Dariusz Kubicki w rozmowie z Gazetą Gdańska wyjawia tajemnice sukcesu drużyny, ocenia poziom rozgrywek drugoligowych a także pokazuje angielską Premiership od kuchni.
ROZDZIAŁ PIERWSZY czyli Dariusz Kubicki w Lechii Gdańsk
O tajemnicy sukcesów Lechii
- Na razie to jeszcze nie są wielkie sukcesy, choć wszystko idzie w dobrym kierunku. Cieszy mnie bardzo stabilizacja formy, konsekwencja w grze i zdecydowanie. To chyba świadczy o tym, że cała drużyna i poszczególni zawodnicy rozumieją czego od nich wymagam.. Piłkarze ufają mi, widzą, że jeżeli słuchają moich wskazówek to wychodzi im na to dobre, gra sprawia większą przyjemność, zdobycze punktowe są większe a co za tym idzie - premie są większe. To wszystko powoduje, że zawodnicy chętniej trenują i jestem przekonany, że po okresie przygotowawczym będą prezentowali się jeszcze lepiej, bo wydaje mi się, że wielu z nich stać na to, żeby grać na coraz wyższym poziomie.
O trudnych początkach, atmosferze i rywalizacji o miejsce
- Wszyscy pamiętają jaka była sytuacja jak przychodziłem. Drużyna była rozbita, w dołku. Udało się nawiązać kontakt z czołówką i trzeba teraz postawić kropkę nad i. Ja jestem pełen optymizmu. Postaramy się wykonywać swoją pracę jak najlepiej. To jest między innymi rola trenera, żeby zawodnicy przychodzili zadowoleni, żeby ta ciężka praca na treningach sprawiała im radość. Zawodnicy czują ochotę do gry, chcą się rozwijać, widzą że każdy ma szansę. Jakby prześledzić, którzy zawodnicy u mnie grali i przez jaki okres to zauważyć można, że na swoją szansę musieli czekać tacy gracze jak Pęczak, Miklosik, Speichler, Buzała. Rybski też nie zawsze znajdowali miejsca w składzie. Chodzi o to, że zawodnicy wiedzą, że jestem fair. Jak ktoś dobrze wykonuje swoje zadanie, to nieważne czy ma 18 lat czy 25 – zawsze może liczyć na moje wsparcie.
O silę „drugiego frontu”
- Myślę, że poziom w drugiej lidze jest bardzo wyrównany. Wyniki z jesieni świadczą o tym, że każdy mecz będzie niesamowicie trudny, każdy zespół ma dwie trzy indywidualności, które decydują o jego sile i wydaje mi się, że druga liga również się rozwija z roku na rok.
Uważam też, że skutkiem stabilizacji formy w naszej drużynie jest to, że umiałem zaszczepić przekonanie, że najważniejszy jest najbliższy mecz. Chodzi o to żeby nie myśleć co będzie później, trzeba maksimum z siebie dać w najbliższym spotkaniu i to przynosi efekty.
Rybski, Buzała, Rogalski, Wołąkiewicz – czy poradziliby sobie w pierwszej lidze?
- Myślę, że tak. To są zawodnicy, którzy mają spory potencjał. Musiałby ktoś na nich oczywiście postawić i dać im szansę. Należy pamiętać, że szansa to nie jest 15 czy 20 minut lub jeden mecz. Szansa to przynajmniej siedem, osiem spotkań.
O Macieju Kalkowskim i jego szansach na grę
- Maciek miał pecha, nie mógł zaprezentować swoich umiejętności przede mną, ponieważ od kiedy byłem w klubie, cały czas zmagał się z kontuzją. Był taki moment, że już znalazł się w osiemnastce, widać było, że bardzo dobrze się prezentuje na treningach. Niestety znowu się przydarzyła kontuzja. Szczerze mówiąc, myślałem, że dla Maćka będzie lepiej, jak gdzieś pójdzie i będzie grał. W międzyczasie zawodnicy, którzy grają na jego pozycji eksplodowali – Wiśniewski, Andruszczak i Rogalski grali świetnie i on miał utrudnione zadanie żeby wejść. Kalkowski chce powalczyć, chce jeszcze trochę temu zespołowi pomóc i ja jestem przekonany, że jak będzie zdrowy to jest w stanie to zrobić
ROZDZIAŁ DRUGI czyli jak to w Legii i Łęcznej było
O pracy w Łęcznej i kibicach w Gdańsku
- Nie wiem, czemu pan mówi, że w Łęcznej mi się nie udało. Obejmowałem zespół w bardzo trudnej sytuacji, za zadanie miałem utrzymać drużynę w lidze. Biorąc pod uwagę wyniki od kiedy przyszedłem, to na zakończenie sezonu Górnik uplasował się na 9. miejscu. Gdy mnie zatrudniano, zespół był na pozycji spadkowej. Natomiast kolejny sezon, kiedy zwolniono mnie po trzech pierwszych meczach, to już inna historia. Graliśmy z Legią, Wisłą i Amicą, zdobyliśmy jeden punkt, ale to były wyrównane mecze. Trudno oceniać trenera po trzech spotkaniach. W sezonie wcześniejszym dostałem zadania utrzymać zespół i je wykonałem. Potem po pracy w Łęcznej było jeszcze kilka propozycji mniejszych czy większych, ale dopiero w Lechii znalazłem zespół, który chce się rozwijać, może iść do przodu i ma wielki potencjał wspaniałych kibiców. A całe Pomorze potrzebuje piłki w najwyższym wydaniu.
O pięknym okresie w Legii
- Cieszę się, że w Legii mogłem stawiać swoje pierwsze kroki w karierze trenerskiej. Po powrocie z Anglii to właśnie w Warszawie zaczynałem swoją przygodę z zawodem trenera, pracowałem aż 5 lat na różnych szczeblach jako pierwszy trener, trener drugiego zespołu, asystent i bardzo wiele się nauczyłem.
O odejściu z Legii
- Nie mam żalu do Legii, czasami tak jest, że właściciele klubu stawiają na innego konia i nie widzę tu żadnego problemu. W Warszawie była taka sytuacja, że w momencie gdy tam pracowałem nastąpiła zmiana właściciela. Na mnie stawiał poprzedni - pan Zarajczyk, przyszedł pan Walter – miał swoją, odmienną od poprzednika wizję. Zostałem zwolniony po sześciu spotkaniach – cztery wygraliśmy i mieliśmy dwa remisy. Do tego graliśmy 4 razy na wyjazdach, bo trzeba było robić podgrzewaną płytę. 14 punktów w sześciu meczach to nie był zły bilans. Wykorzystano moment gdy odpadliśmy w pucharach z Austrią Wiedeń. To był ówcześnie bardzo mocny zespół, który awansował do fazy grupowej i naprawdę z dużym powodzeniem sobie tam radził. W Austrii grali wtedy m.in. Mila, Blanchard, Sionko – naprawdę silna drużyna.
ROZDZIAŁ TRZECI czyli najbardziej wymagająca liga w Europie okiem byłego piłkarza Aston Villi, Birmingham i Sunderlandu
O tym dlaczego polscy piłkarze z pola w Premiership nie istnieją
- Liga angielska jest bardzo specyficzna. Gra się tam około 50 spotkań w sezonie, a poziom jest coraz bardzo wysoki. Co prawda teraz jest łatwiej otrzymać pozwolenie na pracę, kiedyś trzeba było spełniać określone wymogi. Sam kiedyś miałem problem z pozwoleniem, bo nie zagrałem 75% spotkań ligowych. Teraz jesteśmy w Unii Europejskiej, rynek pracy jest otwarty, a niekoniecznie nasi zawodnicy dostają szansę. Niektórzy gdzieś tam próbują swoich szans w odpowiedniku polskiej drugiej ligi, ale z różnym skutkiem. Nawet Piotrkowi Świerczewskiemu się nie udało, a przecież to bardzo dobry piłkarz. Kluby mają w Anglii nieograniczone możliwości finansowe i ściągają zawodników z całej Europy, co bardzo zaostrza konkurencję.
O kursach trenerskich i University of Sunderland
- Zrobiłem w Anglii wszystkie kursy trenerskie organizowane przez tamtejszą federację jakie tylko były możliwe. Myślę, że wiele mi to dało, wiele dała praca z trenerami w Anglii. Starałem się nie marnować czasu będąc zagranicą.. Ukończyłem również uczelnię University of Sunderland. Myślę, że to był olbrzymi sukces, gdyż były to studia dziennie. Rano jechałem na uczelnię, potem na trening i tak przez cztery lata udało się to zakończyć powodzeniem.
O treningu na Wyspach
- Trening w Anglii nie jest tak intensywny z tego względu, że jest duża ilość spotkań, które wyczerpują organizm zawodnika. Trenuje się raz dziennie, czasami dwa razy. Jednostki treningowe muszą być lżejsze ponieważ mecze rozgrywane są w niesamowitym tempie. W mojej ocenie liga angielska jest najszybszą i najbardziej wymagającą ligą świata a więc nie ma czasu na intensywną pracę w okresie startowym.
O słowach Maloudy* i diecie w Anglii
- Oczywiście w Anglii nikt zawodnikowi nie zagląda do talerza. Każdy się pilnuje, bo na jego miejsce jest dwóch następnych. Mój dzień przed meczem ligowym na Wyspach wyglądał następująco: w piątek po rozruchu nie wychodziłem nigdzie z domu, odpoczywałem, wcześnie szedłem spać. W sobotę do momentu wyjścia z domu (w Anglii nie było zgrupowań jeśli chodzi o mecze u siebie) wstawałem o 11.30, jadłem przedmeczowy posiłek – zazwyczaj złożony z makaronu, fasoli, tostów albo jajka na miękko i prosto z łóżka szedłem na mecz. Tam świadomość tego, że im więcej włożysz tym więcej wyjmiesz jest naprawdę ogromna. Zawodnicy nie zaspokajają się tym jakim autem jeżdżą i ile mają domów – u nas różnie z tym bywa. W Polsce jak jakiś zawodnik osiąga pewien poziom finansowy często spoczywa na laurach. Tam jest ten głód, to parcie – każdy chce wyciągnąć jak najwięcej i to się zawodnikom udaje, ale oni są naprawdę dedykowani piłce. Na Wyspach jest siedem tygodni przerwy, ja przez osiem lat nie dostałem żadnej rozpiski co mam robić w wakacje. Manager mówił, rób co chcesz – masz wrócić przygotowany. Tam już zawodnicy się spotykali na miesiąc przed rozpoczęciem, chodzili na siłownię razem, biegali, grali różnego rodzaju gierki, żeby być przygotowanym. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek wrócił z nadwagą.
* Francuski piłkarz Florent Malouda po przejściu do Chelsea Londyn powiedział, że nigdy nie osiągnąłby takiego poziomu gdyby zaczynał karierę w Anglii, gdyż tam zamiast trenować, non-stop się gra, a dieta piłkarzy nie jest przez nikogo kontrolowana.
Dariusz Kubicki w trzech aktach
GDAŃSK. Gdy obejmował Lechię Gdańsk, zespół był zupełnie porozbijany, świeżo po porażce u siebie z Odrą Opole. Na koniec rundy jesiennej Lechia jest trzecia w tabeli drugiej ligi, gra najciekawszą piłkę z wszystkich drużyn tego szczebla rozgrywek, a do tego awansowała do ćwierćfinału Remes Pucharu Polski.
- 21.12.2007 10:36 (aktualizacja 20.08.2023 02:04)
Napisz komentarz
Komentarze