Policja poszukuje zabójcy 21-letniego Piotra Sikorę, zamordowanego podczas napadu na stację benzynowa w Egiertowie.
Egiertowo. Minęły trzy lata od tragedii na stacji, a zabójca Piotra wciąż nie jest znany.
- Był bardzo dobrym chłopakiem, samodzielnym, nic, tylko go podziwiać. Był przez wszystkich lubiany, miał bardzo dobry kontakt z klientami. Skończył zasadniczą szkołę zawodową, potem zaocznie technikum i niedługo przed tragedią rozpoczął studia na kierunku resocjalizacja. Wszyscy bardzo przeżyliśmy to, co się stało, trudno sobie nawet wyobrazić, co działo się w myślach jego rodziny – wspomina Leon Lieban, który wspólnie z ojcem Piotra prowadził stację PKN Orlen.
Zabił za 1 200 złotych
Był 2 listopada 2004 r. Tego dnia w należącej do spokojnych stacji paliw PKN Orlen w Egiertowie jak zwykle klientów obsługiwało dwóch pracowników. Jeden z nich musiał jednak załatwić ważne sprawy w Kościerzynie, dlatego też zwolnił się z pracy ok. godz. 18.00. Do czasu zamknięcia punktu, a więc przez dwie godziny, na stacji pozostał syn ajenta Piotr Sikora, bardzo lubiany przez klientów i znające go osoby.
Po 22.00 do domu w Przywidzu, gdzie chłopak mieszkał wraz z rodzicami, zadzwonił jego kolega. Pytał, czy chłopak jest już w domu, bo nie może dodzwonić się do niego na komórkę. Ojciec Piotra, który już wcześniej dziwił się, że syn zgodnie z przyjętą regułą nie przywiózł do domu kluczy od stacji, chwycił za telefon i kilkakrotnie wybierał numer jego komórki. Nikt nie odbierał. Obdzwonił resztę kolegów oraz wspólnika, ale nikt nic nie wiedział. Wsiadł w samochód i ruszył w stronę Egiertowa. Około godz. 23.00 był już na miejscu. Stacja była zamknięta, włącznie z drzwiami do budynku, ale obok stał samochód Piotra. Jego ojciec obszedł miejsce, potem chwycił za zapasowe klucze i podszedł do drzwi. Gdy tylko je otworzył, jego oczom ukazał się przerażający widok. Jego syn leżał w kałuży krwi z dziurą w głowie. Jego serce wciąż pracowało. Po chwili chłopak był już w karetce pogotowia, która przewiozła go do szpitala w Kartuzach. Lekarze walczyli o jego życie przez trzy godziny. Niestety, Piotr zmarł.
W wyniku sekcji zwłok stwierdzono, że przyczyną śmierci były dwa uderzenia zadane w głowę ciężkim przedmiotem. Zabójca, pomimo, iż na stacji znajdowały się inne pieniądze, zabrał ze sobą jedynie szufladę kasy fiskalnej. Znaleziono ją rozbitą kilka dni później, wraz z dwiema monetami o nominale 2 złotych oraz młotkiem w lesie pod Babim Dołem.
- Nie chce się wierzyć, że ktoś mógł zabić dla tak niewielkiej sumy. W środku znajdowało się niecałe 1,2 tys. zł – przyznaje Leon Lieban.
Na tropie mordercy
Śledztwo prowadzone przez Komendę Powiatową Policji w Kartuzach dostarczyło pewnych istotnych informacji. Przesłuchano wiele osób, w tym pracowników i ajentów stacji.
- O godz. 20.05 Piotr wystawił ostatnią fakturę na paliwo, potem zamknął całą stację i pewnie chciał wracać do domu. Ale z nabitego na kasie paragonu wynika, że siedem minut później sprzedał butelkę wody mineralnej. Prawdopodobnie ktoś zapukał, poprosił i wykorzystał fakt, że Piotr nie odmówiłby człowiekowi w potrzebie – spekuluje Leon Lieban.
- Dotarliśmy do osoby, która tankowała paliwo, wśród długiej listy przesłuchanych przez nas ludzi byli też pracownicy firmy budowlanej, którzy o tej godzinie wracali autobusem z pracy. Z tego, co mówili wynikało, że na miejscu zdarzenia widziano stojący przodem do trasy krajowej samochód osobowy koloru białego, najprawdopodobniej typu kombi, być może golf III. Jedna lub dwie osoby miały przy otwartej masce naprawiać coś przy silniku. Niestety, nie udało nam się zidentyfikować pojazdu – mówi prowadzący od początku tę sprawę mł. asp. Krzysztof Karczewski. Jak dodaje funkcjonariusz sekcji dochodzeniowo-śledczej kartuskiej komendy, z dystansem trzeba podchodzić do pojawiającej się hipotezy, że zaparkowany przy stacji samochód miał kościerskie tablice. Od liter GKS zaczynała się bowiem rejestracja białego golfa, jakim jeździł drugi z pracowników stacji, świadkowie mogli więc podawać te numery w drodze autosugestii.
100 tys. zł nagrody wciąż czeka
Żaden z tropów podejmowanych przez śledczych nie przyniósł rezultatu. Nie pomogły policyjne apele, portret pamięciowy sprawcy, emisja w bardzo popularnym wówczas telewizyjnym „Magazynie Kryminalnym 997”, ani też nagroda w wysokości 100 tys. zł za pomoc w ujęciu mordercy wyznaczona przez PKN Orlen. Śledztwo prowadzone w Kartuzach zostało umorzone, ale akta sprawy z prokuratury rejonowej w Kartuzach zabrała prokuratura okręgowa, a obecnie prawdopodobnie prowadzi ją gdański oddział Centralnego Biura Śledczego.
- Zebrany przez nas materiał dowodowy jest ubogi i nie ma takiego śladu, który po wykonaniu badań wskazałby podejrzanego. Zabezpieczyliśmy ślady, które znajdowały się na przedmiotach leżących w koszu i okolicy, na nieszczęście w niczym nie pomogły – przypomina Krzysztof Karczewski.
- Możemy tylko domniemywać, że ktoś czaił się na pracownika stacji próbując wykorzystać rzekomą naprawę samochodu. Czynu dopuścić się mogła osoba, którą Piotr znał bądź też ktoś, kto jedynie przejeżdżał przez Egiertowo i nigdy więcej nie odwiedził tych stron. W tej chwili praktycznie jedyną informacją, która mogłaby być pomocna w śledztwie, jest informacja świadków – dodaje kartuski śledczy. Przyznaje, że niestety szanse natrafienia na trop sprawcy tego wstrząsającego napadu maleją wraz z upływem czasu. I choć nie wróci to życia Piotrowi wszyscy mają nadzieję, że w końcu stanie przed wymiarem sprawiedliwości.
Portret pamięciowy zabójcy
* Na podstawie zeznań świadków sporządzono taki właśnie portret pamięciowy zabójcy. To mężczyzna z wyglądu mający powyżej 35 lat, około 175 cm wzrostu, charakteryzujący się lekko pochyloną sylwetką. Poruszał się białym samochodem, najprawdopodobniej typu kombi.
* Stacja PKN Orlen w Egiertowie. Prze trzema laty doszło tu do brutalnego napadu, podczas którego nieznany sprawca zamordował 21-letniego Piotra Sikorę.
W pamięci policjantów i mieszkańców powiatu kartuskiego rok 2004 zapisał się jako wyjątkowo tragiczny. W lipcu w lesie niedaleko Stężycy znaleziono ciało 48-letniej mieszkanki tejże miejscowości, dwa miesiące później zamordowano hurtownika z Grzybna. Nim opinia publiczna zdążyła ochłonąć po tych zbrodniach, doszło do tragicznego napadu w Egiertowie.
To, co 2 listopada spotkało 21-letniego wówczas chłopaka z Przywidza, wstrząsnęło wszystkimi. Zabójca, którego wciąż nie dosięgła ręka sprawiedliwości dopuścił się tak strasznego czynu rabując... 1200 zł.
Napisz komentarz
Komentarze