Autorką zdjęć jest Iwona Delegiewicz, nad doborem fotografii czuwał Maciej Kostun. Opisy parków na planszach przygotowała dr Katarzyna Rozmarynowska, profesor Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej.
Pocztówki. Jak jest dziś? Wytworne, w białych sukniach
- Wszystko zaczęło się od artykułu prasowego na temat hali plażowej w Brzeźnie, planowanej do odbudowy, który ilustrowała reprodukcja starej pocztówki. – opowiada Iwona Delegiewicz. – Dotarłam do właściciela kartki, gdańskiego kolekcjonera, pasjonata, Mariusza Janeckiego, opowiedziałam o planach pokazania na fotografiach tego, co po pozostało z dawnych parków zdrojowych w Gdańsku dziś.
Ponieważ są to trudne miejsca do sfotografowania, na przykład w miejscu parku zdrojowego na Westerplatte nie ma niemal pozostało, jako wyjściowy materiał dla autorki mogły posłużyć pocztówki z tego okresu. Mariusz Janecki zainteresował się pomysłem i bez wahania udostępnił do publikacji na wystawie około trzydziestu pocztówek dotyczących tematu.
Iwona Delegiewicz zrealizowała plan, poszła śladem tych widokówek – efekt jej pracy oglądamy na wystawie, zachęcającej nas do spacerów po historycznych gdańskich parkach zdrojowych i spojrzenia na nie świeżym okiem. Zdecydowała się ponadto na kontynuację serii zdjęć w stylu retro ( poprzednia wystawa pt. „iść cienistą aleją… Parki Gdańska w fotografii Iwony Delegiewicz” również czynna była w Domu Uphagena), aby odbiorca miał urozmaicenie i wykonała prace stylizowane z udziałem modelek - studentek i doktorantek Uniwersytetu Gdańskiego, ubranych w białe, ślubne suknie. Tak powstała część trzecia prezentacji pt. „ …a cóż to za panna tak czarowna”. Piękne dziewczęta prezentują się imponująco w wytwornych sukniach, które Iwona wypatrywała na allegro i kupowała za symboliczną złotówkę, pięć złotych od sztuki, najdroższa kreacja kosztowała pięćdziesiąt złotych.
- Przy wykonywaniu zdjęć kreacyjnych zawsze dobrze się bawimy, tworzy się więź przyjacielską między osobami wcześniej się nie znającymi, bardzo to lubię, zawsze coś z tego może niespodziewanego, radosnego, wyniknąć,
– Zapowiada się kontynuacja pracy z udziałem tego zespołu – mówi Iwona Delegiewicz. - jest koncepcja pani dziekan, kierownika Katedry Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego, prof. Ewy Łojkowskiej, by wykonać więcej zdjęć dziewcząt w sceneriach parkowych i wydać je w formie albumu.
Zimne kąpiele – na zszargane nerwy
- O parkach w Jelitkowie, Brzeźnie, Stogach i Westerplatte mówić można zarówno kuracyjne jak i zdrojowe, to różnica tylko językowa - mówi dr Katarzyna Rozmarynowska. – O parkach na południu Polski mówiło się zdrojowe, bo tam były zdroje, to znaczy źródła. Nad morze przybywano na kurację i dla morskich kąpieli.
– Te cztery parki powstały w Gdańsku w XIX wieku, była wtedy na nie moda. Już na początku XIX wieku uwierzono, że zimne kąpiele dobrze robią na zdrowie, kontynuuje dr Rozmarynowska, wcześniej mówiło się, że raczej szkodzą. I zaczęły nad brzegiem Morza Bałtyckiego powstawać kurorty, pojawiła się moda na wyjazdy letnie nad morze. Kąpano się, ale raczej, przynajmniej początkowo, nie dla przyjemności, tylko dla zdrowia. Dla przyjemności, po kąpieli, spacerowano po parku, słuchano w plenerze muzyki, czytano książki, zabawiano się w letnich lokalach, brano udział w rozmaitych „fajfach”, dancingach.
- A kuracja była kuracją – mówi dr Rozmarynowska. – Były kąpiele zimne i ciepłe oraz solankowe, właściciele domów zdrojowych się prześcigali, żeby być na czasie ze wszystkimi urządzeniami kąpielowymi. Nie opalano się ówcześnie tak, jak dzisiaj, raczej spacerowano po plaży, stąd kosze, parasolki, długie suknie. A do kąpieli w morzu wjeżdżano nawet specjalnymi wózkami. Bywało, że panie wzdragały się przed zimną wodą i kąpielowe zanurzały je, z głową, na siłę i trzymały, bo wiedziały, ile czasu potrzeba, żeby pomogło. A najbardziej, przynajmniej tak sądzono, kąpiele w morzu leczyły zszargane nerwy.
Najwcześniej park kuracyjny powstał w Brzeźnie, które zasłynęło jako miejsce kąpielowe już na początku XIX wieku. Stanęła tam budka kąpielowa. Potem Stogi przemieniły się w miejscowość kuracyjną, ale ze względu na trudny dojazd, zaczęły one funkcjonować na większą skalę dopiero po wybudowaniu Mostu Siennickiego i doprowadzeniu linii tramwajowej (1927).
- W latach 30. XX w. przy samej plaży powstało pokazowe kąpielisko Wolnego Miasta Gdańska – przypomina dr Katarzyna Rozmarynowska. - Wcześniej piękny park zdrojowy z dużą salą znajdował się przy Pustym Stawie, w miejscu, gdzie później wybudowano Pasanil. Tam były łódeczki, które można było wypożyczyć i popływać po stawie.
Warto XIX wieczne mądre plany kontynuować
Park w Jelitkowie powstał stosunkowo późno, bo na początku XX wieku, po doprowadzeniu linii tramwajowej (1908). W następnym roku wybudowano: przy plaży halę plażową z restauracją, bufetem kawowym i dużymi salami, przeznaczonymi do odpoczynku przy brzydkiej pogodzie, drewniane łazienki dla pań i panów oraz atrakcyjne molo z platformą, do której przybijały statki żeglugi przybrzeżnej.
- Te parki gdańskie - na Stogach, w Brzeźnie, Jelitkowie i na Westerplatte – bardzo atrakcyjny, który przestał istnieć w okresie Wolnego Miasta Gdańska oraz w Sopocie, tworzyły sznur parków – kontynuuje dr Katarzyna Rozmarynowska. - Oczywiście dzisiaj nie są one tym samym, czym ówcześnie były, ale nadal są potrzebne, to skarby, o które powinno się dbać.
Park Haffnera w Brzeźnie w dużym stopniu został w ostatnich latach uporządkowany i pięknie wygląda, stwierdza dr Rozmarynowska. Z kolei Stogi zostały zdyskredytowane przy budowie Portu Północnego. Wiele się zmieniło od czasów, kiedy przyciągały kuracjuszy licznymi atrakcjami wokół i – zdaniem rozmówczyni - warunkiem, żeby Stogi odżyły, byłby długotrwały proces rewitalizacji społecznej dzielnicy.
- Zmieniły się realia, a wraz z nimi także sposób spędzania wolnego czasu i dawne parki kuracyjne stały się parkami miejskimi – mówi dr Katarzyna Rozmarynowska. – Nadal są potrzebne, choć nie kuracjuszom, a mieszkańcom. Jest ich za mało w stosunku do potrzeb. Aby to stwierdzić, wystarczy przejść się tamtędy przy ładnej pogodzie.
Dlatego kontynuowanie pomysłu z lat 30. XX wieku, polegającego na stworzeniu spójnego systemu zieleni - powiązania pasa parków nadmorskich z lasami położonymi na wysoczyźnie jest jak najbardziej wskazane i potrzebne. Miały one zostać połączone "zielonymi promieniami" - pasami parków i terenów rekreacyjnych, prowadzonymi dolinami potoków, nie nadających się przecież do zabudowy.
- Warto byłoby przywrócić ten sposób myślenia – stwierdza dr Katarzyna Rozmarynowska. - Tak się częściowo dzieje, o czym świadczy niedawna rewaloryzacja Parku Haffnera i budowa Parku Reagana. Brakuje jednak ciągle "zielonych promieni", którymi mogłyby być prowadzone ciągi piesze i ścieżki rowerowe – dodaje dr Rozmarynowska. Przecież jazda na dwóch kółkach byłaby wtedy o ile przyjemniejsza...
Napisz komentarz
Komentarze