Pan ciężko, założył małe przedsiębiorstwo, z wysiłkiem przekształcił je w średnie i chciał wypłynąć na wody wielkiego biznesu i odbił się od bariery układu. Pracował Pan ciężko przygotowywał się do realizacji dużego zamówienia publicznego i sprzątnął je Panu sprzed nosa konkurent posuwając walizkę z pieniędzmi pod stołem. Inni wcześniej rozpoznali to wielkie oszustwo. Pan żywił się złudzeniami tak długo, że teraz przepełnia Pana gorycz.
Nie lubi Pan mojej partii, ale wie Pan, że to my ujawniliśmy niewidzialne dotąd bariery i to my je obalamy. Nie obiecujemy Panu, że oddamy Panu ten obszar w niepodzielne władanie, bo tego nie obiecujemy nikomu, ale nasze wiarygodne jest zobowiązanie, że w ramach prawa i sprawiedliwości każdy będzie miał tu równe szanse. Dotąd oferowano Panu złudzenia. My proponujemy twardą, ale realną umowę.
Po drugie, zwracam się o Pański głos, bo sądzę, że zawsze woli Pan być po stronie silniejszych batalionów, a silniejsze bataliony ma moja partia. Tu nie chodzi tylko o przewidywane zwycięstwo w wyborach, choć dla Pana i dla mnie nie jest to bez znaczenia, ale przede wszystkim o głębokie przeświadczenie, iż w przeszłość odchodzi III Rzeczpospolita, jej społeczny kształt i szczególna rola jaką odgrywały jej elity, dla których Pan wraz z ogółem Wykształciuchów był swego rodzaju mięsem armatnim. Nawet jeśli po wyborach dojdzie do zawiązania koalicji strachu przez panów Kwaśniewskiego, Tuska i Pawlaka, to jest jasne, że kształt przyszłości będziemy nadawać my. A odnoszę wrażenie, że po prostu lubi Pan być z tymi, którzy kształtują przyszłość.
Po trzecie, zwracam się o Pański głos, bo czci Pan sukces, a dzisiaj w życiu politycznym sukces to my. Wiem, że do 2005 roku, a zwłaszcza w latach dziewięćdziesiątych miał nas Pan w głębokiej pogardzie. Ot, grupka oszołomów, żałosnych maniaków bełkocących coś o zasadach, korupcji, antykomunizmie, prawie i sprawiedliwości. Ale ku Pańskiemu zaskoczeniu sytuacja zmieniła się diametralnie. Dziś nasi przeciwnicy użalają się, labiedzą i kraj ponad 6-procentowego wzrostu gospodarczego przedstawiają jako dotknięty załamaniem gospodarczym. Czyż nie są groteskowi? Akt wyborczy określa świadomość i samoświadomość głosującego. Niech Pan powie szczerze: Pan człowiek nastawiony na sukces. Jaki Pan czuje polityczny i moralny związek z formacjami żalących się na los frustratów? Czy chce Pan przez najbliższe cztery lata żyć ze świadomością, że wspierał Pan przegrywających z powodu własnej nieudolności?
Dlatego apeluję do Pana, by 21 października zacisnął Pan – jeśli trzeba – zęby i głosował na PiS. A ponieważ to będzie niedziela polecam Panu lekturę przypowieści o robotnikach ostatniej godziny.
Z poważaniem,
Ludwik Dorn
Marszałek Sejmu RP, Wiceprezes PiS
Apel marszałka Dorna: Zagłosujcie „wykształciuchy”
WYBORY 2007. List otwarty marszałka Ludwika Dorna do polskiego wykształciucha przed wyborami 2007 roku.
- 16.10.2007 10:28 (aktualizacja 21.08.2023 00:56)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze