Zamiast kilkudziesięciu milionów złotych mówi się o 700 mln zł (siedem razy więcej niż się spodziewano) - takie nieoficjalne informacje płyną z Brukseli (podała IAR). Zarząd stoczni zapewnia jednak, że tak wysokie żądania są nieporozumieniem, bo pomoc, jaką zakład otrzymał, jest znacznie niższa.
Prezes Stoczni Gdańsk S.A. Andrzej Jaworski wyjaśnia, że będą walczyć o uznanie niższej kwoty. Wskazuje, że potwierdzają to dokumenty Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zarząd opiera się na dokumentach, z których jasno wynika, że pomoc udzielona stoczni nie przekracza kilkudziesięciu milionów złotych.
Ukraińcy na tarczy z Brukseli
Europoseł PO Janusz Lewandowski ujawnił, że Komisja Europejska planuje postawić Stoczni Gdańsk , należącej już do ukraińskiej Grupy DONBAS twarde warunki: zamknięcie dwóch z trzech działających w stoczni pochylni albo zwrot pomocy publicznej. W tej sprawie był w Brukseli szef Donbasu Litwinow, lecz - jak widać - niewiele wskórał. Przedstawiciel poprzedniego Zarządu Stoczni Gdańsk stwierdził wręcz, że nie pozwolą na ograniczenie mocy produkcyjnych (zamknięcie pochylni), lecz są gotowi oddać tzw. pomoc publiczną. Mowa była o kwotach dużo niższych od tych wyliczonych (?) przez KE.
Zdaniem Janusza Lewandowskiego w tej sprawie konieczna będzie interwencja polskiego rządu. Eurodeputowany będzie zwracać się do ministra skarbu o zorganizowanie w Warszawie wizyty przedstawicieli Komisji, ponieważ w grę wchodzi los również innych stoczni. O uznanie za legalną publicznej pomocy walczy Stocznia Gdynia i Stocznia Szczecińska. Stocznia Gdynia miała zapewnienie z Brukseli, że pomoc udzielona przez instytucje państwowe po wejściu do Unii będzie uznana za legalną (bez konieczności zwrotu tej pomocy) pod warunkiem zamknięcia na 10 lat jednego z suchych doków. Na takie warunki strona polska wstępnie wyraziła gotowość do racjonalnych negocjacji z Komisją Europejską.
Czują się oszukani
Jacek Łęski, rzecznik ISD Polska powiedział, że czują się oszukani. Z dokumentów, do których mieliśmy dostęp przed zakupem Stoczni Gdańsk, nie wynikało, że może chodzić o tak gigantyczną kwotę. - Musimy teraz przygotować się na różne warianty rozwoju sytuacji: Rezygnację z działalności stoczniowej albo starania o unieważnienie transakcji zakupu Stoczni Gdańsk i wycofanie się z inwestycji - wyjaśnia Jacek Łęski.
Solidarność walczy
Kilka tysięcy związkowców chce tuż po Wielkanocy demonstrować przed siedzibą Komisji Europejskiej przeciwko groźbie likwidacji stoczni.
Powodem akcji jest oczekiwanie Komisji, aby Stocznia Gdańsk natychmiast ograniczyła o 2/3 swoją produkcję lub oddała 700 mln zł publicznej pomocy. Wcześniej mówiono tylko o ograniczeniu mocy produkcyjnych - zamknięciu dwóch z trzech pochylni - lub oddaniu 106 mln zł. Stocznia ma jednak zamówienia na statki do listopada 2009 roku - napisała "Rzeczpospolita".
Związkowcy boją się, że jeśli po planowanej prywatyzacji stoczni w Gdyni i Szczecinie Komisja Europejska postawi nowym inwestorom podobne żądania (choć plan ograniczeń mocy produkcyjnych w tych zakładach został uzgodniony z Brukselą już w lipcu ub.r.), to pracę straci kilka tysięcy osób ( "Rzeczpospolita").
Komisja Europejska dobije Stocznię Gdańsk?
GDAŃSK. Komisja Europejska może zażądać od Stoczni Gdańskiej zwrotu pomocy publicznej w dużo wyższej kwocie, niż się spodziewano. KE zażąda zwrotu nawet kilkuset milionów złotych, a nie kilkudziesięciu – jak wyliczył Zarząd stoczni. "Solidarność" stoczniowa wybiera się ponownie do Brukseli, aby demonstrować przed siedzibą Komisji Europejskiej przeciwko groźbie likwidacji stoczni.
- 31.01.2008 11:33 (aktualizacja 04.08.2023 13:54)
Napisz komentarz
Komentarze