Rozmowa z Adamem Orzechowskim, dyrektorem Teatru Wybrzeże
- Po przerwie urlopowej premiera „Seansu” Noela Cowarda zainauguruje w piątek, 4 października 2013 r., na Scenie Kameralnej w Sopocie, nowy sezon artystyczny 2013/2014 w Teatrze Wybrzeże. Zanim to nastąpi zapytam, czy jest pan usatysfakcjonowany przebiegiem minionego sezonu?
- Pozytywne odczucia dyrektora nie zawsze są miarą sukcesu, najważniejsze, żeby zadowolona była, przychodząca do naszego teatru, publiczność, a my będziemy robić co w naszej mocy, żeby poziom zainteresowania teatrem, satysfakcja widzów, stawały się coraz większe. Poprzedni sezon nie był łatwy, na samym początku gwałtownie spadło dofinansowanie, co miało wpływ na przebieg naszej pracy. Mimo oszczędności zrealizowaliśmy 10 premier, zaprezentowaliśmy 54 tytuły, odwiedziło nas ponad 80 tys. widzów. Grając z taką intensywnością, z satysfakcją powiem, że wszyscy pracowaliśmy uczciwie i zasłużyliśmy na krótki letni wypoczynek.
- Największe radości?
- Jest ich wiele. Na przykład bardzo się cieszę, że „Amatorki” - w reżyserii Eweliny Marciniak - przedstawienie, moim zdaniem, trudne, grane jest z dużym powodzeniem, nagradzane, a w najbliższym czasie zostanie zaprezentowane na prestiżowym festiwalu Boska Komedia w Krakowie. Hitem – zrealizowanym z rozmachem, bardzo dobrze przyjętym - okazały się „Czarownice z Salem”. Cieszy mnie realizacja „Podróży Guliwera” na Scenie Kameralnej w Sopocie, która nie miała dotąd repertuaru dla młodego widza, przedstawienie grać będziemy regularnie od października 2013 r. Repertuarowo trafiamy do różnych widzów, są ludzie, którzy po wielokroć chodzą na to samo przedstawienie, mamy z odbiorcami żywy kontakt. Ze 150 razy wystawiliśmy „Intymne lęki” i ciągle mamy pełną widownię. Od dziesięciu lat gramy „Zwyczajne szaleństwa” – na trzech scenach, w trzech różnych scenografiach i z wieloma zmianami wewnątrz zespołu. Są tytuły grane przez nas blisko 100 razy, jak „Słodki ptak młodości”, hitem nieustannym jest „Seks dla opornych”, jak się te przedstawienia pojawiają w repertuarze, bilety zostają wyprzedane bardzo szybko. To dobrze.
- Zamierzania w minionym sezonie nie zrealizowane?
- Ze względów finansowych oraz możliwości reżysersko – aktorskich przesunęły się nam niektóre premiery na obecny sezon. „Płatonowa” chcieliśmy zrealizować w sierpniu, „Seans” także zamierzaliśmy wystawić wcześniej. Ale nie lamentujemy z tego powodu. Jeśli mam już powiedzieć o bólach, chciałbym, aby pomimo problemów finansowych odbył się jesienny aneks do Wybrzeża Sztuki.
- Spodziewał się pan, że Scena Letnia Teatru Wybrzeże w Pruszczu Gdańskim bić będzie rekordy frekwencji?
- To jest jakiś fenomen, żadna z osób zaangażowanych w ten projekt, nie przypuszczała, że będzie to tak ogromny sukces. Jedno przedstawienie ogląda 600 – 800 osób, niektóre tytuły są grane już po 10 razy i ciągle widownia jest pełna. Miniony sezon był wyjątkowy, mieliśmy piękną pogodę. Ta scena jest czymś ożywczym dla naszego teatru, gramy na miejscu przedstawienia, które są lepiej, gorzej, przyjmowane, jedziemy do Pruszcza Gdańskiego i te same tytuły dostają jakiegoś wiatru w żagle, nabierają plenerowego klimatu, na przykład „Willkommen w Zoppotach”, wyjątkowo dobrze tam odebrane. Niedawno rozmawiałem z burmistrzem Pruszcza Gdańskiego, Januszem Wróblem i umówiliśmy się na finansowanie tego przedsięwzięcia w 2014 r.
- Teatr Wybrzeże jeździ do widzów coraz częściej.
- Obecnie uczestniczymy w programie „Teatr Polska”. Projekt proponuje przemieszczanie się zespołu w regionie, trafianie do miejsc, gdzie nie ma teatru. Miejsca, w których przedstawienia są grane, nie zawsze mają odpowiednie wyposażenie, ale w Tczewie, w Kwidzynie, nie jest tak źle. Jeździmy nie tylko po Pomorzu, w najbliższym czasie będziemy w województwie Wielkopolskim, między innymi w Krotoszynie. Spotykamy się z zupełnie inną, niż na co dzień, widownią, spektakle cieszą się w nowych miejscach dużym zainteresowaniem. Moglibyśmy zagrać w terenie zdecydowanie więcej przedstawień, ale to już jest kwestia i pieniędzy i możliwości czasowych zespołu.
- A jak Teatr Wybrzeże kształtuje młodego widza?
- Przychodzą do nas z uczniami nauczyciele – pasjonaci, ale są szkoły, w których ciągle mogłoby być lepiej. Miałem niedawno spotkanie z dyrektorami gimnazjów i liceów i mówiłem o szerokim wachlarzu naszych propozycji, o tym, że nie wszystkie spektakle są lekturą wprost, że nasze przedstawienia można analizować na lekcji wychowawczej, na przykład po obejrzeniu „Fazy delta”, czy „Sprawy operacyjnego rozpoznania” jest okazja do podyskutowania o różnych postawach, nieposłuszeństwie społecznym. Spektakl „Pan Tadeusz” także może być rozpatrywany wielowątkowo. Nigdy dyskusja o teatrze nie jest czasem zmarnowanym, jestem o tym głęboko przekonany, natomiast ciągle mam poczucie, że w szkołach realizuje się coraz więcej materiału i za mało jest czasu na to, żebyśmy przeanalizowali głębiej, zastanowili się wszechstronniej nad poruszanymi problemami. Wiemy, że ludzie często pojawiają się w teatrze, oglądają jakąś nudną lekturę szkolną i mówią, że oni więcej już do teatru nie pójdą. U nas takich przedstawień nie ma.
- W tym roku kalendarzowym zrealizowane zostaną dwie premiery: „Seans” i „Płatonow”, a co obejrzymy nowego w 2014 r.?
- W lutym Ewelina Marciniak i Michał Buszewicz, autorzy znakomitych, nagradzanych i szeroko komentowanych „Amatorek”, będą pracowali nad sztuką „Ciąg”. Twórcy spektaklu przyjrzą się tematowi alkoholu traktowanego jako panaceum, szczególnie jeśli chodzi o jego nadużywanie przez mężczyzn. Na przełomie lutego i marca Grzegorz Wiśniewski zrealizuje arcydzieło dwudziestowiecznej dramaturgii światowej „Kto się boi Virginii Woolf” Ewarda Albee'ego, z Dorotą Kolak i Mirosławem Baką. Zaproponowałem również Januszowi Wiśniewskiemu, aby wyreżyserował u nas „Martwe dusze” Nikołaja Gogola, chociaż niedokończone, to przez wielu uznawane za szczytowe osiągnięcie w dorobku tego autora. Premiera odbędzie się w marcu. Sezon zakończymy również rosyjskim akcentem, czyli spektaklem Nikołaja Kolady - jego autorstwa i w jego reżyserii. Roboczy tytuł spektaklu to „Okręt głupców” lub „Statek szaleńców”. Pod koniec maja na Scenie Kameralnej wystawimy „Wyspę Marivaux” w reżyserii Iwo Vedrala, na kanwie mistrzowskich miniatur: „Sporu”, „Wyspy niewolników” i „Igraszek trafu i miłości”, zapomnianego dziś nieco osiemnastowiecznego klasyka. Ale ich konotacje będą zdecydowanie współczesne, wywiedzione z Gombrowicza i „Platformy” Houellebecqa. Wrócimy też do pomysłu wystawienia tekstu Radosława Paczochy o Broniewskim - z jednej strony Polaku i wybitnym poecie, z drugiej człowiekiem uwikłanym w politykę i skomplikowane relacje osobiste. To fascynująca biografia „Polaka, katolika, alkoholika”, jak sam o sobie mówił, otwierająca przestrzeń do zażartych dyskusji. Tradycyjnie również przygotujemy premierę na Scenę Letnią w Pruszczu Gd. Tym razem będzie to komedia Dereka Benfielda pod roboczym tytułem „Staruszek portier” o modnej, ekscytującej, chociaż niebezpiecznej, zabawie w swingowanie. Na początku kolejnego sezonu, na przełomie października i listopada, kolejną premierę przygotuje Adam Nalepa - jej tytuł jest jeszcze w trakcie ustalania. Chciałbym również by w przyszłym roku pojawił się na naszej scenie spektakl przygotowany przez debiutującego adepta sztuki reżyserskiej.
- W premierze „Seansu” zadebiutuje aktorka Agata Bykowska.
- Agata Bykowska, tegoroczna absolwentka krakowsko-wrocławskiej PWST weszła do naszego zespołu aktorskiego po niezwykle udanym starcie w spektaklu dyplomowym Moniki Strzepki Love&Information. W nowym sezonie będziemy też na stałe oglądać Annę Kaszubę, która wystąpi w premierowym „Seansie”, a nasi widzowie mieli już okazję oglądać ją w „Czarownicach z Salem”. Prowadzimy również rozmowy z Katarzyną Figurą, która pewnie pojawi się w naszych przedstawieniach.
Napisz komentarz
Komentarze